Mimo obozowiska ruchu oporu, który Łukasz postanowił założyć w swoim pokoju, ostrzegawczej syreny, wyjącej mi do ucha i wszechobecnych znaków stopu, wielkich jak billboardy przy autostradzie, chcąc nie chcąc, codziennie zbliżałam się do ogniska potencjalnego zagrożenia.
Robert był zawsze gdzieś obok. Wyrastał jak spod ziemi, gdziekolwiek tylko padł mój wzrok. Spotykałam go na szkolnym korytarzu, na treningach, w drodze do szkoły, w windzie, wracając z zakupów, czy choćby bezmyślnie gapiąc się w okno. Nawet, kiedy byłam sama w mieszkaniu, wiedziałam, że jest gdzieś tam, parę metrów wyżej i to sprawiało, że czułam przyjemny ucisk, gdzieś na wysokości splotu słonecznego.
Zaczęłam tak przywykać do jego wieczystej obecności, że bezbłędnie rozpoznawałam nawet zapach jego perfum na klatce schodowej, mimowolnie wciągając powietrze w płuca tak głęboko, jakby to miał być mój ostatni oddech.
Cieszyła mnie świadomość jego istnienia, tuż obok. Podchodził do mnie małymi, zgrabnymi kroczkami i choć wiedziałam, jak grząski to może być teren, to pod stopami czułam kawał solidnego gruntu.
Zawdzięczałam mu większość dobrych emocji, które miałam w sobie. Podniósł mnie z chodnika, otrzepał z kurzu i umieścił na najwyższej półeczce w swoim pokoju. Zreperował moje skrzydełka i sprawił, że podrosły jeszcze o parę centymetrów. Wszystko układało się wspaniale. Tak właśnie myślałam. Aż do dzisiaj.
***
Siedziałam na ławeczce pod salą gimnastyczną, czekając aż chłopcy opuszczą swoją szatnię. Chciałam spokojnie przebrać się w ciuchy na WF i mieć całkowitą pewność, że nikt niepowołany tej czynności nie zobaczy.
Byłam sama, bo reszta dziewczyn poszła się "dotlenić" do ubikacji na parterze. Tak, wiem - dla mnie też to było dziwne, przecież to "PRESTIŻOWA szkoła SPORTOWA o nieposzlakowanej opinii".
Został mi do opanowania jeszcze jeden dział przed sprawdzianem z biologii, więc wyciągnęłam z torby zeszyt z zamiarem szybkiego doedukowania, nie zdążyłam jednak nawet do niego zajrzeć, bo zamarłam, słysząc znajomy tembr głosu.
– Przykro mi, Marti. Serio. – Wyraźnie słyszałam rozbawiony głos Roberta. – Ciężki rok za tobą.
– Nie wyobrażasz sobie JAK ciężki. - mruknął zrezygnowany. – Staram się jak głupi od samego początku i nic. Nie możesz mi czegoś podpowiedzieć? Jak kumpel kumplowi...
– Może za bardzo się starasz? – podsunął Robert.
– Nie, no co ty. W sam raz się staram! – zapewnił gorąco.
– Jakbyś się "w sam raz starał", to byś teraz o porady nie prosił. – stwierdził trafnie.
– Fakt. Dobra, zasugeruj coś.
– Czemu sądzisz, że jestem w stanie zgadnąć, czego ona potrzebuje? To nie moja dziewczyna. – Robert śmiał się w dalszym ciągu. – Przeceniasz mnie. Nie wiem, co zadziała. Może zrób coś innego, nieprzewidywalnego. Wyjdź poza schemat. Poczaruj coś.
– Poczaruj. Aha. – Marti brzmiał tak, jakby robił notatki z tej rozmowy. – Jak?
– Słowami. – podsunął, najwidoczniej dobrze się bawiąc. – Użyj runicznej magii tajemnej i odpraw pradawne, słowiańskie rytuały.
– Nie rozumiem. – mruknął zdezorientowany. – Możesz wprost?
– O matko, jakiś ty niedomyślny. – jęknął zbolałym głosem. - Jest takie powiedzenie, że mężczyźni zakochują się w tym, co widzą, a kobiety w tym, co słyszą. Spróbuj sprawić, żeby usłyszała to, czego pragnie.

CZYTASZ
Szyszka
Ficção AdolescenteZ powodu skomplikowanej sytuacji rodzinnej, Agata Szyszkowska przenosi się z Warszawy na Śląsk. Choć początki są trudne, na miejscu spotyka pierwszą miłość i zdobywa uznanie trenera drużyny pływackiej. Niestety niedługo dane jest jej cieszyć się sie...