Po trzech godzinach, czterech wypitych kubkach melisy oraz pięciu tabletkach na wyciszenie, Rosallie spokojnie siedziała na kanapie w salonie, otulona swoim ulubionym kocem, który był z nią od zawsze. Granatowy puchaty koc, z wyszytym złotą nicią, grawerem ''Rosie'' na rogu. To właśnie nim była otulona podczas wypadku swoich rodziców, oraz w nim została znaleziona.
W ręce trzymała kubek z gorącą herbatą. Przymknęła oczy, słodko się uśmiechając gdy do jej nozdrzy doszedł cudowny zapach herbaty owocowej z miodem, która przywoływała tyle wspomnień. Zawsze Peggy jej ją robiła, potem robiła ją również Tinie, póki nie zamieszkała w domu starców, a one do niej przyjeżdżały. Napój pomagał za każdym razem, oczyścić myśli młodych dziewczyn, które jako dzieci miały tych myśli miliony. Pomagała najbardziej Fletcher, przez ciężkie dzieciństwo.
Tina przeszła z kuchni do salonu, trzymając w ręce tacę z różnymi, ulubionymi słodkościami i przekąskami Stark, położyła ją na stoliczku przed swoją przyjaciółką, po czym usiadła wygodnie obok niej. Wzięła kawałek jej koca, przykryła się nim i mocno przytuliła brunetkę, uważając by nie wylać jej herbaty. Blondynka odsunęła się od niej, żeby sięgnąć po pilot który leżał obok tacy. Włączyła telewizor i zaczęła skakać po kanałach, żeby znaleźć coś ciekawego. Rosallie odłożyła w tym czasie kubek z swoją herbatą i sięgnęła po paczkę z śliwkami w czekoladzie.
- Masz alergię na śliwki. - powiedziała Tina, nie spuszczając wzroku z telewizora. Na jej słowa dziewczyna przewróciła oczami, cicho wzdychając. Otworzyła usta, żeby spytać się przyjaciółki, dlaczego w ogóle je przyniosła, gdy ona jej przerwała. - Są dla mnie.
- Od kiedy ty jesz śliwki w czekoladzie? - parsknęła nastolatka, obdarzając brązowooką spojrzeniem, pełnym politowania.
- A ty? - spytała zerkając kątem oka na Rosallie, która znowu otworzyła usta by coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak się wybronić. Kącik ust Fletcher podniósł się delikatnie, widząc że jak zwykle, uciszyła pyskatą nastolatkę. - Jeden zero dla mnie. - dodała dumnie, a jej wzrok znowu utknął na telewizorze.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Tina Fletcher leżałaby właśnie martwa na kanapie. Bo takie spojrzenie posłała jej Stark. Zagryzła lekko policzek od środka i przymknęła oczy, zaczynając liczyć od dziesięciu w dół.
Dobrze wiedziała na co ma alergię, a na co nie i jak kończyło się zjedzenie, jakiego produktu. Na przykład, gdy zjadła borówki, zaczynała się dusić, a po truskawkach na jej ciele pojawiały się czerwone plamy. Ale nigdy nie pamiętała, co się działo po śliwkach.
- Po śliwkach masz atak kaszlu.
Momentami Rosallie myślała, że Tina potrafiła czytać w myślach. I to był właśnie taki moment. Bo skąd Fletcher mogła wiedzieć, że akurat to jej chodziło po głowie?
Jest pierdoloną wiedźmą, nie ma opcji że nie.
***
Rosallie Stark chyba pierwszy raz, w ciągu paru miesięcy, naprawdę była szczęśliwa.
W chwili gdy weszła do szpitala, aby odwiedzić swojego chłopaka, była zestresowana jak jeszcze nigdy dotąd. Bała się tego w jakim stanie może być młody mężczyzna. Nikt jej niczego nie mówił. Równie dobrze mógł być wciąż nie przytomny, na jakieś operacji, bądź w pełni przytomny ale z brakiem pamięci. Nie wiedziała dlaczego ostatnia myśl przeszła jej przez głowę. Może po prostu się bała, że William zapomni kim ona była, bądź ich wspólne wspomnienia, pozostaną jej na wyłączność i nie będzie miała z kim wspominać ich pierwszej randki w kawiarni, która okazała się wielką klapą, po tym jak Will, nie dość że spóźniony o godzinę, przyniósł jej róże, których wręcz nienawidziła, a potem zabrał ją na shake truskawkowy.
CZYTASZ
Rosallie Stark: The Beginning of Chaos
FanfictionRosallie od małego była wychowana w światłach reflektorów. Nic dziwnego, zważywszy na jej nazwisko, który znał cały świat od wielu dekad. Nie mogła więc wyobrażać sobie lepszego życia. Denerwujący ale kochany brat, bez którego by nie dała sobie rady...