3. Memories always hurt

636 35 14
                                    

Blondynka trzęsącymi się dłońmi oddała mi teczkę, o mało jej nie opuszczając. Zabrałam od niej szybko rzecz, widząc stan, w jakim się znajdowała. Powiedziałam z troską w głosie, aby usiadła.

Chciałam i musiałam dowiedzieć się, co znajdowało się na kartkach. Nieważne jakim kosztem.

Kobieta usiadła na skórzanej kanapie, cały czas się trzęsąc i płacząc bardziej. Podeszłam bliżej niej i objęłam ją mocno, mając nadzieję, że to odrobinę pomoże. Jej oddech powoli się normował, a ja odetchnęłam, że udało mi się odciągnąć modelkę od prawdopodobnie zawału.

Zaciągnęłam gumkę od teczki do tyłu i ją otworzyłam. W środku było kilka kartek. Wzięłam do ręki pierwszą z góry; projekt mojej przyszłej sukni ślubnej. Następny papier ukazywał rysunek podpisany jako twoja sukienka na mój pogrzeb. W moich oczach zawirowały łzy, próbując wydostać się na zewnątrz. Chwyciłam między palce kolejny dokument, tym razem to był list, który szybko przeleciałam wzrokiem.

,,Umieram, mam nowotwór czwartego stopnia, dlatego chcę, żebyś spełniła moje ostatnie życzenie - sprawić, aby mój jedyny syn był znowu szczęśliwy."

Czułam jak łzy, jedna za drugą, torują sobie drogę po moim policzku, łącząc się pod brodą i kapiąc na czarne kafle. Zawartość teczki rozsypała się, wchłaniając w siebie ciecz. Szybko schyliłam się po kartki, aby to co na nich było nie rozmazało się.

-Jemu naprawdę zależy na tym... Proszę, zrób to dla Gabriela, dla mnie, uratuj tego głupiego dupka - szeptała.

-Nie wiem czy on chce i nie wiem czy potrafię - odparłam ciszej, podnosząc wzrok na kobietę.

-Możemy porozmawiać na osobności? - spytała, jednocześnie pomagając mi wstać.

-Nie ma problemu, chyba. - Wstałam i strzepnęłam niewidzialny kurz z kolan.

Blondynka szła w stronę pokoju daleko oddalonego od kuchni, a ja wraz za nią. Otworzyła jasne drzwi za pomocą klucza i usiadła na dużym małżeńskim łożu. Poklepała miejsce obok siebie, dając mi do zrozumienia, żebym usiadła blisko niej. Zrobiłam to, bo była jedyną osobę, przy której zawsze czułam się komfortowo, a tym bardziej w tym domu.

-Pamiętasz jak zerwaliście? Przez to co zaczął robić? - zapytała cicho, wbijając nieobecny wzrok w czarną ścianę na przeciwko nas.

-Tego się nie da pamiętać. Cała Francja żyła naszym rozstaniem przez pół roku... - rzuciłam jak najciszej.

-Któregoś dnia przyszedł do mnie w nocy... - Głos kobiety łamał się, kiedy zaczęła. -Powiedział, że chciałby, żebym mu pomogła, ale on sam nie wie jak. Mówił, że stracił wiarę w siebie, w to że będzie lepiej. Był... załamany, bez chęci do czegokolwiek, miał problem ze wszystkim. Umycie się, zmienienie ubrań, zjedzenie, proste czynności stały się dla niego wyczynem takim jakby to było wchodzenie na Mount Everest.

Emocje z jakimi jego mama to wszystko opowiadała były prawdziwe. Nie miała powodów, żeby kłamać. Ufałam jej cały czas bezgranicznie. Jemu już nie. Słyszałam ciche pociągnięcie nosem Pani Agreste, zasłoniła ręką nos i usta, a drugą dłoń zaciskała w pięść.

-A teraz jest bezwzględnym dupkiem, idiotą, któremu zależy jedynie na alkoholu, sławie, pieniądzach, władzy i pokazaniu komuś, że on może odebrać innym wszystko, co mają - kontynuowała ze łzami.

-Może uda mi się go rozgryźć. Studiowałam psychologię, teraz pracuje w tej branży i jestem przygotowana na różne charaktery, osobowości, przypadki - tłumaczyłam. -Nawet na kryminalistów i psycholi.

Wzrok zielonookiej próbował mi powiedzieć; w tobie ostatnia nadzieja, wierzę w ciebie. Uśmiechnęłam się delikatnie i położyłam dłoń na jej i ścisnęłam mocno.

-Mąż chciał ci dać około sto tysięcy za fatygę z młodym i około trzysta, jeśli udałoby ci się przekonać go do ślubu i zmiany - powiedziała.

-Jeśli nawet by mi się udało to proszę przekazać te pieniądze na jakieś charytatywne cele - odparłam, wstając z łóżka.

Zanim wyszłam rozejrzałam się jeszcze po pomieszczeniu. Na białej komodzie stało wiele ramek ze zdjęciami całej rodziny. Przymrużyłam oczy, spostrzegając fotografię, na której byłam z blondynem. Miałam niespełna dziewiętnaście lat, on dwadzieścia jeden. Byliśmy na Wieży Eiffla. Biała, delikatna sukienka pasowała do nocnego widoku na miasto za nami. On klęczał na jedno kolano przede mną w czarnej koszuli i tego samego koloru spodniach od bodajże Givenchy. Trzymał w dłoni czerwone pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek z białego złota z średniej wielkości diamentem.

Wzięłam ramkę do ręki i przyłożyłam bliżej serca. Kolejna dawka łez towarzyszyła mi w chwili, gdy przytulałam do siebie swoją przeszłość. Zacisnęłam mocniej powieki, żeby postarać się nie płakać bardziej. Jednak to tylko pogorszyło sprawę. Poczułam jak moje dłonie odmawiają mi współpracy, w wyniku czego przedmiot upadł z hukiem na podłogę, roztrzaskując się doszczętnie.

-Spokojnie, nic się nie stało. - Poczułam jak kobieta odciąga mnie od zbitego szkła i próbuje objąć.

-Ja... - Starałam się wydusić z siebie chociażby jedno, głupie słowo. -Po prostu nie mogę.

-Damy radę razem, tak? - Uspokajała mnie, całując lekko w czubek głowy i opierając się podbródkiem o niego.

                                         ***
Leki uspokajające powoli zaczynały działać, przez co robiłam się bardziej senna, mimo wczesnej pory. Może koszmarna pogoda za oknem też miała na to wpływ. Nie byłam już pewna niczego.

Mój wzrok podniósł się, kiedy blondyn przeszedł obojętnie obok mnie, mówiąc coś pod nosem. Poszedł do kuchni, a ja siedziałam w salonie wraz z jego mamą, która rozwiązywała krzyżówki, co chwilę pytając mnie o jakieś hasło, jeśli sama nie wiedziała.

-Określenie mężczyzny, który zdradza kobietę, na pięć lier... - przeczytała na głos.

-Kurwa! - krzyknął Adrien z kuchni, rzucając czymś na blat.

-Nie pasuje... - odparła zawiedziona blondynka, marszcząc jedną brew i przytykając długopis do ust.

-Japierdole, mam dosyć tego domu. Tym bardziej ciebie - wypowiedział ostatnie zdanie, wbijając zimny wzrok we mnie.

-Dupek... - wyszeptałam do siebie.

-Pasuje! - krzyknęła kobieta, a ja o mało co nie podskoczyłam ze strachu.

Usłyszałam jakiś huk dobiegający z kuchni, a potem ciche kurwa.

-Możecie krzyczeć ciszej?! - wykrzyczał, podnosząc się z podłogi. -Przez ciebie ze strachu poślizgnąłem się tu.

Śmiech Pani Agreste z każdą z sekundą nabierał na sile. Do póki nie stanął przed nią jej syn, wyrywając z rąk gazetę i wyrzucając gdzieś. Nagła cisza między nimi nie mogła zwiastować niczego dobrego.

-Chyba pójdę się położyć - wyszeptałam, wstając z narożnika.

-Śpij w pokoju gościnnym. Pierwsze drzwi na prawo, na piętrze - odpowiedziała mi kobieta.

Poszłam do wskazanego przez kobietę pomieszczenia i dla bezpieczeństwa zamknęłam się na klucz, od wewnątrz. Zdjęłam z łóżka ozdobną narzutę i ułożyłam się do długo wyczekiwanego snu.

_________________
Początek rozdziału był dla mnie strasznie ciężki. Wiem że to nic nadzwyczajnego, ale to ciężki temat w moim przypadku.



Gwiazdka? Komentarz? Obserwacja?

Tik tok - bad_angel_123
Twitter - bad_angel_123

Narzeczeństwo z przymusu |Our destiny |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz