To miała być najlepsza chwila, w całym jej życiu, a stała się zaledwie maleńkim wspomnieniem. Urywkiem. Była w ciężkim stanie, ciąża była zagrożona, a Stark w dalszym ciągu nieprzytomna, podczas zabiegu cesarskiego cięcia, który miał ocalić życie jej potomnych. Nie miała nawet chwili, aby zobaczyć bądź trzymać w rękach maluchów, bo od razu zostały przewiezione na oddział i wsadzone do inkubatorów, które miały pomóc im utrzymać się przy życiu.
Jedyne co Rosallie mogła zrobić, to rano opuścić swoją salę, by przez szybę przyglądać się, jak pielęgniarki badają bliźnięta. Bolało ją nieziemsko, że była tak blisko, a jednak daleko. To nie tak miało to wszystko wyglądać. Powinna urodzić normalnie, a u jej boku powinien się znajdować William, trzymający ją za rękę dla wsparcia. Objąć swoje dzieci, chociaż je zobaczyć z bliska.
Ale jedyne co mogła robić, to stać. Do czasu, aż nie dostała telefonu, z nieznanego numeru, informujący ją, że Tony miał kolejne kłopoty. Tak więc z bólem serca, po upewnieniu się że Tina będzie mogła ją zastąpić na moment, wypisała się na żądanie, pomimo wyraźnego zakazu od lekarza i ruszyła jak najszybciej do willi.
Widok który zastała, przeraził ją. Cały dom był zniszczony, niektóre pomieszczenia doszczętnie, lecz były też takie, które zachowały się w prawie idealnym stanie. Powybijane szkło oraz gruzy ścian, walały się wszędzie, a do tego budynek był otoczony przez jakiś agentów.
- Tony? - zawołała, rozglądając się za bratem. Zatrzymała swój wzrok na balkonie, zajętym przez bruneta oraz obcego mężczyznę. Zmarszczyła brwi i podeszła bliżej, w momencie gdy oboje na nią spojrzeli.
- Rosie? Nie miałaś być w... Jak bliźnięta? - zapytał zmartwiony, podnosząc się, by do niej podejść. Rosallie zatrzymała go ręką, skupiając się na czarnoskórym mężczyźnie, ubranym na czarno.
- Pod okiem lekarzy. Ktoś mi może powiedzieć, co się stało z domem? - warknęła, przenosząc wzrok na brata. Ten gdy tylko usłyszał jej ton, odkaszlnął i odwrócił głowę do swojego wcześniejszego rozmówcy.
- Rektor w twojej piersi, opiera się na niedopracowanej technologii.
- Był skończony. Słabo działał, póki go nie zmniejszyłem i...
- Nie. Howard mówił, że reaktor łukowy... - zaczął spokojnie mężczyzna, ale szybko mu przerwano.
- Chwila, Howard? Dobra do cholery, o czym powinnam wiedzieć?
- To etap na drodze do czegoś lepszego. - kontynuował jednooki, nie zważając na zirytowaną Stark, która wręcz nienawidziła gdy się ją ignorowało. Zwłaszcza gdy przeczucie mówiło jej, że sprawa jest poważna. - Miał rozpocząć wyścig energetyczny, który przyćmiłby wyścig zbrojeń. Pracował nad czymś wielkim. Tak wielkim, że reaktor jądrowy wyglądałby przy tym jak bateryjka.
- Tylko on, czy razem z Antonem Vanko? - spytał z kpiną Tony, nachylając się, by nalać sobie wody.
- Czy ja się stałam niewidzialna?
- Anton to druga strona medalu. Widział w tym szansę na zysk. Wasz ojciec sprawił, że go deportowano. A Rosjanie zesłali go na Syberię, gdzie przez dwadzieścia lat podsycał wściekłość wódką.
- O to teraz nagle wasz? - prychnęła, przewracając oczami.
- Z jego synem miałeś nieszczęście spotkać się w Monako.
- Mówiłeś, że nie próbowałem wszystkiego. Co przegapiłem?
- Wychodzę. - rzuciła zmęczona tym, jak bardzo niby była potrzebna, a okazało się nieprawdą. Uniosła ręce do góry i odwróciła się na pięcie, ruszając do środka domu.
CZYTASZ
Rosallie Stark: The Beginning of Chaos
FanfictionRosallie od małego była wychowana w światłach reflektorów. Nic dziwnego, zważywszy na jej nazwisko, który znał cały świat od wielu dekad. Nie mogła więc wyobrażać sobie lepszego życia. Denerwujący ale kochany brat, bez którego by nie dała sobie rady...