Rozdział 10

2.1K 64 5
                                    

Budzę się gdy za oknem wschodzi wschód słońca, czyli jest mniej więcej godzina 7 albo 8.  Wyciągam telefon z kieszeni jeansów. 7:21 super, kark mnie boli niemiłosiernie i rękę mam całą zdrętwiałą, ale nie powiem ze nie było warto. Drzwi się otwierają a w nich stoi Vero z nowymi opatrunkami.
- Za chwilę zabiorę ją na badania, rana jak na razie nie ropieje tak więc można powiedzieć że mamy mały sukces, ale trzeba będzie dezynfekować ranę 5 razy dziennie. Co oczywiście będę robić osobiście. - uśmiecha się kończąc zmianę opatrunku.
- Bartek cię szuka, ma dla ciebie informacje na temat postrzelenia. Czeka u siebie.
- Okej. - mówię, a ona wychodzi.
- Dobra, praca wzywa, jak będę miała chwilkę to wpadnę do ciebie. - Podnoszę się z krzesła, przeciągam, całuję ją lekko w usta i wychodzę. Mam idiotyczny plan żeby pojechać do mamy od Marty i powiedzieć żeby jechała ze mną jeśli chce zobaczyć córkę. Zobaczymy co zrobi, nie będę naciskać ani nic. Wchodzę do Arrowa i od razu przechodzę do konkretów.
- Co dla mnie masz?
- Mamy nowe informacje na temat sprawcy. - odchrząknął. - A raczej sprawczyni. To Alice, wróciła do miasta jakieś pół roku temu, na ten moment wiemy tyle że działa sama.
- Kurwa. - uderzam pięścią w stół. - Jak to możliwe! Myślałam że nie żyje. - to moja ciotka która przez 8 lat myślałam że jest martwa. Zniknęła zaraz po strzelaninie. Mimo że jest po czterdziestce formę i kondycję ma jak 20-sto latka.
- Spokojnie teraz najważniejsze jest czego ona chce.
- Tak wiem. Za 5 minut jadę do Marty matki, żeby powiedzieć że żyje, ale ehh no wiesz.
- Jadę z tobą. Wezmę też dwóch chłopaków żeby zabezpieczali tyły.
- Za 5 minut przy samochodzie. - mówię i idę się szybko przebrać w czarne jeansy, czarną koszulę i marynarkę.
Gdy wychodzę z willi moi ludzie już czekają przy zaparkowanych przy wejściu z tuningowanych czarnych BMW.

Jak powiedział Arrow, drugie auto jechało za nami około 100 metrów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jak powiedział Arrow, drugie auto jechało za nami około 100 metrów. Po 10 minutach dość spokojnej jazdy, Arrow parkuje pod domem a ja wysiadam z niego uprzednio wsadzając pistolet za pasek spodni i kieruje się do drzwi.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Mam informacje. - mówię omijając ją i wchodząc do środka.
- Nie zapomina się Pani?! - prawie krzyczy i żywo gestykuluje.
- Wiem gdzie jest Marta. - jej mimika twarzy szybko się zmienia.
- Skąd Pani wie? Nie wróciła wczoraj do domu, martwię się o nią.
- Skończmy z Panią, mówi mi Shadow. - mówię z chytrym uśmieszkiem.
- O kurwa... CO JEJ ZROBIŁAŚ!! Dzwonię na policję. - chce się ruszyć ale nie daje jej możliwości i przykładam jej klamkę do brzucha.
- Jeśli chcesz ją zobaczyć to możesz pojechać ze mną, a później odstawie cie na miejsce bez szwanku, co wybierasz? - mówię ostrym tonem.
- Dobrze pojadę z tobą. Ale robię tylko dla mojej córki. - Za nim wychodzę,zostawia telefon w domu oraz zawiązuje jej oczy chustą jaką znalazłam na wieszaku. Po upewnieniu się że nie widzi prowadzę ją do auta, a po chwili ruszamy w drogę.
- Jak ona się czuję? - pyta z ciszonym głosem.
- Jest nieprzytomna od wczoraj. Została postrzelona i straciła dużo krwi.
- Boże moja biedna córeczka. - zaczyna płakać.
Resztę drogi się nie odzywam, w aucie słychać tylko jej cichy szloch. Gdy docieramy na miejsce wychodzę z auta, i kieruje się razem z kobietą do sali gdzie leży Marta. Ściągam jej opaskę, chwilę stoi w tej samej pozycji, ale po chwili rusza do córki. Płaczę jeszcze bardziej.
- Martusia, skarbie trzymaj się jesteś silna. - ściska jej rękę i całuję w czoło.
- Kto ją znalazł? I dlaczego nie jest w szpitalu tylko tutaj.
- Tutaj jest najbezpieczniejsza. A znalazłam ją ja i mój pracownik.
Wstaję i podchodzi do mnie na co się lekko spinam, bo nigdy nie wiadomo co ludzią do pały wpadnie, ale ona mnie przytula po czym wraca na krzesło przy łóżku blondynki. To jest kolejna osoba w ciągu ostatnich dwóch miesięcy która mnie przytula, a ja jej na to pozwalam.
- Dziękuję, mamy u ciebie wielki dług wdzięczności.
- Nie ma za co Pani...
- Olga.
- Nie ma za co Pani Olgo. Ważne że Marta jest już bezpieczna. Jeśli będzie Pani chciała to możemy zawieść ją do szpitala. To pani jest matką. - mówię nie patrząc jej w oczy.
- Wiesz co, wiem że moja córka jest przy tobie bezpieczna. Instynkt macierzyński. Mimo że ją porwałaś i w ogóle inne, ale mam nadzieję że tego żałujesz. - patrzy na mnie wyczekująco.
- Tak, cholernie żałuję. - mówię spuszczając głowę. - Ale zrobię wszystko żeby nikt jej już nie skrzywdził.
- Czujesz coś do niej?  - pyta a mnie przechodzą ciarki na całym ciele.
- Ekhm, nie wiem... Na pewno coś jest, ale na pewno nie miłość... Przynajmniej na razie.
- Ona już została skrzywdzona. Jej dziewczyna się powiesiła. Nie chcę abym znowu musiała pilnować czy nie chce się zabić. - patrzy na mnie ostrożnie. A ja jestem autentycznie zdziwiona.
- Tak, wiem o tym. - mówię pewnie patrząc jej w oczy.
- Powiedziała Ci?
- Bardziej wykrzyczała w twarz. - mówię prześmiewczo, na co kobieta się uśmiecha.
- To że ci to powiedziała oznacza że ma do ciebie duże zaufanie. Nawet przed psychologiem nic nie powiedziała.
- Marta ma szczęście że ma takich rodziców.
- Dziękuję, staramy się żeby miała jak najlepiej. - mówi patrząc na córkę.
Nagle Marta zaczyna się poruszać na łóżku, a ja od razu dzwonię do Vero poinformować że Marta się porusza na łóżku. Po chwili przychodzi z jednym z pielęgniarzy, który każe nam wyjść co po lekkim oporze wykonuję z Olgą i siadam na najbliższym krześle obok kobiety. Teraz wystarczy tylko czekać. Oby się obudziła. Tęsknię za jej niebieskimi oczami.

Mafia Boss (gxg)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz