ROZDZIAŁ 8

1.2K 92 4
                                    

ROK 2169
Pandora

Nastolatka głęboko oddychając oparła się plecami o ciało starszej kobiety. Tsahik spojrzała w dół i położyła swoją dość sporych rozmiarów dłoń na jej głowę, Autumn spojrzała na nią i przetarła ręką pod nosem. Cały kciuk był pokryty ciepłą, i czerwoną cieczą 

- C-co to było? - spytała wciąż próbując uspokoić oddech 

- Nie wiem, pierwszy raz od czasów Pierwszych Pieśni nie było na świecie Strażnika Równowagi.. Ale jedno jest pewne, Wszechmatka jeszcze nie chce byś decydowała o życiu innych.. - Mo'at wstała z ziemi i zwróciła się w kierunku białego drzewa - Wszechmatko, czemu? - spytała 

Autumn jednak nie miała ochoty słychać Mo'at. Nachyliła się nad martwym stworzeniem i pogłaskała jego łeb, poczuła jak jej ręce z każdym dotykiem skóry konia trzęsły się coraz bardziej. Nie mogła powstrzymać emocji, czuła ogromne poczucie winy za śmierć odzwierciedlającej wolność istoty

- Widziałam cię.. - szepnęła ocierając łzy

Po skończonej "lekcji", opierającej się głownie na znajomości modlitw do Eywy, Autumn nie wróciła do domu Pająka i państwa McCoskerów. Wolała pobyć sama, wolała przemyśleć parę spraw i poważnie zastanowić się nad swoim życiem. Brązowowłosa dotarła do jej ulubionego miejsca, mała polanka z płynącym strumykiem, na samo przypomnienie o cudownych wspomnieniach z tego miejsca sprawiało że czuła przyjemne dreszcze

- I co teraz..? - spytała siadając na emanującej przyjemnym dla oka światłem trawie - Jestem tu, jak chciałaś. Żyje, bo chciałaś.. Ale jakim kosztem? Czy z każdą śmiercią będę przeżywać podobną pustkę? Czemu ja?! - spytała spoglądając w pustą przestrzeń przed sobą - Czemu ja.. - dodała ciszej wyrywając źdźbło trawy - Nie jestem taka jak oni, nie umiem tak żyć. Przyzwyczaiłam się do wygody, jaki masz na mnie plan? Daj mi jakiś znak, coś naprawdę małego. Coś co mi pokaże dlaczego mam walczyć, coś co wskaże mi poprawną drogę.. - na jej dłoń przyleciało małe nasionko Drzewa Dusz - Ty masz mi to wskazać? Nie obraź się Wszechmatko, ale jakoś ci to w moim przypadku nie idzie.. - nastolatka odruchowo spojrzała za siebie

Jej oczom ukazały się miliony nasionek wzdłuż ścieżki, Autumn wstała i zaczęła nią iść. Nasiona zaprowadziły ją prosto pod Drzewo Dusz, jednak zamiast Mo'at ujrzała tam plecy znanego je Na'vi. Niestety, ale tego mniej lubianego 

- Neteyam? - spytała wciąż trzymając nasiono na dłoni, chłopak z grymasem na twarzy odwrócił się do niej. Na jego dłoni również spoczywało nasionko - Wyglądasz mizernie.. - dodała spoglądając na jego twarz 

- Naprawdę? - spytał z lekką nutą ironii - Prawie zginąłem. - dodał wypuszczając w powietrze trzymany obiekt 

- Wiem.. - nastolatka palnęła bez zastanowienia i zrobiła to samo ze swoim nasionkiem - Tu rosną zielone jagody, jak chcesz to mogę ci pomóc. - brunetka szepnęła podchodząc do krzaka ze średnią wielkością owoców - Twoja babka mnie uczyła, więc raczej nie zrobię ci krzywdy. - podeszła do chłopaka ze zerwanym owocem, ten niechętnie usiadł na ziemi pozwalając brunetce się nasmarować 

Nastolatka rozerwała delikatną zieloną skórkę owocu, i zaczęła palcem jeździć po jego wnętrzu by zebrać leczniczą część jagody. Owoc w konsystencji jak i zapachu przypominał aloes, znany na Ziemi. Mając na palcu śluz jagody przyłożyła go na ranę chłopaka, między nimi pojawiała się dziwnie niepokojąca cisza dzięki której można było słyszeć ciche pojękiwania Neteyama 

- Powinno pomóc, chociaż dobre i parę godzin. - Autumn szepnęła odkładając owoc na trawę - Czemu tu przyszedłeś? - spytała siadając naprzeciwko niego

- Woli Eywy nie wolno się sprzeciwiać, dała mi znak bym tu przyszedł. Tak samo było w dzień gdy zobaczyliśmy.. Lo'ak chciał cię zabić, jednak pojawiła się ona, Wszechmatka cię naznaczyła.

Autumn zdębiała, Lo'ak nigdy nie wspominał o incydencie z zamiarem jej zabicia. Zrobiło się jej przykro, jednak wciąż się uśmiechała nie chciała dać satysfakcji najstarszemu z rodzeństwa 

- Rozumiem. - odparła głośno wzdychając - Dlaczego mnie nie lubisz? - spytała bawiąc się swoimi palcami 

- Dlaczego, pytasz? Otóż dlatego że jesteś człowiekiem, przez których tak wielu z nas zginęło. Jesteś człowiekiem przez których musimy się ukrywać. Nigdy ci nie zaufam, ale cię lubię bo dzięki tobie Lo'ak się trochę ogarnął. Między nami nigdy nie będzie przyjaźni, i żebyś sobie nie wyobrażała, to lubienie kogoś ma pojęcie względne.. - osiemnastoletni Na'vi wstał z ziemi, a za nim dziewczyna

Tu różnica w wielkości była znacznie większą. Neteyam dorównywał wzrostem dojrzałych Na'vi, co za tym idzie że sięgał już trzy metry, a Evans wciąż metr siedemdziesiąt pięć. Musiała zatem cofnąć się o parę kroków by czuć się swobodnie, i nie być skrępowaną 

- Posłuchaj mnie, niebeska tyczko. - zaczęła karcąc go palcem wskazującym - Nie zależy mi na twoim towarzystwie, ja przyjaźnie się z Pająkiem i tym drugim cudakiem z kosmosu. To miłe że ktoś docenia to, że staram się by wasz ojciec też go chwilami zauważył. Macie chory system, jednak jak Kiri zauważyła że z racji bycia i obcowania z ludźmi, których tak naprawdę się boicie, mogę wam pomóc. - brunetka westchnęła i opuściła swoją dłoń - Nie mogę jednak tego zrobić dopóki ty nie porozmawiasz ze swoim ojcem, by mnie wysłuchał.. - dodała pół tonu ciszej 

- Nie ma potrzeby wszczynać wojny z ludźmi. Póki możemy to będziemy ich straszyć, a później się zobaczy.. - Neteyam odwrócił się do niej tyłem i ruszył w kierunku swojego domu

Autumn ponownie westchnęła i zerknęła na cudownie wyglądające niebo 

- Serio, Neteyam? To już z Tuk bym się lepiej dogadała.. - wzruszyła ramionami i sama udała się do domu


AVATAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz