V

644 30 0
                                    

Victoria Pov.

Wzięłam pierwszy łyk kawy przyniesionej przez nową sekretarkę, którą zatrudniłam tydzień temu choć byłam chyba pijana robiąc to. Dziewczyna nie potrafiła poradzić sobie z najdrobniejszymi rzeczami, stała teraz przede mną jak cielę z teczką papierów.

-Caroline to jest naprawdę obrzydliwe.

-C-co takiego proszę Pani?- Jej głos drżał podobnie jak kolana.

-Ta kawa do cholery, smakuje jak gówno. Przynieś mi nową i połóż tą teczkę a nie stoisz tu jak idiotka i marnujesz tylko powietrze.- Dziewczyna wyszła pośpiesznym krokiem ze łzami w oczach cała dygocząc, ale szczerze miałam to w dupie. Byłam już zmęczona tym wszystkim. Mój kochany ojczulek postanowił trzy lata temu przenieść się na tamten świat przepisując w testamencie mi ten cały bajzel w, którym teraz siedzę zamiast grać w kapeli w którą włożyłam całe serce i jeździć kamperem koncertując po świecie.

-Victorio z tego Twojego szarpania strun i pisania demonicznych tekstów piosenek, nic dobrego nie wyniknie, nie zapewnisz tym sobie dobrej przyszłości i stabilizacji.-Mimowolnie usłyszałam w głowie słowa wypowiadane przez moją matkę. Była wręcz wniebowzięta, gdy dowiedziała się, że Ojciec przepisał na mnie to wszystko a ja broniłam się rękoma i nogami przed tym, ale ta kobieta odkąd pamiętam próbowała przeżyć za mnie moje życie.
Mam dopiero dwadzieścia sześć lat a na głowie całe to gówno. Nie tego chciałam.

-Giordano! Umarłaś?- Do pokoju, który urządziłam jako swoje biuro weszła Alice, moja prawa ręka i przyjaciółka od lat szkolnych, uśmiechała się szeroko siadając na przeciw mnie przy dębowym biurku.

-Czego chcesz Alice? Jestem wykończona.- Przetarłam twarz dłońmi.

-Nie pierdol jest dopiero jedenasta a przypominam Ci, że musisz tu być do czternastej.- Rzuciła przede mną teczkę z listą gości i raportem miesięcznym rozsiadając się wygodnie w fotelu.

-Dziś urwe się wcześniej, muszę jeszcze odebrać faks z raportami z pozostałych hoteli i zrobić rozliczenie na ten miesiąc.

-Dziś przychodzi na rozmowę jakaś laska do sprzątania więc musisz poczekać.- Wzięła czekoladowego cukierka z półmiska i wepchała go sobie do ust.

-Alice kurwa serio? Chyba każdy potrafi sprzątać kible po co w ogóle ta rozmowa.- Tak bardzo chciałam znaleźć się już w domu, skończyć tą papierkową robotę i uchlać do nieprzytomności.

-Jak dasz awans tej swojej sekretareczce to ona będzie mogła przeprowadzać je za Ciebie.-Rudowłosa parskła śmiechem biorąc kolejnego cukierka.

-Właśnie, gdzie ona jest? Poszła zrobić mi kawę i już pół godziny jej nie ma.

-Pewnie zeszła na zawał po oglądaniu Twojej sukowatej gęby.- Kopnęłam ją w kostkę pod biurkiem na co się skrzywiła ale, pocałowała mnie żartobliwie w nos i wyszła z pokoju.

Zaczęłam przygotowywać pierwsze rozliczenie, gdy mój telefon zawibrował. Na wyświetlaczu ukazał się numer mojej psychopatycznej matki. Chyba myślami wyciągłam wilka z lasu. Niechętnie odebrałam.

-Victorio kochanie miała byś dziś wolny wieczór? Mam imprezę integracyjną, zupełnie wyleciało mi to z głowy a wiesz, że Mia nie może zostać sama na całą noc.- Kurwa jeszcze tego mi brakowało, żeby jechać pięćdziesiąt kilometrów po jej wrednego kundla, który jak zwykle nasra mi na ten sam dywan na, który robi to od roku czyli od czasu kiedy moja matka go przygarnęła.

-To stwierdzenie czy pytanie?-Wymamrotałam czując jak krew w żyłach zaczyna mi się gotować.

-Oh Victorio..wiesz, że ufam tylko Tobie jeśli chodzi o moją perełkę.- Czy to w ogóle normalne, że nazywa swojego psa czulej niż własną córkę?

-Dobra, dobra..przyjadę.- Rozłączyłam się chowając spowrotem telefon do kieszeni obcisłych, skórzanych spodni. Wróciłam do dokumentów, gdy usłyszałam pukanie i drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Byłam pewna, że to sekretarka.

-Ty poleciałaś do Indii zbierać nasiona na tą cholerną kawę czy jak?- Zapytałam nie podnosząc nawet na nią wzroku.

-D-dzień dobry...ja..-W tym momencie dotarło do mnie, że to nie ona a przede mną stoi wystraszona dziewczyna skubiąc nerwowo materiał swojej białej koszuli. Miała długie jasne włosy, była drobnej postury i wyraźnie nie wiedziała, gdzie podziać swoje błękitne oczy, które od razu przykuły moją uwagę.

-Usiadź.- Wskazałam jej gestem fotel a ona posłusznie wykonała moje polecenie. Lubię, kiedy ludzie robią to co im każę bez zadawania zbędnych pytań. Dlatego pewnie jestem suką.

-Przedstaw się.- Nachyliłam się w jej stronę opierając łokcie o biurko, wyczułam, że blond włosa dziewczyna stresuje się jeszcze bardziej.

-Sara Parker. Przyszłam na rozmowę o pracę..-Jej głos był delikatny i kobiecy, ale wyraźnie jej drżał. Ciekawe, jeszcze mnie nie zna a już jakby miała wyrobioną opinie na mój temat.

-Czym zajmowałaś się wcześniej?

-Po skończonej szkole poszłam na staż fryzjerski, ale musiałam go przerwać.

-A dlaczego chcesz pracować właśnie u mnie?- Nastała chwila ciszy, widziałam jak dziewczyna układa w głowie odpowiedź na moje pytanie nie przestając miętolić w chudych palcach koszuli.

-Tak naprawdę niedawno przeprowadziłam się tutaj i potrzebuję stałego zatrudnienia.-Wydusiła z siebie a ja nie przestawałam się jej przyglądać. Miała w sobie coś co mnie zainteresowało.

-Czegos się obawiasz Saro?- Oparłam się na fotelu próbując złapać z nią kontakt wzrokowy, ale ona nadal go sprawnie unikała.

-N-nie..przepraszam, jestem trochę zestresowana.

-Chyba trochę bardzo. Ale nie bój się, ja nie gryzę.

Mów do mnie szeptem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz