Ludzie z mojej klasy zaczęli się do mnie po trochu przyzwyczajać. Ktoś się przysiadł, ktoś zagadał, ktoś inny spisał zadanie. Głównie męskie grono, bo dziewczyny ciągle trzymały mnie na lekki, acz wyczuwalny dystans.
Mimo że na pływalni zdawały się być moimi najlepszymi psiapsiółami, w klasie sytuacja zmieniała się diametralnie i z klepania po plecach i przekomarzanek przechodziłyśmy prawie pod granice zimnej wojny. Być może miało to coś wspólnego z Judytą, która na basenie pojawiała się rzadko i tylko po to, żeby przynieść jakieś lewe zwolnienie lekarskie.
Przerwy spędzałam zazwyczaj z „moimi" chłopakami. Nie wiem, czy dobrze robiłam, bo po pierwsze izolowałam się od towarzystwa, w które powoli powinnam zacząć już wsiąkać, a po drugie dziewczyny chyba były zazdrosne, bo komentowały wszystko nad wyraz soczyście.
Po każdej przerwie spędzonej z chłopakami, musiałam wysłuchiwać uszczypliwych uwag dotyczących mojego zachowania i nagannego „prowadzenia się" i znosić nazywanie mnie "wywłoką". Zaciskałam zęby i udawałam, że mało mnie to obchodzi, lub że zwyczajnie nie słyszę, ale czułam, że nie dam rady milczeć w nieskończoność, ponieważ moja irytacja osiągała masę krytyczną.
Ze wszystkich dziewczyn najgorsze były Judyta z Martą. I Karolina oczywiście. Choć zaczęłyśmy miłym akcentem na pływalni, to mimo iż nie mówiła zbyt wiele, śmiała się z każdego komentarza pod moim adresem tak spontanicznie i szczerze, że nie byłam w stanie dokładnie ocenić, co boli mnie bardziej - słowa dziewczyn, czy jej rozbawienie.
Zdążyłam też usłyszeć o Robercie ogrom, delikatnie mówiąc, niepochlebnych opinii, co wcale nie zmieniało faktu, że chłopak plasował się w ścisłej czołówce szkolnych "most wanted". Musiałabym być chyba kompletnie ślepa, żeby tego nie zauważyć.
Wystarczyło tylko wejść do którejkolwiek z damskich ubikacji, żeby dosłownie utonąć w gąszczu naściennych hieroglifów, rysuneczkach serduszek i skrzętnie wykaligrafowanych literek, dziwnym trafem układających się w jego imię.
Niestety wczoraj znalazłam też inny, całkiem nowy napis, głoszący że "Szyszkowska to dziwka" i jakoś ani przez moment nie miałam wątpliwości, o którą Szyszkowską chodzi.
Kolejna lekcja życiowa - okazuje się, że można być dziwką nie uprawiając seksu. Żadnej z jego form. Nigdy.
***
Dni wolne, wbrew pozorom, nie sprzyjały odpoczynkowi. Czułam się zagubiona, wyjęta z kieratu i cholernie samotna, a kłębowisko myśli wywoływało chęć natychmiastowej socjalizacji. Niestety, Ola nie odpisywała na wiadomości i nie odbierała telefonu, więc pomyślałam, że albo jest czymś cholernie pochłonięta, albo śpi.
Próbowałam na siłę zająć się czymkolwiek. Posprzątałam mieszkanie, wzięłam prysznic, odrobiłam zadania, ale kiedy już naprawdę nie miałam nic do roboty, wciągnęłam buty i postanowiłam upewnić się, czy Ola jeszcze żyje.
Drzwi do mieszkania wujostwa tradycyjnie nie były zamknięte na klucz, więc weszłam do środka bez pukania. W przedpokoju zauważyłam płaszcz Roberta i torbę treningową, co sugerowało, że przyszedł tu razem z Łukaszem od razu z basenu.
Chciałam cichutko przemknąć do pokoju kuzynki, kiedy nagle usłyszałam wyraźnie swoje imię, dobiegające z Łukaszowego pokoju. Imię, które ewidentnie nie padło z ust samego Łukasza.
Tak bardzo byłam ciekawa o czym rozmawiają, że bez skrępowania podeszłam na palcach pod same drzwi i przytknęłam ucho do szczeliny między nimi, a framugą. Ku mojemu zaskoczeniu słyszałam wszystko tak wyraźnie, jakbym siedziała tuż obok nich, na tej samej kanapie. Wiedziałam już, że nie odejdę stąd za nic w świecie.

CZYTASZ
Szyszka
Fiksi RemajaZ powodu skomplikowanej sytuacji rodzinnej, Agata Szyszkowska przenosi się z Warszawy na Śląsk. Choć początki są trudne, na miejscu spotyka pierwszą miłość i zdobywa uznanie trenera drużyny pływackiej. Niestety niedługo dane jest jej cieszyć się sie...