Rosallie od kilku tygodni z powodu ciąży, zmuszona była zawiesić treningi samoobrony, lecz przysięgła sobie że nie długi czas po narodzinach bliźniąt, powróci do poprzedniej kondycji, kiedy tylko będzie mogła sobie na to pozwolić. Uważała że z powodu wydarzeń poprzedniego roku, musiała wiedzieć na przyszłość, jak się walczy, aby uniknąć podobnych sytuacji. I chociaż uczenie się strzelania z broni jej nie pociągało, tak robiła to walka z nożem. Nie była w tym jakaś idealna, lecz sama dla siebie dążyła do tej perfekcji.
Ale musiała przyznać, że tęskniła za ćwiczeniami na domowej siłowni Tony'ego. Mniej tęskniła za Happy'm, który szybko znudził jej się jako trener. O wiele bardziej lubiła treningi z Willem, który nawet jeśli starał się jej nic nie zrobić, tak jednak potrafił dać jej wycisk na macie. A potem z przerażeniem przepraszać, gdy pomyślał że przesadził.
Ale jeszcze bardziej tęskniła za ciągłymi kłótniami Pepper i Tony'ego, którzy poważnie kłócili się jak stare małżeństwo, a ona oczywiście musiała ich godzić, albo być tłumaczem swojego brata.
Tak było i w tym przypadku, kiedy to do warsztatu Starków, weszła poirytowana Potts, zaczynając kolejną kłótnię, na ten sam temat co zwykle. Nieodpowiedzialne zachowanie Tony'ego w ostatnim czasie. A Rosallie mogła przysiąc, że jako jedyna wiedziała o tym, że jej starszy brat powoli umiera. Oczywiście nie dowiedziała się tego od niego. Ale jej ''zmysł paranoiczny'' i zamiłowanie do paranoi, oraz na pewno mały talent do dostrzegania nieważnych, dla niektórych, szczegółów. A jak przycisnęła go bardziej, już wszystko wiedziała o palladzie.
Zerknęła na parę znad czytanej książki. Zmarszczyła brwi, przymknęła ją i wstała z kanapy, na której wygodnie siedziała przez ten cały czas, zmierzając do pary. Tony stał właśnie naprzeciwko Pepper, która nie dawała mu dojść do słowa, z resztą tak jak on jej. Stark westchnęła, pokręciła głową i stanęła między nimi.
- Ej ej ej. - zaczęła ale nie zwrócili na to uwagi. Wywróciła oczami, ponownie westchnęła i nabrała powietrza w płuca. - EJ! - krzyknęła, zwracając na siebie uwagę dorosłych. - Może mnie się coś wydaje, ale czuję się jak dziecko, którego rodzice nie potrafią się dogadać. Czemu? Co ja wam takiego zrobiłam? To ta słynna karma, za to co robiłam? - zapytała, krzyżując ręce na klatce piersiowej, patrząc na nich z wyrzutem i niezrozumieniem. - Tony ci właśnie mówi, że chce żebyś została CEO firmy. Dziękuję, dobranoc. - dodała unosząc lekko ręce do góry i poszła w stronę drzwi.
- Znaczy wiesz, nie tak do końca CEO. Chodzi mi tylko o moje udziały. Rosie się uparła na swoją połowę firmy. - wyjaśnił brunet, podchodząc do swojego robota, który trzymał na tacy trzy kieliszki, oraz szampana w lodzie. - Hej, a ty jeszcze tu siedzisz, dzieciaku. Rodzice rozmawiają. - rzekł do siostry, po czym spojrzał na swoją maszynę. - Ej, Dummy, przecież mamy nie pijącą. Przynieś jej jakiś soczek, albo colę co najwyżej.
Stark zawróciła i stanęła obok zszokowanej dalej Pepper, która aż musiała usiąść. Rosa położyła lewą dłoń na swoim brzuchu, a prawą na jej ramieniu, by dodać jej otuchy. Virginia niemalże od razu ułożyła rękę na jej, szeroko się uśmiechając, gdy to mężczyzna przyniósł dla nich kieliszki z szampanem i colą, dla młodszej. Obie ujęły od niego kieliszki, razem wznieśli toast i napili się.
Mimo to że powinna być szczęśliwa z sukcesu przyjaciółki, tak wiedziała czemu Potts awansowała. I może powinna się przyzwyczaić do myśli, że straci również brata, tak jednak nie mogła. Śmierć rodziców już jej wystarczała, a odejście Tony'ego z tego świata, byłoby dla niej ciosem prosto w serce. Był przy niej od narodzin. Co prawda, nie zawsze był bratem na medal, tak starał się i robił wszystko co mógł w danej chwili, aby jego mała Rosie była szczęśliwa i miała wszystko na co zasługuje.
CZYTASZ
Rosallie Stark: The Beginning of Chaos
FanfictionRosallie od małego była wychowana w światłach reflektorów. Nic dziwnego, zważywszy na jej nazwisko, który znał cały świat od wielu dekad. Nie mogła więc wyobrażać sobie lepszego życia. Denerwujący ale kochany brat, bez którego by nie dała sobie rady...