11

162 8 0
                                    

- Ja i Bucky rozmawialismy przed chwilą... przyszedł z chłopakami ale oni dali nam chwilę... - bałam się, miałam jej właśnie powiedzieć że on mi sie podoba..- wyznałam mu moje uczucia... ale, powiedział że podoba mu się jakaś.. i nie zrezygnuje z niej.

Wiedziałam.. kochała go, a ja? byłam najgorsza przyjaciółką która chciała powiedzieć że podoba mi się ten sam chłopak co jej. Musiałam z niego zrezygnować mimo że ktoś mu się podoba.. musze pomoc Rose. Musze.

- coś miałas mi do powiedzenia.. słucham.

- chcialam cię spytać czy on ci się podoba, dziwnie ostatnio na niego patrzyłas. - byłam z siebie dumna ze nie powiedziałam tego ze złamanym głosem, chciałam się rozplakac, miałam ochotę porozmawiać z złodziejem.... tak bardzo. - Dobra ja muszę wpaść jeszcze do sklepu więc idę. Mam nadzieję że zmieni on o tobie zdanie.

Ona uśmiechnęła się do mnie ze łzami w oczach, jej charakter zmienił się w parę sekund.. w zła na smutna, zrozpaczoną...

Wyszłam już z ubraną bluzką. Poszłam do sklepu w którym typ ma na wszystko wywalone. Kupiłam papierosy i alkohol. Może się zmieniałam ale musiałam jak najszybciej z tego sklepu się schować, i w spokoju dojść do domu.

Trafiłam bez problemu ale ciągle czułam na sobie wzrok palący moje plecy. Weszłam do domu i zamknęłam drzwi i wszystko przez co można było wejść. Zdjęłam buty i poszłam do pokoju przebrać się w luźne rzeczy. W międzyczasie położyłam przed chwilą kupione rzeczy na łóżko. Chciałam to zrobić jak nigdy wcześniej, wiem że uciesze się z tego jedynie na parę godzin a później będzie gorzej. Ale musiałam, nie mogłam wytrzymać. Chciałam palić, pic, i nigdy się nie obudzić. Lecz tego ostatniego nie mogłam, więc zostawiłam w nadziei te dwa wcześniejsze.

Ubrałam się w za dużą bluzkę i zostałam w bieliźnie, poczesalam swoje rozpuszczone białe włosy i spojrzałam na siebie w lustrze, zaczęłam płakać. Dlaczego ja? No tak, za brata. Dlatego nie mogłam się nigdy zakochać lub zauroczyć. Żeby nie cierpieć. Mimo że powinnam, było dużo powodów, nie jestem idealna ani przeciętna.. jestem najgorsza.

Nie mogłam się równać z Barnesem, nie zasługuje na niego... tak samo na Rose jak i Sebastiana. Nie zasługuje na nich, powinnam siedzieć tu zamknięta i zrozpaczona niż zajmować się przyjaciółmi.. jak mówili rodzice. Powinnam się wogule nie urodzić, to ja powinnam zginąć za niego.

Zaczęłam bardziej płakać i rzuciłam się na podłogę opierając o ściane, patrzyłam pustym wzrokiem bez nadziei w sufit. Czekając na pomoc, mimo że nie powinnam jej mieć.

Otworzyłam butelkę alkoholu i zaczęłam pić z gwinta. Sięgnęłam po paczkę papierosów, wzięłam jakieś naczynie i zapalniczkę. Po zapaleniu zaciągnęłam się, zaczęłam kaszleć. Lecz wiem że na to zasługuje. Musiałam cierpieć.

Zaciągałam się coraz bardziej, nie kaszlalam już tak bardzo po chwili przyzwyczajac się do tego uczucia. Na zmianę paliłam i piłam, obraz mi się rozmazywał z powodu tego co robiłam.. jak i łez. Niszczylam się.

Lecz zasługiwałam na to, zasługiwałam na to co najgorsze. Musiałam to odczuć żeby poczuć się lepiej mimo że nie zasługiwałam, i nie chciałam.. to robiłam to, zmuszałam się. Słyszałam chyba dźwięk głośnego pukania, lecz nie dam rady zejść na dół. Obok siebie miałam pustą szklana butelke od alkoholu, prawie wypalona paczkę papierosów i jeszcze pół pełna butelkę innego alkoholu. Tak, miałam pewnosc że się niszczę, tak bardzo tego pragnęłam. Słyszałam coraz mocniejsze puknięcia, lecz nie dałam rady wstać ani nie chcialam. Chciałam jak najszybciej zamknąć oczy, zmuszałam się żeby nie zamykać, zasługiwałam na więcej cierpienia.

Musiałam jak najszybciej wypić ta butelkę i wypalić, zaczęłam od butelki.. gdy ja wypiłam odrzuciłam obok siebie, nie roztukla się. Sięgnęłam po papierosa, słysząc krzyki i coraz głośniejsze dźwięki. Zapaliłam papierosa i włożyłam pomiędzy swoje usta, czułam się już  spokojnie na zewnątrz ale wewnątrz cierpiałam. Zaciągnęłam się, to było moje ostatnie zaciągnięcie... ponieważ w tym momencie ktoś do mnie wszedł do pokoju i rzucił w moją stronę, wywalił papierosa z mojej ręki. Ja patrzyłam na niego, jak spada i odbija się z ziemi, dopóki nie zatrzymał się nadal się paląc.

Spojrzałam na człowieka przede mną, to był on... Barnes. Czemu się zjawiał w takich chwilach? Mówił do mnie z przerażeniem na twarzy, smutkiem, rozpaczą. Nic z jego słów nie rozumiałam, odleciałam gdzieś.. czułam się spokojnie, przymknęłam oczy, nie zasnęłam... niestety.

Przypominały mi się stare czasy.... dobre czasy.. Czy to koniec? Tak wygląda koniec? Widziałam brata, jak się z nim bawiłam, szczęśliwych rodziców którzy się śmieli i spędzali każda wolną chwilę z nami. Nie byli zapatrzeni w pracę ani na nasze szkoły i stopnie. Patrzyli na nas, ich wtedy obchodziło abyśmy byli szczęśliwi i zadowoleni.. abyśmy byli dobrą rodziną. Czułam jak spływają mi łzy, wtedy się dowiedziałam że nie umarłam, to nie był mój koniec, tylko wspomnienia które chciałam właśnie widzieć... poprawić swój humor, wywołać uśmiech, i zagłębiać dalej w alkohol, powinnam mieć jeszcze 3 butelkę obok siebie po prawej stronie. Sięgnęłam tam ale, poczułam zimny dotyk dłoni. Nie otworzyłam oczu, zagłębiałam się w te piękne wspomnienia.

Ale... po chwili zniszczyło się, przypomniałam sobie że ten dzień z rodzicami i bratem to był ten dzień, dzień w którym moje szczęście się skończy. Był dokładniejszy więc zmusilam się do jego obejrzenia, mimo że nie chciałam... nie miałam ochoty widzieć jego śmierci, znowu. Stracić rodziców, szczęście, ukochanego brata... straciłam w tamtym momencie.. wszystko.

Widziałam każdy mój dokładny ruch, jak biegłam jak się śmiałam, uśmiechałam i czułam każdy dotyk, jak czułam że weszłam na kamyk o mało nie wywalając się... czułam też dotyk rąk mojego brata i pchnięcie, krzyki, dźwięk walniecia ciała mojego brata... a co najgorsze... jego ciało i krew, każda jego rysę twarzy która była podrapana lub miała lekkie zadrapania.

Nikt wtedy do mnie nie podszedł, wszyscy zwrócili uwagę na mojego brata... i to chyba była prawda, wszyscy patrzyli tylko na niego.. gdybym ja wtedy tam leżała, podeszliby do mnie? Czy poszli by do niego? Myślę... że do niego. On był zawsze oczkiem w głowie rodzicow jak i wszystkich. Na mnie jedynie on patrzył przez co ja myślałam że też jestem dla nich ważna. Myliłam się, byłam wtedy jak i teraz .. nikim.  Dla nich ważny był tylko on i tylko on, jestem pewna że gdyby mieli do wyboru wybrać... wybraliby jego, nie dziwie się.. też bym wybrała żeby on przetrwał, chciałam dla niego jak najlepiej... a zrobiłam jak najgorzej, mimo że tyle mi dał.

Otworzyłam oczy i zaczęłam po chwili rozumieć jego słowa, martwił się. A ja? Zemdlałam,  czy właśnie postąpiłam źle robiąc to czy dobrze?

Obssesion × Bucky Barnes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz