Rozdział 47

884 35 4
                                    

POV MARTA:
Siedzę już prawie 3 godziny na krześle obok mojej ukochanej która cały czas jest nieprzytomna. Mija już drugi dzień czyli mamy 7 października. Pielęgniarze opatrzyli jej złamany nos oraz zdarte do krwii knykcie. Dostałam informację że Vero ma lekkie wstrząśnienie mózgu i jest lekko poobijana. Nie rozumiem w ogóle co tam się stało, działo się to tak szybko że musiałam pobyć chwilę sama. Poszłam do ogrodu i jak przystało na mnie rozmyślałam nad naszym związkiem oraz nad moimi rodzicami, a dokładniej dlaczego i czym zasłużyłam sobie na takie zachowanie. Chcąc mojego szczęścia tak naprawdę ranili mnie coraz bardziej. Po moim policzku przetoczyła się łza, ale słysząc pukanie starłam ją szybko i pozwoliłam na wejście osobie po drugiej stronie.
- Część Marta, mogę? - pyta Arrow, gdy kiwam głową wchodzi głębiej do pomieszczenia.
- Jeszcze się nie obudziła?
- Nie jeszcze nie, nie wiem czy jak się obudzi to będzie chciała cię widzieć.
- Porozmawiam z nią. - głaszcze nie po udzie w uspokajającym geście.
- Co jej się stało? Nie poznawałam jej. Wyglądała jak w transie. D-dokładnie tak samo gdy chciała mnie....no wiesz. -patrzę mu w oczy a ten kiwa głową na znak że wie o co mi chodzi.
- Szczegółów nie mogę ci powiedzieć ale to chodzi o jej rodziców.
- Ale jej rodzice nie żyją odkąd miała 17 lat.... Ona ma urodziny 17 października prawda?
- Tak.... Już wiesz chyba o co chodzi.
- T-tak....Ona nie odprawia swoich urodzin prawda?
- Tak. Nienawidzę tej daty. - mówi z chrypką w głosie. Patrzy na nas, nie porusza się, nic nie mówi tylko patrzy na nas. Nie zamierzam przerywać tej chwili cały czas patrząc jej w oczy. Nagle dostrzegam że w jej kącikach oczu zbierają się łzy.
- Arek wyjdź proszę...zostaw nas same. Przyjdę później do was.
- Dobrze. - mówi a mi na ucho szepcze:
- Zaopiekuj się nią, teraz bardzo cie potrzebuje. - uśmiecha się lekko i wychodzi. Ja nie wiedząc co ze sobą zrobić siadam na łóżku obok Kingi.
- Przytul mnie....Proszę. -robie to od razu a z moich oczu wylatują łzy. Łzy które można było nazwać łzami ulgi ale również łzy cierpienia za drugą bardzo bliską mi osobę. Umówmy się że nikt nie chce widzieć jak najbliższe nam osoby płaczą. Łzy ulgi spowodowane są tym że  kolejny otwiera się przede mną, praktycznie zawsze ja inicjowałam kontakt fizyczny, Kinga wolała skupić się na czynach niż kontakcie fizycznym. Czuję jak jej łzy moczą mi koszulkę ale nic nie mówię, głaszcze tylko jej plecy. Kinga nie wydaje z siebie żadnego dźwięku oprócz kilkukrotnym pociągnięciem nosa.
- Spokojnie Kochanie, już wszystko w porządku. - szepczę jej na ucho. Ona odsuwa się lekko.
- Przepraszam za moje zachowanie. - mówi szeptem, a ja wycieram jej łzy z policzków i lekko się uśmiecham.
- Wiesz że akurat mnie nie masz za co przepraszać prawda?
- Nie? - mówi niepewnie. Czasami jej nastrój zmienia się tak  nagle że nie jestem w stanie tego określić. W sekundę z szefowej maffi staje się potulną i kochaną Kingą, którą za to kocham.
- Na miejscu Vero mogłabyś być ty. Mogł....-nie daje jej dokończyć tylko całuję ją w usta. Ten pocałunek jest tak namiętny i przepełniony miłością że po chwili pogłębiam pocałunek a potem już oddaje się w ręce jej sprawnego języka który bada moje wnętrze. Nie mam zamiaru walczyć z nią o dominację bo wiem że nie mam szans. Odrywamy się od siebie gdy powietrze staje się problemem.
- Kocham cię. - mówi trzymając moją rękę.
- Kocham cię. - daje jej jeszcze krótkiego całusa a gdy siadam znowu na krześle to do sali wchodzi lekarz którego widzę tutaj po raz pierwszy.
- Dzień dobry Shadow. Jak się czujesz?
- Dzień dobry Kane. Już czuje się dobrze.
-  Okej, przechodząc do twoich obrażeń to nie ma ich wiele poza złamanym nosem i odartymi knykciami. Na szczęście nie doszło do złamania z przemieszczeniem tak więc twoja twarz po 14 dniach będzie wyglądała jak poprzednio. Wypisze ci leki przeciwbólowe. Możesz już opuścić salę. Aha i nie masz brać gorących kąpieli bo może pojawić się krwotok z nosa. Zalecam temperaturę pokojową.
- Dzięki. Jutro zrobię Ci przelew. - patrzę to raz na nią raz na lekarza.
- Nie ma za co. A następnym razem licz siły na zamiary. - uśmiecha się szeroko i wychodzi.
- A spierdalaj. - mówi tsk że nas słyszy. Jednak nie jest to ton szefowej tylko bardziej  rozbawiony.
- Idę się okąpać muszę zmyć z siebie tą zaschniętą krew i się przebrać bo też jest cała z niej upierdolona. - udajemy się do łazienki połączonej z naszym pokojem.
- Mogę z tobą? - chyba wybijam ją z rytmu bo zatrzymuje się i parzy na mnie niezrozumiale.
- No okąpać się. - uśmiecha się szeroko i kiwa głową.
Kinga pierwsza ściąga ubrania i wchodzi naga pod prysznic, mi zajmuje to nieco więcej czasu ale mam plan na tę kąpiel, na pewno różniący się przebieg tego prysznicu w mniemaniu mojej dziewczyny.

Mafia Boss (gxg)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz