XVI

579 30 0
                                    

Przyglądałam się sobie w odbiciu lustra zastanawiając do czego doprowadza mnie ta kobieta. Zamiast wyjść razem z Caroline nie zbaczając na nic, nawet na to, że mogę stracić tą pracę to stoję teraz drżąc cała z nerwów w obawie przed reakcją Victorii. A może po prostu bałam się, że Paul był by wściekły, gdyby mnie zwolniła, że znów traktował by mnie jak niepotrzebny, dodatkowy ciężar i problem. Chociaż miałam wrażenie, że przez ostatni czas właśnie nim jestem. Przygładziłam dłonią swoje jasne włosy, przypominając sobie, że całą kosmetyczkę zostawiłam w samochodzie Caroline. Na moje szczęście do toalety weszła znów Alice. Uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę i również podeszła do lustra poprawiając swój makijaż.

-Alice, mogła bym od Ciebie pożyczyć kilka kosmetyków? Zapomniałam wziąć swoich.

-Jasne, bierz co tylko potrzebujesz.- Podała mi różową saszetkę ze wszystkimi przyborami. Przyjżałam jej się uważniej, oprócz bujnych rudych włosów, które z pewnością skupiały na sobie całą uwagę przebijały się również zielone tęczówki i przyjazny wyraz twarzy. Zupełne przeciwieństwo Giordano.

-Caroline była zła, że musiała wracać? -Zapytałam nakładając brązer na policzki.

-Wręcz przeciwnie, po jej minie wywnioskowałam, że nawet się z tego cieszy. Chyba nie chciała spędzać czasu z tą "wywłoką".

-Słyszałaś jak to mówiła? Wiesz ona była pijana i..-Przerwała mi gestem dłoni, gdy tylko zaczęłam ją tłumaczyć i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

-Daj spokój, już gorzej ją nazywali, nic nie powiem.- Odzwajemniłam uśmiech i wygrzebałam z kosmetyczki czerwoną szminkę zastanawiając się czy warto ją nałożyć. Raczej nie robiłam tego wcześniej. Alice jakby wiedziała o czym myślę wzięła mi ją z dłoni i sama przejechała nią po mojej dolnej wardze.

-Pasuje Ci. Wyglądasz teraz bardziej zadziornie.- Puściła mi oczko chowając wszystko spowrotem do saszetki.-Chodź, przecież nie chcesz spędzić tego wieczoru w kiblu, juz wystarczy, że tu sprzątasz.

Weszłyśmy razem do głównej sali, która specjalnie na tą okazję została przystrojona. Stoły zostały ustawione w dwa długie rzędy a na nich leżały starannie wyprasowane fioletowe obrusy i ogrom różnego rodzaju przekąsek. Przy barze jakiś nieznany mi mężczyzna przygotowywał drinki a po drugiej stronie stały głośniki z, których aktualnie leciała piosenka "Pure Shores" zespołu All Saints. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i obserwowałam otaczających mnie ludzi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że prawie nikogo tutaj nie znałam.

-Cześć, gdzie Ty byłaś, kiedy Cię nie było?-Niemal podskoczyłam, gdy Jacob krzyknął mi do ucha.

-Boże chcesz żebym zeszła na zawał? Musiałam..miałam coś do zrobienia dlatego się spóźniłam.- Chłopak stanął obok mnie trzymając w swojej dłoni kolorowego drinka i poruszając głową w rytm muzyki popijał go przez słomkę, miał na sobie białą koszulę włożoną w obcisłe, lazurowe spodnie do garnituru co uwydatniało jego szczupłe, ale wysportowane ciało. Włosy jak zwykle starannie ułożył na żel.

-Nic ciekawego Cię nie ominęło, jak zwykle grube ryby wznosiły toast zadzierając nosy do góry i czekając na oklaski.-Ja też dziś wznosiłam toast. Wódką zmieszaną z winem. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Jak mogłam tego nie wyczuć?

-Chodź zamówimy Ci drinka bo mimo, że wyglądasz zjawiskowo to jesteś jakaś spięta.- Faktycznie byłam, ale nie wydaje mi się, że dodatkowy alkohol jest najlepszą decyzją.

-Wiesz ja nie wiem czy..-Nie dokończyłam bo chłopak mnie nawet nie słuchał. Podszedł do baru zamawiając tego samego drinka co sobie i wręczył mi go z szerokim uśmiechem.

Mów do mnie szeptem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz