2. Back to past

676 37 5
                                    

Czarny mercedes maybach zatrzymał się przed ogromną willą, na obrzeżach Paryża, około godziny dziewiątej. Przełknęłam głośno ślinę, czując jak mój brzuch zaciska się w wyniku stresu.

-Jesteśmy - powiedział neutralnym tonem prywatny kierowca, który czekał na mnie odkąd tylko przekroczyłam próg lotniska.

Bez mówienia czegokolwiek wysiadłam z samochodu, zabierając swoją torebkę. Deszcz delikatnie kropił, mimo że na niebie malowała się większa burza. Lekko przerażona szłam w stronę wejścia i zapukałam. Drzwi natychmiastowo się uchyliły, a ja stałam twarzą w twarz z moim największym koszmarem, którego opinał idealnie skrojony czarny garnitur z Diora.

-Ileż można na ciebie czekać - zaczął, lustrując mój dzisiejszy wygląd z góry do dołu. -Wystarczy cię postraszyć i zjawiasz się na drugim końcu kraju w ciągu paru godzin.

Próbowałam udawać, że nie słyszałam jego złośliwych i niemiłych komentarzy względem mnie. Odpuściłam mu to.

-Co jest tak ważnego, że odzywasz się do mnie po tylu latach i zmuszasz mnie do przyjechania tu? - zapytałam wprost.

-Ubrałaś się idealnie do sytuacji - zaśmiał się sucho. Uchylił drzwi szerzej, dając mi do zrozumienia, że mam wejść do środka.

Dom przez tak długi okres czasu praktycznie się nie zmienił. Dalej dominowały w nim jasne kolory i dla wyróżnienia się z tłumu stonowane dodatki w odcieniach zieleni, złota, srebra czy szarości.

-Nie rozumiem... - zaczęłam zdezorientowana. -Ktoś umarł?

Nie odpowiedział mi. Rzucił tylko cicho pod nosem, że mam iść za nim i o nic nie pytać, bo wszystkiego dowiem się zaraz.

Po krótkiej chwili stanęliśmy obydwoje przed jakimś pokojem. Zapukał głośno, a po sekundzie usłyszeliśmy prośbę o wejście do środka. Przepuścił mnie w drzwiach i od razu tym jak sam wszedł zatrzasnął je z hukiem, co spowodowało u mnie nagłą paniczną reakcje.

Podniosłam wzrok z nad swoich czarnych szpilek. Dwa metry od nas stało masywne, ciemne biurko, a w fotelu siedział starszy facet. Za nim znajdowały się jakieś regały z książkami, zapewne dokumentami i segregatorami. Zmierzył nas oboje wzrokiem.

-Nie wiem, po co miałem ją tu ściągać, ale sami sobie rozmawiajcie - odezwał się jego syn, kierując się w stronę wyjścia.

-Stój - powiedział ostro. Blondyn jak posłuszny piesek odwrócił się w kierunku ojca i przystanął obok mnie. -Siadajcie. - Wskazał na fotele przed biurkiem.

Przestraszona zdecydowałam się na wykonanie polecenia, aby ominąć możliwe problemy, które mogłabym mieć po sprzeciwieniu się.

-Chcę, żebyście byli razem - zaczął spokojnie, zapisując coś w jakimś zeszycie i nie patrząc na nas.

-Że co do, kurwy, nędzy?! - krzyknął młodszy Agreste.

-Dobrze obydwoje wiemy, że jeśli umrę to skończysz na dnie. Masz powodzenie, którego nie umiesz wykorzystać - odparł mężczyzna.

-I akurat, kurwa, ona? Nie zamierzam z nią spędzać ani sekundy więcej - odparł, próbując ponownie opuścić gabinet ojca.

-Zamilcz i siądź z powrotem - rzucił głośno do syna.

-Nie rozumiem czemu ja... - wtrąciłam się, spoglądając na czubek swoich butów.

-Kiedy byłaś z nim, był normalny, byliście idealną parą, a teraz zachowuje się jak gówniarz. Nie pozwolę na to, żeby mój jedyny syn skończył w taki sposób - odpowiedział mi, wbijając we mnie wzrok pozbawiony jakichkolwiek emocji.

-Rozumiem, ale mam narzeczonego i... - zaczęłam tłumaczyć, a mężczyzna chwiejąc się wstał i oparł się o biurko.

-Podejdź, moja droga. - Podniosłam się z siedzenia i zrobiłam parę kroków do przodu, ku ojcu mojego byłego chłopaka.

-Nie zrobisz tego, o czym myślę - wyrzucił z siebie blondyn.

-Nie ty decydujesz o tym. Weź to, przejrzyj to, kiedy będziesz gotowa na rozmowę. - Podał mi jakąś czarną teczkę. Zmarszczyłam czoło, biorąc przedmiot do rąk.

Od razu poczułam nieprzyjemny wzrok Adriena na swoim całym ciele.
Pamiętałam to uczucie.

***

-Mogę już wrócić do domu? - zapytałam lekceważąco blondyna, który szedł obok mnie.

-Nie, musisz tu zostać niestety - odparł, patrząc w telefon.

-Mam narzeczonego, nie mam żadnych rzeczy, żeby zostać tu na dłużej i nie chcę tu zostawać - sprzeciwiłam się.

-Uwierz, że ja też nie chcę się męczyć z twoją natrętną dupą - zaśmiał się gorzko. -Ale nie mamy wyboru.

Cały czas moje myśli skupiały się na teczce i o tym, że mam porzucić swoje życie, które dopiero co zdołałam poukładać po wcześniejszym upadku. Nie po to wyprowadzałam się z Paryża, aby z powrotem po kilku latach tu wrócić i żyć jak kiedyś lub przynajmniej udawać, że tak jest.

-A, i jedna rzecz. - Przerwał nagle ciszę. -Nie próbuj uciekać z Paryża. Sama możesz chodzić po całym mieście, a gdzieś dalej tylko ze mną. Znajdę cię wszędzie, tylko wtedy będzie gorzej dla ciebie.

-Znajdź jakąś inną, która też będzie dobra i spełniała wymagania twojego taty. - Zatrzymałam się i spojrzałam w jego stronę.

-Ty byłaś dobra, kiedyś. A z jakiegoś powodu mój ojciec chce, żebyś Ty była moją żoną, ja nie - prychnął.

Wszystko burzyło się. Wszystko, co na nowo zbudowałam zostało mi znowu bezprawnie odebrane. Jednak nie wiedziałam czy będę miała siły, żeby zacząć od początku kolejny raz.

Wystukałam numer do narzeczonego i przyłożyłam od razu telefon do ucha. Usłyszałam jego zmartwiony głos. Opowiedziałam mu po cichu o każdej rzeczy, która zdążyła się wydarzyć tutaj od mojego przyjazdu. Nie przestanie nie odrywając wzroku od czarnej teczki, którą wręczył mi starszy mężczyzna. Na pożegnanie mężczyzna tylko mi powiedział, żebym szybko wracała i uważała na siebie.

Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się dobrze znajoma blondynka. Kobieta była ubrana w dwuczęściowy garnitur w kolorze butelkowej zieleni i czarne szpilki Christiana Loubutina, a jej głowę zdobiły czarne przeciwsłoneczne okulary od Chanel.

-Och, nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę - zaczęła, podchodząc bliżej mnie. -Miałam już naprawdę dość Chloé.

-Ja tak naprawdę nie wiem po co pani mąż mnie tu chciał widziec - wtrąciłam się. -Mieszkam na drugim końcu Francji i to był lekki problem dla mnie. - Kobieta wbiła zdziwiony wzrok w czarny przedmiot, który trzymałam w dłoni.

-Mogę to zobaczyć? - spytała, a ja jej bez słowa podałam teczkę. Otworzyła ją i zaczęła przeglądać jakieś kartki. -Nie wierzę, że to zrobił...

Po twarzy kobiety spłynęły łzy, rozmazując jej dokładny makijaż. Nic z tego nie rozumiałam i nie wiedziałam, co jest na tych głupich kartkach. I co było powodem płaczu mamy tego dupka.

Byłam święcie przekonana, że nic nie mogło zwiastować czegoś dobrego, bynajmniej dla mnie.
_______________
Miło byłoby gdybyście zostawili gwiazdkę, komentarz lub obserwacje

Twitter - bad_angel_123
Tik tok, na którym jest mały zwiastun tego opowiadania - bad_angel_123

Narzeczeństwo z przymusu |Our destiny |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz