25. Italian quarrel

337 26 9
                                    

Ku mojemu szczęściu minął już tydzień od momentu, w którym sama dowiedziałam się prawdy i tego, że za niepełne dziewięć miesięcy mogłabym być upragnioną matką.

Miałam na sobie czarny, długi kombinezon z szerszymi nogawkami, który dopasowywał się do mojej talii. Dekolt amerykański częściowo ukazywał piersi podtrzymywane przez samonośny stanik. Wysokie szpilki w kolorze nude idealnie współgrały z satynowym ubraniem. Zawiesiłam na ramieniu torebkę w kolorze butów i przejrzałam się w lustrze. Ciemne włosy kończyły się na wysokości biustu, kręcąc się na końcach.

Wyglądałam jakby zależało mi na tym, aby dobrze prezentować się na rodzinnym obiadku u byłego narzeczonego, ale to były tylko pozory. Chciałam, żeby myślał, że dalej mi zależy. Chciałam go zranić, tak jak on mnie. Miał widzieć co stracił i już nigdy tego nie odzyska.

Pół godziny jazdy czarnym mercedesem uświadomiło mnie, że od zawsze to, co robiliśmy było chore. Nie mogliśmy wygrać obydwie. Za każdym razem walczyliśmy między sobą o zajęcie pierwszego miejsca w swoim popieprzonym świecie, ale w jego grze. Trzasnęłam drzwiami auta, gdy tylko zauważyłam blondyna idącego w moją stronę.

Wielki Pan Agreste miał na sobie czarną koszulę, która opinała jego tors oraz spodnie w tym samym kolorze. Prychnęłam cicho, patrząc na połyskujące w świetle słońca czerwone paznokcie. Zrobił parę kroków do przodu, żeby być bliżej mnie. Oparłam się o samochód, zakładając ręce na piersiach. Jego wzrok powędrował do mojego biustu. Co za jebany, bezczelny chuj.

-Moje cycki mają się dobrze. Nie musisz ich pilnować przy pomocy oczu - szepnęłam mu przy uchu, gdy znalazł się parę centymetrów ode mnie.

-Przejdźmy do konkretów lepiej. - Położyłam dłonie na jego torsie, odpychając go lekko. Zakołysał się, o mało nie upadając na idealnie przystrzyżona zieloną trawę.

Szlam obok niego, kiedy przemierzaliśmy jasny korytarz domu jego rodziców. Zatrzymał się w salonie. Przy stole siedziała blondynka ubrana podobnie do mnie, a na przeciwko jej mąż. Zacisnęłam usta w wąską linię. Blondyn odsunął mi krzesło koło swojej matki. Usiadłam niepewnie i zlustrowałam ich twarze; bez jakichkolwiek emocji, uczuć, jakiegokolwiek przejawu człowieczeństwa. Atmosfera jak na pogrzebie.

-Mieliśmy wyjaśnić sytuację z tą umową... - zaczął Agreste. Nareszcie mówił do rzeczy. Jego rodzice będą w szoku jak dowiedzą się co jego święty syn zrobił.

Wzrok Pani Agreste padł na mnie jakby chciała mi coś przekazać. Jej syn wstał od stołu i walnął mocno pięściami o stół. Odruchowo odsunęłam się jak oparzona. Przeklął coś pod nosem i spojrzał na mnie.

-Nie potrafiłem i nie potrafię pogodzić się z tym, że nie jesteś już moja, kurwa! - krzyknął. Blondynka zmarszczyła czoło i ziewnęła. -Wiedziałem, że jak któregoś dnia dowiesz się prawdy na jego temat to będziesz szukać we mnie pocieszenia. Zostawisz go, bo będziesz mieć żal do niego i dasz szansę mi.

-Miałeś pewność, że tak będzie? Że mu nie wybaczyłabym? - zapytała, również wstając od stołu. Położyłam dłonie na blacie i wyprostowałam je, patrząc mu prosto w oczy.

-Voglio distruggerti ma non posso perché... - splunął po włosku i odsunął się. Nic nie zrozumiałam, ale cieszyłam się, że mógł to wyrzucić z siebie.

-Adrien!- krzyknęła jego mama, idąc szybko za nim. Szarpnęła go za ramię i coś mu powiedziała cicho. Usiadł z powrotem jak grzeczny synek mamusi, który tylko jej słucha.

-Odpowiedzi mi, w tej jebanej chwili - wyrzuciłam z siebie. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą.

-Nie miałem, ale to wszystko miało szybciej się potoczyć, ale nie. On częściowo zrezygnował z umowy, bo powiedział, że cię kocha i to jest jego okazja, żeby z tobą być i nie zrobi ci tego - kontynuował. Uciekłam spojrzeniem do jego rodziców. Blondynka miała nieobecny wzrok wbity w krawędź stołu po jej prawej stronie, a jej mąż patrzył to na mnie, to na swojego syna, którym widać, że był rozczarowany.

Narzeczeństwo z przymusu |Our destiny |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz