12. It's for sure end of us?

495 31 6
                                    

Budząc się sama w łóżku, poczułam ból całego ciała po całej nocy przedmałżeńskiego seksu w różnych miejscach, między innymi w łazience, w kuchni czy salonie, w apartamencie blondyna.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu i podniosłam do siadu, przykrywając się satynową kołdrą. Po całym pokoju były porozrzucane ubrania i bielizna. Na stoliku nocnym, obok mnie, leżał jakiś telefon, a jego wyświetlacz co chwilę się włączał i wygaszał z powrotem. Upewniłam się, że jestem całkiem sama i wzięłam urządzenie do ręki. Kliknęłam na aplikację wiadomości, a moim oczom ukazały się pierwsze dwie, nowe konwersacje. Reszta mnie nie interesowała.

01:15 Chloé: Wróć do mnie, proszę. Musimy porozmawiać. Ona ma kogoś, niech twój tata weźmie mnie za twoją żonę.

01:19 Chloé: Ona cię nie pokocha, tak jak ja będę zawsze.

01:38 Couffaine: Nie taka była umowa, Agreste. Chloé powiedziała mi wszystko. Powiem twojej narzeczonej każdy drobiazg i tym sposobem pozbędzie się jakichkolwiek resztek uczuć do ciebie

06:19 Ja: Zostawiła nas obydwóch z tego samego powodu, frajerze, ale tym razem ja zajmę twoje miejsce. Chcesz nagranie jak pieprzę naszą narzeczoną, a ona jęczy i prosi o więcej?

07:34 Couffaine: Odzyskam ją. Udowodnię jej jakim dupkiem jesteś i że się nie zmieniłeś

Zablokowałam telefon i odłożyłam, czując jak łzy wzbierają mi się do oczu. Roztrzepałam włosy rękoma u ich nasady i owinęłam się kołdrą. Ubrałam koszulkę blondyna i zeszłam na dół.

Kuchnia wyglądała jak po wojnie, tak samo salon. Bardziej moją uwagę zwróciły ślady krwi na stole i stłuczone naczynia na ziemi. Podeszłam bliżej i przejechałam palcem po czerwonym śladzie. Odsunęłam się, gdy plama roztarła się bardziej; była świeża. Ledwo przełknęłam ślinę, czując jak robi mi się słabo.

Od upadku uchronił mnie mężczyzna, trzymając mnie w pasie. Usiłowałam jak najszybciej wyrwać się z jego rąk, czując wstręt do niego i do samej siebie. Popadając w panikę, błagałam, żeby mnie puścił i zostawił.

-Uspokój się. Nic się nie dzieje - mówił spokojnie.

-Oszukujesz mnie, cały czas mnie oszukiwałeś. Obydwoje mnie oszukiwaliście, mieliście umowę - starałam się utrzymać jak najbardziej stabilny głos.

-O czym mówisz? - zapytał, dalej mnie nie puszczając.

-Widziałam wiadomości... - przyznałam się. -Myślałam, że naprawdę cię zabolało tamto rozstanie.

-Bo tak jest. Wylądowałem w takim gównie. Postaram Ci się wszystko wytłumaczyć - przekonywał mnie.

-I co powiesz? Jak kiedyś, że to nie tak jak myślę? - przypomniałam mu. -Jesteś zwykłym kłamcą, Adrien. Nie zbudujesz z nikim zdrowego, normalnego związku. Taki już jesteś. Pogódź się z tym.

Uścisk się poluźnił na tyle, że mogłam odsunąć się od niego. Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam. Stał tak jakby coś w nim pękło. Patrzył w podłogę, a zielone oczy zaszkliły się łzami. Potarł rękoma włosy, a potem twarz. Podeszłam z powrotem, zwracając większą uwagę na jego trzęsące się dłonie; były zakrawione, a knykcie rozwalone.

Poszłam do łazienki w celu znalezienia jakiś bandaży czy czegoś, czym mogłabym opatrzyć rany na rękach blondyna. W szafce nie znalazłam żadnej z tych rzeczy. Nie pozostało mi nic innego jak pójście i kupienie tego lub zostawienie go samego ze sobą. Opuściłam pomieszczenie i wróciłam do mężczyzny.

-Skąd ta krew? - zapytałam wprost, w odpowiedzi dostając ciszę. -Bądź ze mną szczery, postaraj się.

-Twój były narzeczony tu był koło ósmej. Zaczął się kłócić, chciał z tobą rozmawiać, zaczęliśmy się bić... - odparł, dalej patrząc martwo w jeden punkt na ziemi.

Narzeczeństwo z przymusu |Our destiny |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz