Można było powiedzieć że Rosallie Stark miała udane życie. Wywodziła się z bogatej i znanej rodziny, była jedną z najmądrzejszych kobiet na świecie. A bardziej, ona była najmądrzejszą kobietą na świecie. Miała kochanego brata, najlepszą pod słońcem przyjaciółkę, oraz kochającego chłopaka, za którego mogła się zabić, bo wiedziała że był w stanie zrobić to samo dla niej.
Z Williamem Smith poznała się cztery lata wcześniej, gdy została zmuszona zaczęcia terapii, by zwalczyć uzależnienie od narkotyków. Pierwszy raz poznała bruneta, w momencie gdy ten wdał się w bójkę, podczas głodu narkotykowego, z jednym z ochroniarzy. Nie wiedziała czemu, podbiegła do niego i odciągnęła od dwa razy większego mężczyzny. Mimo że z początku chłopak był na nią z tego powodu wściekły, tak po paru sesjach terapeutycznych razem, zbliżyli się do siebie. Byli dla siebie kotwicami, aby skończyć z nałogiem. Razem opuścili zakład zamknięty, już jako najlepsi przyjaciele. Rok później zostali parą, gdy ona miała siedemnaście a on osiemnaście lat.
Kochała w chłopaku fakt, że nie kochał jej za nazwisko, bądź fortunę. Na początku w ogóle nie podała mu swojego nazwiska, oraz nie mówiła imienia starszego brata. Chciała być pewna, czy on ją polubi za to jaka jest, a nie za to, kim jest. I miała rację. Smith miał to kompletnie w nosie, nienawidził gdy Rosallie płaciła za niego, bądź kupowała mu drogie prezenty.
Jednak zawsze brakowało jej jednego. Pełnej rodziny. Rodziców, dziadków, kuzynów czy wujostwa. Przez fakt ile jej rodzice mieli lat, gdy pojawiła się na świecie, jej dziadkowie nie żyli. I Howard i Maria byli jedynakami, znaczyło to więc że nie miała żadnej dalszej rodziny. Przez osiemnaście lat życia, skazana była wyłącznie na swojego brata, przyjaciela rodziny, Obadiah Stane'a, przyjaciółkę swojego ojca, Peggy Carter oraz później na bliskich przyjaciół.
Ale nie mogli wypełnić pustki w jej sercu, która pojawiła się z dniem w którym straciła rodziców. Z chwilą ostatniego krzyku swojej mamy, znaczna część jej serca, zniknęła, oczywiście metaforycznie.
Luty 2009
Malibu, Kalifornia
Brunet gdy tylko poczuł na swojej twarzy promienie wstającego słońca, zasłonił się kołdrą, po samą głowę, cicho wzdychając. Podniósł się jednak, mrugając parę razy oczami, gdy obok siebie nie wyczuł dziewczyny, z którą w nocy jeszcze spał. Zrzucił z siebie kołdrę, odsłaniając wyrzeźbioną klatkę piersiową i podpierając się rękami usiadł, rozglądając się dookoła. Zauważył stojącą niedaleko brunetkę, stojącą przed oknem na wysokości całej ściany, która wpatrzona była w plażę, obok której znajdywał się jego dom.
Wstał z łóżka, ruszając w stronę swojej partnerki. Stanął za nią, złapał ją w talii i przysunął bliżej siebie, po czym złączył dłonie razem, na wysokości jej brzucha, opierając w tym samym czasie głowę o jej ramię.
- Mówiłem ci coś o spaniu w nocy, księżniczko.- mruknął szeptem, sennym i zachrypniętym głosem, nachylając się do jej ucha. Stark cicho zachichotała, czując ciepły oddech chłopaka, na swoim uchu.- Później narzekasz że wyglądasz, jak siedem nieszczęść.
- A ty potem się ze mną kłócisz, że to tylko moje fanaberię.- dodała z uśmiechem, odwracając swoją głowę a lewo, by spojrzeć na twarz Williama. Jak zwykle spojrzała prosto w jego ciemne brązowe oczy, przegryzając tym samym lekko wargę.
- A potem z kolei, kłótnia kończy się tak wspaniale, że twój brat może nam wyłącznie pozazdrościć.- odparł w żarcie, mrugając do niej jednym okiem, z chytrym uśmiechem. Rosallie zaśmiała się na tą uwagę, a jej policzki przybrały rumiany odcień. Spuściła głowę w dół, wyraźnie zawstydzona. William szybko złapał ręką jej podbródek i ponownie uniósł w górę.- Tylko żartuję, księżniczko. Nie obrażaj się na mnie. Skończyły mi się już sposoby, jak cię rozweselić.
CZYTASZ
Rosallie Stark: The Beginning of Chaos
FanfictionRosallie od małego była wychowana w światłach reflektorów. Nic dziwnego, zważywszy na jej nazwisko, który znał cały świat od wielu dekad. Nie mogła więc wyobrażać sobie lepszego życia. Denerwujący ale kochany brat, bez którego by nie dała sobie rady...