24. A day too late

333 28 3
                                    

-Zanim skończysz to musisz o czymś wiedzieć. Nie chcę cię oszukiwać... - Wywróciłam oczami, kiedy usłyszałam głos, którego dawno nie miałam okazji słyszeć z wielu względów, jednym z takowych powodów było to, że nie chciałam.

-Jak o tym mówisz to wiem - wyprzedziłam go, czując żółć podchodzącą mi do gardła. Wzięłam głębszy wdech, aby nie skupiać się na niepotrzebnych rzeczach.

-Czyli jednak powiedział Ci... - powiedział cicho brunet. Cicho prychnął pod nosem i kontynuował. -Myślałem, że już zawsze będzie udawał kochającego, szczerego narzeczonego.

-Sama się dowiedziałam, a ty też nie jesteś święty - odparłam z powagą w głosie. Teraz będą bawić się w zawody, który więcej złego powie na drugiego?

-Możemy o tym porozmawiać w cztery oczy? - spytał. Rozejrzałam się po sali. Podniosłam się z łóżka, wyrzucając z siebie jęk spowodowany bólem podbrzusza jak i całego ciała. -Halo? Jesteś tam?

-Jestem narazie w szpitalu. Nie wiem, ile tu będę... - wyszeptałam, opierając się o twardy parapet. -Nie za bardzo mogę rozmawiać.

-Zrobił ci coś? Zaraz będę. Nie bój się. - Rozłączył się zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Kurwa, co się dzieje z nimi?

Przeczesałam nerwowo włosy rękoma i wbiłam wzrok w lekko uchylone drzwi. Zsunęłam się na dół i objęłam brzuch dłońmi. Siedziałam tak z pół godziny do momentu, kiedy nie usłyszałam ciężkich kroków i jakiś wyzwisk. Przymknęłam powieki, czując przed sobą obecność mężczyzny.

-Już, spokojnie. Więcej ci nie zrobi krzywdy - brunet ukucnął przede mną, a ja miałam szczerą ochotę uderzyć go w twarz. Wyprostował się, gdy tylko powiedziałam mu, że dzisiaj wyjątkowo nie ręczę za siebie. -Nie rozumiem.

-On mi nic nie zrobił. Znaczy, może częściowo, bo poroniłam. - Spojrzał się na mnie jakbym conajmniej opowiadała mu niestworzone historię. -Mógłbyś mi powiedzieć prawdę? - Położył rękę na moich włosach i zaczął zaplątywać pojedyncze kosmyki na palec.

-Parę dni po tym jak cię zdradził pierwszy raz zadzwonił do mnie, co mnie zdziwiło. - Jak cię zdradził pierwszy raz, czyli kłamał i nie wiedziałam o wszystkich jego kochankach podczas trwania naszego związku. -Spytał czy mógłbym mu pomóc w zamian za pieniądze.

-Posłuchaj, to nie było... - Szybko zerwałam się z podłogi i odsunęłam od siebie bruneta, słysząc Adriena. -Co on tutaj, kurwa, robi?

-A ty? Zraniłeś ją, wykorzystałeś i oczekujesz, że ci wybaczy całe gówno, które planowałeś latami?!

-Błagam, ogarnijcie się. Jesteśmy dorośli. - Wstąpiłam pomiędzy nich, gdy blondyn niebezpiecznie blisko stanął obok Luki. -To nie będzie rozwiązanie.

Agreste nic sobie z tego nie robiąc, odsunął mnie na bok i rzucił się z pięściami na starego znajomego, który szybko upadł na ziemię. Mężczyzna usiadł na jego brzuchu i wymierzał rękoma w szczękę, nos, gardło bruneta. Zaczęłam wołać o pomóc, żeby ktoś ich rozdzielił, bo sama nie dałabym rady, nieważne w jakim stanie byłabym. Ten drugi starał się bronić, uderzając Adriena w twarz, gdy tamten nachylił się nad nim, aby zaatakować go bardziej. Obydwoje krzyczeli, wyzywali się na wzajem, a ja wpatrywałam się w te scenę, myśląc jak nisko trzeba upaść, żeby robić coś takiego.

Ochroniarz spoźnił się trochę, bo na podłodze było dość sporo śladów krwi, a sami faceci mieli ją na koszulkach i swoich rozwalonych twarzach. Nie miałam najśmielszego zamiaru pomagać któremukolwiek, by zaraz się pobili o to, że jednemu wyświadczyłam przysługę, tym samym faworyzując go. Odpuściłam sobie kolejnych nerwów związanych z ich dwójką. Pielęgniarka zabrała bruneta do pokoju zabiegowego, a ja pozostałam z byłym narzeczonym w jednym pomieszczeniu. Siedział na krześle, przytrzymując gazę przy zakrwawionym, rozbitym nosie. Miał brudne od krwi knykcie, a ciemna koszulka była pognieciona do granic możliwości. Stanęłam chwiejnie nad nim, a on prześledził moje oczy.

-Musiałeś się na niego rzucać? - zapytałam w miarę spokojnie. Kącik jego ust drgnął ku górze. Wewnętrznie załamałam się jego postawą.

-Gdybym wytłumaczył ci to dokładnie to może zrozumiałabyś mnie... - odparł, nie utrzymując już ze mną kontaktu wzrokowego.

-Nie, na takie rzeczy nie ma logicznego wyjaśnienia. Nie rób z siebie głupszego niż jesteś. - Próbował się w jakiś sposób wybronić, abym ewentualnie przy cieniu szansy mu wybaczyła.

-Nie zrozumiesz starań kogoś, kto jest w tobie zakochany. Jeżeli nigdy nie kochałaś nikogo w taki sposób to nie wypowiadaj się na temat czy jest jakieś wyjaśnienie tej sytuacji, czy też nie. - Przełknęłam ślinę, gdy wbił chłodne spojrzenie we mnie. Czy on może już wrócić, czy zamierza dalej prawić swoje mądrości ludowe i pouczać mnie na temat uczuć?

-Chcę usłyszeć całą prawdę, przy twoich rodzicach. Masz trzy dni, Agreste. Jebane siedemdziesiąt dwie godziny. - To była jego ostatnia szansa, która w zasadzie nie dawała mu gwarancji niczego.

-Pan Agreste, proszę ze mną do zabiegowego. - Młoda pielęgniarka przeszkodziła w naszej rozmowie, na co się uśmiechnął. Nachyliła się nad nim i pomogła mu wstać i obydwoje wyszli z sali.

Czekałam, aż blondyn wróci i będziemy mogli skończyć te wymianę zdań. Mężczyzna wszedł do pomieszczenia. Miał szwy na łuku brwiowym, a ręce były zawinięte w bandaż jakby brał za chwilę udział w walce.

-Stoi. - Wyciągnął ku mnie dłoń. Niezrozumiale spojrzałam w jego oczy.

-Tobie? - wypaliłam. -Może tamta blond pielęgniarka znów udzieli Ci pomocy?

-Umowa. - Bawił się końcówką bandaża na swojej lewej ręce. Powiedział to jakby był dzieckiem, które mówi coś wstydliwego swoim rodzicom.

Pierwsza umowa nas zniszczyła, a ostatnia mogłaby nas... Nie, nic nie jest w stanie uratować tego, co zostało rozwalone.
____________
Wrzuciłam ostatnio dwa nowe tik toki, także możecie sobie zajrzeć, do nowej książki też możecie

Gwiazdka? Komentarz?

Do następnego rozdziału ❤️

Narzeczeństwo z przymusu |Our destiny |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz