22. I'm never forget or forgive this

327 27 4
                                    

Siedziałam w garderobie, trzymając rękę na ustach, aby mojego płaczu nie było aż tak słychać. Dusiłam się jebanymi łzami, które wywołała chora obsesja niegdyś najważniejszego mężczyzny w moim życiu. Nie byłam w stanie wstać bez zachwiania się. Mój organizm nakazywał mi siedzenie w takiej pozycji, kiedy ja chciałam przebrać się i wyjść stąd jak najszybciej.

Zdjął maskę, przez którą myślałam, że się zmienił, a pod nią miał dalej tą samą twarz egoistycznego, raniącego każdego, obsesyjnie chorego dupka, którą miał na sobie dawno temu. To była gra, której on był twórcą. Miał kontrolę nade mną. Byłam marionetką w jego popieprzonym teatrze. Postacią w grze.

Czułam się jak sparaliżowana. Uczucie drętwienia szybko rozeszło się po moim ciele, uniemożliwiając mi poruszanie się. Słyszałam tylko przez mgłę jakieś krzyki. Robiło mi się duszno. Albo za zimno. Nie byłam pewna co do tego. Uniosłam wzrok na swoje dłonie, które powoli robiły się sine. Chciałam wołać o pomoc, ale lina na moim gardle zaciskała się z każdym płytkim oddechem. Ktoś na dole trzasnął drzwiami.

Doczołgałam się, w przenośni, do wyjścia z pomieszczenia i stanęłam na schodach, opierając się jedną ręką o ścianę, a drugą trzymając się barierek. Cały parter domu był zdewastowany; wyglądał jakby przeszło tutaj tornado. Krzyk i dźwięk rzucania czegoś ciężkiego o podłogę. Popatrzyłam na mężczyznę, gdy roztrzaskiwał swój telefon o ziemię. Zeszłam powoli na dół, opierając się o ścianę. Zsunęłam się w dłuż niej i usiadłam.

Swoim zachowaniem zwróciłam uwagę mężczyzny. Wodził wzrokiem wokół mojej sylwetki, zatrzymując się na chwilę na moich oczach. W jego źrenicach odbijał się ból, żal i strach. Położyłam dłoń na swoim czole. Miałam chyba gorączkę.

-Boli... - wyszeptałam, tracąc powoli świadomość tego, co się działo. Mdlałam, a może umierałam?

                                      ***
Docierały do mnie pojedyncze odgłosy i słowa, które wyłapałam z jakiś rozmów.
Moje powieki były zbyt ciężkie, abym mogła je otworzyć chociaż na sekundę. Czułam jedynie rozrywający ból w każdym milimetrze mojego ciała.

-Jest takie prawdopodobieństwo, ale uważam, że trzeba być dobrej myśli. - Męski głos obił mi się o uszy. -Narazie dostanie kroplówkę przeciwbólową, aby czuła się fizycznie trochę lepiej po przebudzeniu.

Zmrużyłam oczy. Obraz wokół mnie jeszcze bardziej się rozmazał. Znajdowałam się w jasnym pomieszczeniu, a widok za oknem wskazywał na to, że mógł być środek nocy. I najprawdopodobniej był.

Czułam dziwny ból brzucha, który nasilał się, gdy tylko próbowałam usiąść. Odpuściłam. Zmuszona do leżenia popatrzyłam na swoje ręce; lekko zasinione nadgarstki odbijały się na tle białej pościeli szpitalnej. Z trudem przełknęłam ślinę. Zacisnęłam usta w wąską linię, mając wrażenie, że doznałam nagłej amnezji. Nie pamiętałam zbyt wiele. Przymknęłam z powrotem powieki, czując jak rzęsy chroniły łzy przed upadkiem na materiał jasnej piżamy.

Do pomieszczenia wszedł lekarz, skupiając wzrok na jakiś papierach. Nerwowo zaczęłam gryźć wewnętrzną stronę ust, aż do chwili, gdy poczułam metaliczny posmak krwi. Mężczyzna uniósł spojrzenie na mnie i ciepło się uśmiechnął.

-Wszystko w porządku? - spytał, podchodząc bliżej mnie. Przypatrzył się mojej twarzy i delikatnie zmarszczył brwi.

-Nie wiem, co się stało, ale jest mi słabo... - wyszeptałam bezsilnie. Powieki same mi się zamykały. Czułam się osłabiona sto razy bardziej niż chwilę temu.

Lekarz nachylił się nade mną i ułożył dwa palce z boku mojej szyi. Próbowałam oddychać jak najbardziej spokojnie, ale nie było to możliwe, gdy leżałam w szpitalu z niewiadomego mi powodu.

-Tętno spada. Tracimy ją, do cholery! - krzyk mężczyzny był tak głośny, że zwołał nim do siebie całe grono pielęgniarek, które otoczyły moje łóżko. -Prawdopodobnie doszło do krwotoku. Jak nic z tym nie zrobimy to wda się sepsa.

-Ona, kurwa, nie może umrzeć! - wykrzyczał drugi męski głos, który był mi bardziej znajomy. -Jeżeli jej się coś stanie to wszyscy będziecie odpowiadać przed sądem.

-Nie mamy zbyt dużego wpływu na to jak poronienie przechodzi u każdej z kobiet. Pańska żona jest osłabiona, straciła dużo krwi, a stres w niczym jej nie pomoże, dlatego proszę opuścić sale.

-Poronienie...? - To słowo ledwie przeszło mi przez gardło. Wstrzymałam oddech, gdy powoli doszło do mnie, co mogło się stać. -To pomyłka... Nie byłam w ciąży.

-Przykro mi, trzeci tydzień... - sprostowała jedna z pielęgniarek. Wbiłam rozmazany wzrok w sufit, kiedy wokół mnie rozpętała się panika i chaos związany z moim stanem, który mnie nie obchodził już.

-Damy radę, kochanie. Wszystko się ułoży - mówił blondyn w moim kierunku. Czy on miał zaburzenia dwubiegunowe? W domu o mało nie zrobił mi krzywdy, a teraz w szpitalu udaje kochającego niedoszłego męża.

-To twoja wina... - wyłkałam ciszej niż sądziłam. W jednej zrobiło mi się zimno, ale miałam wrażenie, że się uduszę. Trzęsłam się, ale nie miałam siły, żeby wykonać jakiś ruch.

-Jeśli Pan ją kocha, to proszę wyjść i nie fundować żonie więcej powodów do nerwów - polecił szybko lekarz. Przymknęłam oczy, odliczając w głowie powoli do pięciu.

Raz, dwa, trzy i, kurwa, zaraz go zabiję, pięć.

-Chcę tylko, żeby przeżyła i była szczęśliwa z kimś... - wyrzucił z siebie cicho. Nie byłam zdolna wierzyć w te gówniane, przesłodzone bajki. Próbował wymusić na mnie litość, współczucie, zrozumienie. Znałam te jego gierki. Był mistrzem manipulacji.

-Kochałam cię do momentu, kiedy mnie nie zdradziłeś. A ta umowa dla mnie... - zaczęłam, ale to co miałam zamiar powiedzieć nie chciało przejść mi przez gardło. -była tylko kartą przetargową, żeby się odegrać za zdradę, zniszczyć cię i przy okazji zgarnąć pieniądze bez większego wysiłku.

-Nie zrobiłabyś tego. Nie jesteś, kurwa, taka. Kochasz mnie, a ja ciebie - zarzekał się. Tak było kiedyś, ale w tym momencie to było kłamstwo.
Cicho prychnęłam na ten argument.

-Dla mnie już nie istniejesz. Nigdy nie istniałeś. Brzydzę się tobą i tym, że mogłam z tobą być, wybaczać Ci, cokolwiek czuć do ciebie - wyszeptałam w jego kierunku, gdy w milczeniu opuszczał pomieszczenie.

Lekarz coś mi tłumaczył, ale szczerze mówiąc obijało mi się to o uszy. Cały czas zastanawiałam się czy może nie przesadziłam z tym, co powiedziałam do blondyna. Byłam roztrzęsiona, zdezorientowana, wkurwiona, załamana, zła po tym co się stało i chciałam go zranić tak jak on mnie niezmiennie od paru lat.

Straciłam szansę na coś, na co czekałam długo. Wyczekiwałam tego jak cudo, którym po części był. Nikt nikomu nie był w stanie zapewnić takiego rodzaju miłości jak matka dziecku.

Czułam ból fizyczny i psychiczny, niewyobrażalną żal i gorycz, które z każdą sekundą wzrastały. Nic nie potrafiło mnie od tego odciągnąć, sprawić, aby zniknęło bez śladu. Tak samo było z resztkami uczuć do dwukrotnego byłego narzeczonego. Chciałam zapomnieć, ale za wszelką cenę nie mogłam i nie miałam na to żadnego wpływu.

Jedyną rzeczą o jakiej marzyłam teraz był spokój. Nawet jeśli miałoby to się wiązać z moim odejściem. Byłam gotowa ponieść największe konsekwencje za siebie i za jego zachowanie.

Miałam zamiar powiedzieć to mężczyźnie, aby przestał się starać z innymi o ratowanie mnie, żeby skupili się na ratowaniu życia komuś, kto naprawdę chce żyć. Słowa ugrzęzły w moim gardle, nie potrafiąc się wydostać na zewnątrz i pozostając w głowie jako wersja robocza.

Zamknęłam oczy, z nadzieją, że ich już nie otworzę. To był jedyny ratunek dla mnie.
____________
Zostawcie coś po sobie. Czekam na waszą opinie, teorie itp

Zapraszam was na instagrama i inne media

Do następnych rozdziałów ❤️

Jakby ktoś nie widział ogłoszenia to jutro koło wieczora nowa książka ode mnie, nie fanfiction

Narzeczeństwo z przymusu |Our destiny |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz