XXII

581 38 2
                                    

Dziś Victorii nie było w ogóle w pracy a Alice wydawała mi się czymś zdenerwowana i zamyślona. Skupiłam się na wykonywaniu swoich obowiązków i, gdy kierowałam się do biura by dostarczyć rudowłosej dokumenty z recepcji o, które mnie prosiła natknęłam się na Jackoba wychodzącego z jednych z pokoi.

-Sara, cześć. Kiedy wróciłaś?- Zapytał uśmiechając się szeroko i przeczesując dłonią swoje ciemne włosy.

-Cześć. Od wczoraj tutaj jestem.-Odwzajemniłam uśmiech przykładając teczkę do piersi.

-Widzę, że Giordano nie chce Ci odpuścić.

-Nie rozumiem..-Zmarszczyłam brwi przyglądając się mu uważniej i zastanawiając co może mieć na myśli. Przecież chyba Victoria nie rozpowiada o nas na prawo i lewo a przynajmniej mam taką nadzieję.

-Trzeba być ślepym by tego nie zauważyć, ale radzę Ci być ostrożną.- Puścił do mnie oczko i wyminął mnie bez pożegnania. Stałam tak jeszcze przez chwilę rozkładając te słowa w myślach na czynniki pierwsze, ale żadne logiczne wyjaśnienie jego zachowania nie przychodziło mi do głowy.

-Przyniosłam te dokumenty z recepcji.-Powiedziałam składając teczkę na biurku przy, którym siedziała Alice pisząc coś na telefonie. Dopiero po chwili mnie zauważyła podnosząc swoje zielone oczy.

-Ah tak, dzięki.- Westchnęła przecierając twarz dłońmi. Od razu zauważyłam, że coś się stało.

-Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.

-Tak, po prostu jestem zmęczona.- Wiedziałam, że nie mówi mi prawdy, ale nie chciałam naciskać w końcu nie powinnam się interesować jej prywatnym życiem. Kiwnęłam tylko głową i już chciałam wyjść, gdy znów usłyszałam głos dziewczyny.

-Sara poczekaj.-Odwróciłam się w jej stronę. Alice patrzyła przez chwilę na mnie tak jak by zastanawiała się czy powinna coś powiedzieć.- Miałaś może kontakt z Victorią po tym jak wczoraj wyszła wcześniej?

-Nie, prawdę mówiąc po krótkiej rozmowie wczorajszego dnia już nie zamieniłam z nią ani słowa.- Nie wiem dlaczego zaczęłam mieć obawy, że stało się coś złego. Po mojej odpowiedzi dziewczyna zacisnęła usta i poraz kolejny wzięła telefon do ręki.-Alice co się dzieje?

-Nic, na, którą godzinę Miriam zarezerwowała pokój dla tego gościa z bankietu?- Zbyła moje pytanie co utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że moje obawy są słuszne.

-Na osiemnastą.

-Dobrze, sprawdź czy wszystko jest przygotowane.- Po tych słowach zaczęła wyciągać dokumenty z teczki i wiedziałam, że na tym kończy się nasza rozmowa a próba dowiedzenia się czegoś więcej nie ma najmniejszego sensu.

Kolejny dzień pracy dobiegł końca. Czekałam właśnie przed hotelem na Caroline, która obiecała mnie odwieźć na spotkanie z Paulem. Początek Grudnia był wyjątkowo mroźny i śnieżny co odczułam na swoich zmarzniętych dłoniach, karcąc się w myślach za to, że zapomniałam rękawiczek. Dziewczyna poinformowała mnie, że nieco się spóźni ze względu na zaspy i złe warunki na drodze. Usiadłam więc na ławce czując jak zaraz do niej przymarzne, gdy zauważyłam wychodzącą z hotelu Alice. Była naprawdę wystraszona i wyraźnie się spieszyła bo prawie biegiem  dotarła do samochodu i natychmiast odjechała a przez moje ciało przeszedł niepokojący dreszcz.

-Dupa Ci się przykleiła do tej ławki?- Usłyszałam głos Caroline, która siedziała w samochodzie i krzyknęła przez uchyloną szybę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przez zamyślenie nawet nie zauważyłam jak podjechała.

-Już idę.

-Naprawdę chcesz do niego jechać? Może wejdę chociaż z Tobą.

-Spokojnie, dam radę sama. Nie będzie to trwało długo.- Odpowiedziałam blondynce, która nie była szczególnie zadowolona z mojej decyzji, ale przecież nie mogłam do końca życia ukrywać się przed Paulem.

-Mam nadzieję bo nie zamierzam koczować pod Twoim mieszkaniem do rana. Po pół godziny wchodzę tam z drzwiami i zabieram Cię spowrotem do siebie czy będzie Ci się to podobać czy nie.- Powiedziała to tak poważnie, że mimowolnie zaczęłam się śmiać.

-Sara ja nie żartuje. W bagażniku mam siekierę, jak tylko Cię tknie to odrąbie mu nią łeb.

-Jestem pewna, że nie będziesz musiała jej używać Ty psychopatko.- Uśmiechnęłam się i oparłam wygodniej w fotelu. Naprawdę doceniałam to jak wiele dziewczyna dla mnie zrobiła mimo, że tak krótko się znamy, ale każdego dnia byłam jej za to niezmiernie wdzięczna.

Gdy dojechałyśmy na miejsce i po wysłuchaniu instrukcji Caroline co mam zrobić, gdyby działo się coś złego wysiadłam z samochodu i ruszyłam w kierunku drzwi prowadzących do znanego mi mieszkania. Zatrzymałam się na moment by uspokoić łomoczące w piersi serce i nacisnęłam dzwonek, którego dźwięk rozbrzmiał po całej klatce schodowej. W drzwiach jednak zamiast Paula pojawiła się Kate.

-Sara?- Szatynka wyraźnie była zaskoczona moim widokiem, otworzyła szeroko oczy patrząc to na mnie to za siebie. Ubrana była w dresowe spodnie i luźny podkoszulek. Czyżby tutaj spała?

-Kate co Ty tutaj robisz tak późno? Gdzie jest Paul?- Dziewczyna coraz bardziej zaczęła się denerwować a jej nerwowe ruchy tylko to zdradzały.

-Ja? N-nie nic, ja przyszłam tylko na chwilę zobaczyć czy u Paula wszystko dobrze, odkąd zniknęłaś nie czuje się najlepiej. Wejdź, już go wołam.- Nim zdążyłam coś powiedzieć Kate zniknęła w salonie i już po chwili stała obok mnie w przedpokoju zakładając pospiesznie buty.

-Wychodzisz?- Zapytałam obserwując każdy jej ruch, który wydawał mi się wyjątkowo podejrzany.

-Tak, porozmawiajcie w cztery oczy. Cieszę się, że Cię widzę.- Na jej twarzy pojawił się cień bladego uśmiechu. Pierwszy raz wydawał mi się on nieszczery, starając się zachowywać normalnie po wyjściu dziewczyny ruszyłam do salonu, gdzie na kanapie siedział Paul. Spojrzał na mnie i od razu wstał idąc w moją stronę i zastrzymując się na odległości jednego kroku.

-Sara, dobrze, że jesteś. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się martwiłem.- Zrobił minę zbitego psa i schował dłonie w kieszeniach czarnej bluzy z kapturem. Jego słowa nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.

-Czyżby? Słabo to pokazałeś.- Prychnęłam, wymijając go i siadając na kanapie.

-To nie jest tak. Naprawdę było mi cholernie źle i żałuje każdej sekundy w, której Cię raniłem.- Oparł się plecami o szafę pocierając dłonią kark. Patrzyłam na niego badawczo próbując zorientować się czy mówi prawdę czy poraz kolejny mnie okłamuje, ale nie potrafiłam wyczytać nic z jego twarzy.

-Paul powiedz mi co robiła tak późno tutaj Kate?- Mężczyzna wyraźnie spiął się po tym pytaniu i nerwowo przenosił spojrzenie po każdej rzeczy znajdującej się w tym pokoju.

-Chciała tylko sprawdzić jak się czuje. Pomaga mi odkąd Cię nie ma.

-W czym Ci pomaga?- Zapytałam, ale w tym czasie usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Wyciągnęłam go z torebki a na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.

-Przepraszam, ale muszę odebrać.- Oddaliłam się kawałek i przycisnęłam zieloną słuchawkę.

-Sara przyjedź jak najszybciej.- Głos wydawał mi się znajomy, ale nie potrafiłam od razu skojarzyć do kogo należy.

-Kto mówi? Gdzie mam przyjechać?

-Alice. Przyjedź pod dom Victorii.



Mów do mnie szeptem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz