Rosallie po południu pojechała pod dom Stane'a, aby wyjaśnić z nim parę kwestii. Pół nocy Tony musiał ją uspokajać, bo dziewczyna nie radziła sobie z tym, co się wydarzyło wieczorem. Miała w głowie cały czas to wspomnienie. A raczej coś, co widziała, bo na pewno nie było to wspomnienie. Bo niby kiedy miała być prowadzona przez jakieś więzienie, do celi jakiejś dziewczynki.
Musiała się zobaczyć z przyszywanym wujkiem, po tym czego się dowiedziała podczas przyjęcia, aby wyjaśnić sobie parę spraw, oraz przede wszystkim, usłyszeć od niego, co miało znaczyć jego wczorajsze zachowanie. Dalej wierzyła że po prostu przez alkohol we krwi, on... No zrobił to co zrobił.
Zaparkowała swój samochód tuż przed willą mężczyzny i ruszyła do drzwi wejściowych. Weszła jak zwykle, tak jak do siebie, bo to samo w zasadzie robił Obadiah. Wchodził do ich domu bez pukania. Tak już po prostu było. Przeszła przez wielki korytarz, na wprost równie ogromnego salonu w którym znajdował się dość spory barek, okrągła kanapa która stała naprzeciwko telewizora wiszącego na ścianie.
Weszła do salonu i rozejrzała się po nim. Od paru miesięcy ani razu nie była w domu Stane'a. Na pewno miał remont, bo pamiętała że jego dom był z dziesięć razy mniejszy niż teraz.
- Rosallie. - odwróciła głowę w stronę ogromnych schodów, u szczytu których stał jej wuj. Ubrany w szary garnitur bez krawatu i białą koszulą, uśmiechnął się do niej szeroko. - Chodź na górę. Pomożesz staremu wujkowi. - machnął ręką aby poszła za nim.
Brunetka spięła się, gdy tylko usłyszała jego głos. Nie wiedziała co powodowało tą reakcję. Może to jak wczoraj ją, no nazywajmy rzeczy po imieniu, obmacywał? Racja, parę razy jej się to zdarzało jako nastolatka. Ale jeszcze nigdy nie była dotykana przez człowieka, który ją wychował. Obadiah był dla niej przez lata, niemalże jak drugi ojciec. A teraz robił takie akcje?
Kiwnęła głową i ruszyła po schodach na górę. Trzymała się szklanej balustrady, aby nie stracić równowagi, bo szła w szpilkach. A musiała przyznać, że była naprawdę pechową osobą i wszystko mogło się zdarzyć. Obadiah gdy tylko zauważył że jego bratanica zbliża się do końca schodów, odsunął się i podał jej rękę, którą niechętnie ujęła, żeby pokonać ostatni stopień. Za dobrze była wychowana, pomimo jej odpałów. Stane uśmiechnął się i ucałował na przywitanie wierzch jej dłoni. Odsunął się i ruszył w głąb korytarza. Stark potrzebowała chwili żeby się pozbierać po tym. Fakt, zawsze tak robił na przywitanie jej, ale coś w jego oczach sprawiło... Że bała się coraz bardziej.
Zacisnęła delikatnie dłonie w pięści i wzięła głęboki wdech. Wygładziła swoją obcisłą czarną sukienkę, którą ubrała wyłącznie dlatego, że uwielbiała te buty i nie miała co innego ubrać. Sukienka była do połowy ud, na długi rękaw i, na jej szczęście, miała małe wcięcie w dekolcie z widokiem na kawałek jej obojczyków. Ruszyła za starszym mężczyzną, a po chwili weszła do jego sypialni, utrzymanej w kolorach beżu i brązu. Duże łóżko przy ścianie po prawej, okno na całą ścianę na wprost drzwi, a po lewej wejście do ogromnej garderoby, do której wszedł Obi.
Nastolatka rozejrzała się i podeszła do jednej z półek w pomieszczeniu, na której stały ramki z zdjęciami. Wzięła jedną do ręki, zaczęła przyglądać się fotografii, która przedstawiała Stane'a z ojcem dziewczyny. Howard, już wtedy siwiejący, stał w czarnym garniturze, a Obadiah, jak to w zwyczaju, w szarym. Na zdjęciu stali obok siebie. Oboje się uśmiechali. Mogła przysiąść że ten uśmiech, na sto procent odziedziczył Tony. Nie raz uśmiechał się w taki pewny siebie sposób.
- Napijesz się czegoś? - zapytał Stane, podchodząc do szafki na której stała butelka z whisky oraz taca z szklankami. Rosallie niemalże podskoczyła w miejscu, przypominając sobie że tam był. Nie powinna pić, w końcu była samochodem. Ale, kto zabroni jej wypić szklankę alkoholu? Kiwnęła więc głową, mrucząc ciche '' mhm''. Uśmiechnął się i nalał trunku do dwóch szklanek. - Z lodem?
CZYTASZ
Rosallie Stark: The Beginning of Chaos
FanfictionRosallie od małego była wychowana w światłach reflektorów. Nic dziwnego, zważywszy na jej nazwisko, który znał cały świat od wielu dekad. Nie mogła więc wyobrażać sobie lepszego życia. Denerwujący ale kochany brat, bez którego by nie dała sobie rady...