ROZDZIAŁ 18

984 69 13
                                    

-Nazywam się Autumn..

Wszystko się skończyło. Wojna a wraz z nią źli Ludzie Nieba, zostali tylko ci dobrzy o ile w ogóle tacy są.

-Autumn Evans, mam szesnaście lat i pochodzę z Nowej Ziemi. Z miejsca które mój gatunek zagarnął dla siebie, niszcząc tym samym cuda natury odkrytego księżyca. 

Brunetka wciąż nie mogąc się uspokoić zaczęła rozglądać się po poległych cywilach. Matki wraz z dziećmi leżały niczym worki, ich puste spojrzenie doprowadzało Autumn do jeszcze większej furii. Neteyam wstał chwiejnie z ziemi i przetarł krew lecącą z nosa oraz wargi. Ucierpiał, ale nie tak mocno jak nastolatka się spodziewała, osiemnastolatek spojrzał na nieruchome ciało Kevina. Nie znał go jednak wiedział ile był wart dla nastolatki

Neteyam ostrożnie podszedł do brunetki i ujął jej zakrwawione dłonie

- Już po wszystkim.. Nikt już nam nie grozi.. - szepnął chcąc jakoś odwrócić uwagę przyjaciółki

- Nie.. Nie jest po wszystkim.. - odpowiedziała spoglądając na jego poobijaną twarz - Nic ci nie jest? - spytała szeptem dotykając opuszkami palców twarzy, chłopak syknął 

- Żyje, to najważniejsze.. - odparł również spoglądając na ciało martwego dziewięciolatka - Lubiła go.. - westchnął i kucnął nad ciałem Flo, nim dziewczyna coś powiedziała Neteyam przejechał palcami po jego oczach, tym gestem powieki chłopca się zamknęły

- Cześć, jestem Autumn, a wy? - mała brunetka z pulchną twarzyczką wybiegła pomiędzy nóg ojca i stanęła w progu własnego domu gdzie stali państwo Jones wraz z chłopcami Smith

- Summer, będziesz moją przyjaciółką? Jeśli tak to chodź się bawić. - drobna blondynka stanęła między chłopcami trzymając ich za ręce - Ten wysoki to Stuart, a ta sierota to Kevin. On będzie moim mężem i będziemy mieszkali w dużym domu. Ty sobie weź tego wysokiego. - pięciolatka dodała na co wszyscy się zaśmiali 

- Autumn! - usłyszała za sobą głos Lo'aka, brunetka niemalże natychmiast rzuciła się do biegu w jego stronę - Co tu się stało..? - spytał przerażony gdy po ciężkiej wojennej nocy mógł przytulić swoją ukochaną

- Musiałam to zrobić.. Nie było innego wyjścia.. - Autumn schowała swoją twarz w zagłębieniu szyi Na'vi

- Kevin! - Stuart uwolnił się z mocnego chwytu Jake'a Sully'ego i podbiegł do sztywnego ciała brata - Nie, nie.. - zaczął płakać jak małe dziecko tuląc do siebie ostatniego członka jego rodziny

- Nazywam się Autumn, znalazłam się tu całkiem przez przypadek. Pewnego dnia zapragnęłam pobyć sama na pierwszej w historii wycieczce do lasów Pandory. Ten dzień okazał się ostatnim normalnym, a to tylko i wyłącznie przez małe nasionko. 

Rozpaczliwi głos Ronal rozniósł się echem po całej wiosce. Kobieta chodziła do każdego leżącego ciała i kucała nad nim. Neytiri widząc poobijanego syna szybkim krokiem podbiegła do niego i zaczęła wypytywać o stan jego zdrowia. Chłopak pierwszy raz odpowiadał jej niechętnie, nie chciał jakiejkolwiek uwagi z jej strony. Wolałby zapomnieć jak najszybciej o dzisiejszym dniu i zeszłej nocy. O wydarzeniu które odcisnęło piętno na Na'vi i ludziach

- Jesteś moja najlepszą przyjaciółką. Jesteś moją siostrą. Nigdy nie pozwolę by coś ci się stało.. - Autumn mocno przytuliła do siebie zapłakaną blondynkę, ten dzień nie był dla nich najlepszy

Ten dzień nie był dla nich najlepszy. Autumn mimio wyrzutów sumienia wiedziała że musiała to zrobić. Miała wybór, albo to kończy, albo Summer by zabiła Neteyama..

- Robiłam to wszystko dla ciebie, a ty mówisz mi że on są twoją rodziną? A co z twoimi rodzicami? Co ze mną?! Zabiłam Kevina! Dla ciebie!! - Autumn nigdy nie widziała blondynki w takim stanie. Summer celowała prosto leżącego osiemnastolatka 

- Proszę nie.. - Evans szepnęła zanosząc się ponownie płaczem - Zginęło tylu niewinnych.. Czemu dalej to ciągniesz!? - zapytała siedząc bezczynie na piasku obok nieżywego już Kevina

- Bo cię kocham! I jako jedyna staram się być rozsądna! - Summer spojrzała w kierunku Na'vi i wzięła głęboki wdech, Autumn w tym samym czasie chwyciła za leżący obok niej sztylet niebieskoskórego przyjaciela 

Gdy blondynka przymknęła oczy, Evans wstała i ustała za nią. To była chwila. Padł strzał, na szczęście nie celny. Summer odchyliła się do tyłu i wpadła w ramiona przyjaciółki, z jej ust pociekła stróżka ciepłej i ciemnoczerwonej krwi

- Przepraszam.. Miałam wrócić zanim się obejrzysz.. - Autumn szepnęła poprawiając poplątane włosy blondynki - Przepraszam.. - dodała wtulając w siebie jej ciało

Tego samego dnia wieczorem, odbył się rytuał pogrzebowy dla poległych. Wśród nich znaleźli się również Kevin i Summer, oczywiście za zgodą Ronal. Po tym wieczorze nic już nie było takie same. Autumn budziła się w nocy z koszmarami, nie jadła ani nie spędzała czasu z bliskimi. Nie ucieszył jej nawet fakt że Tonowari pozwolił im zostać już na stałe. Nie potrafiła się cieszyć z rozkwitającej miłości Neteyama i Tsireyi. Nie mogła patrzeć na Neteyama

 Widząc go miała wrażenie że ponownie znajduje się w tej trudnej sytuacji. Cały czas zadawała sobie pytanie, co by było gdyby? Gdyby nie odłączyła się od swojej klasy, gdyby nie poszła nocą do lasu i nie ugania się się nasionkiem, gdyby wróciła tym rannym transportem do domu. Gdyby w ogóle nie istniała.. 

Co by było wtedy? 

Co by było, gdyby? 

Jedno jest pewne, nigdy nie uzyska odpowiedzi na te pytania. Czy tego chce czy nie, ona żyje. Ona żyje, i musi sobie poradzić, musi zacząć żyć normalnie. Jak nie chce dla siebie to musi dla osób które jej w swoim życiu potrzebują. 





- Nazywam się Autumn, mam dwadzieścia trzy lata i to jest mój ostatni dzień jako człowiek. Ostatni dzień jako Człowiek Nieba, od jutra moje życie się zmieni. 



//

Rozdział taki trochę chaotyczny, ale po wielu próbach napisania go to właśnie taka forma odpowiada mi najbardziej. Miłego czytania! 

//

AVATAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz