– Trzymaj – wyszeptałam i położyłam Krzysztofowi na kolanach mały pakunek. Choć zrobiłam to niepostrzeżenie i pod ławką, to i tak obawiałam się, że akt ten mógł jednak nie umknąć czyjejś uwadze. – I... dziękuję za wszystko.
– Drobiazg. – Kiwnął głową. Myślałam, że nie ominą mnie głupie komentarze i docinki, a tymczasem zaskoczył mnie łagodnością spojrzenia i niecodzienną troską w oczach. – Jak... Czy... Wszystko OK? – Wyrzucał z siebie tak chaotycznie, jakby co najmniej kilkukrotnie zmieniał wersję pytania, które chciał zadać, ale bał się odpowiedzi. Zerkał na mnie ukradkiem, miętoląc w dłoniach reklamówkę z koszulą, którą jeszcze dzisiaj rano tak pieczołowicie prasowałam.
Sposób w jaki na mnie patrzył, specyficzny wyraz twarzy, pełen litości i współczucia, był dokładnie tym, czego za wszelką cenę pragnęłam uniknąć.
– Wszystko OK – powtórzyłam jego słowa, nadając im tyle pewności, ile tylko potrafiłam. Rozejrzałam się dyskretnie po klasie. Nikt nie wytykał mnie palcami, nie wyśmiewał, ani nawet nie wykazywał zbytniego zainteresowania. Świadczyło to prawdopodobnie o tym, że nikt prócz mnie i Krzysia nie miał najmniejszego pojęcia o tym, co zaszło z soboty na niedzielę.
– Gdzie Karola? – zapytałam szeptem. Lekcja się już zaczęła, a ja nigdzie nie mogłam jej dostrzec. No i Krzyś, który przynosił swoje cztery litery tylko w sytuacjach wysokiego ryzyka, spoczywał teraz koło mnie na krzesełku. Od czasu kiedy się zjawił, ani razu nie popatrzył na tył klasy, co świadczyło tylko o tym, że albo wiedział, że Karoli nie ma, albo kompletnie nie miał ochoty z nią dzisiaj rozmawiać. Krzyś popatrzył na mnie z byka i wzruszył niedbale ramionami. W jedną sekundę jego wzrok stał się groźny i pochmurny. – Macie jakieś problemy? – Dokończyłam pytanie, ignorując ostrzeżenia, które wysyłała mi jego mimika.
– A ty nie masz dość własnych, że się cudzymi interesujesz? – burknął niegrzecznie.
– Przepraszam. – Przygryzłam wargę i skrzywiłam się nieco. – Gdybyś jednak chciał porozmawiać, to...
– Nie – uciął stanowczo, odwrócił twarz w stronę okna i włożył słuchawki w uszy, tym samym uznając rozmowę za zakończoną.
***
– Chodź ze mną. – Robert złapał mnie na długiej przerwie i pociągnął za sobą w najspokojniejszy kąt korytarza. Wyglądał na zdenerwowanego, więc sama zaczęłam się niepokoić. Oparł się o parapet i przetarł czoło wewnętrzną częścią zabandażowanej dłoni. – Przesunęli termin badań na środki dopingujące. Na teraz! - dodał, kiedy dostrzegł na mojej twarzy konsternację zamiast spodziewanego przerażenia.– Nie rozumiem. Kto przesunął? – Zmarszczyłam brwi.
– Jak to kto? Dyrekcja. Pamiętasz, że pływasz, prawda? – Skrzywił się, kiedy w dalszym ciągu nie znalazł ani iskierki zrozumienia w moich oczach.
– I to... niedobrze? – zapytałam niepewnie. Naprawdę nie rozumiałam jego zdenerwowania. Badania jak badania, nic strasznego. Przecież sikanie do kubka nie boli.
– To BARDZO niedobrze – syknął. – Testy wyłapują teraz wszystko, począwszy od poziomu hormonów, na stężeniu środków chemicznych skończywszy. A to nie oznacza niczego ciekawego dla osoby, która dwa dni temu została nafaszerowana narkotykami.
– Czy to przypadkiem nie ty mówiłeś, że GHB znika z organizmu w przeciągu kilku godzin?
– Mówiłem, nie mówiłem – wymamrotał poddenerwowany. – Reguły na to nie ma.
– Spokojnie, przecież minęły prawie dwie doby. – Machnęłam ręką.
– A ty wiesz dokładnie, co ci podał? Może to nie było GHB. Naprawdę chcesz ryzykować? Nie tylko wywalą cię z klubu, ale będziesz też mogła pożegnać się ze szkołą. Poza tym mam wielu kolegów, którzy chcieliby studiować i liczą na stypendia sportowe. W zeszłym roku przez jednego zawodnika zawiesili cały klub i odwołali wszelkie imprezy szkolne. Nie zastanowiło cię, czemu miałaś półmetek w trzeciej klasie?
– Świetnie. – Oparłam się o ścianę z westchnieniem. Trochę mnie to wszystko przerosło. – Bajecznie wręcz. Nie wiem, może po prostu zrezygnuję?
– Teraz? Nie ma szans. – Potrząsnął głową. – Nie w takiej chwili. Kula zgłosił cię do zawodów indywidualnych, w dodatku płyniesz w sztafecie ostatnia. Naprawdę myślisz, że nikogo nie zastanowi, dlaczego nadzieja szkolnej drużyny nagle rezygnuje z pewnego zwycięstwa?
– Kontuzja? - zasugerowałam, tchnięta widokiem bandaża na jego prawej dłoni. – To by przeszło. Jestem przecież cała w sińcach...
– Kontuzja nie zwalnia cię z obowiązkowych badań.
– To masz jakiś pomysł, czy nie? – Westchnęłam, bo miałam wrażenie, że specjalnie trzyma mnie w niepewności.
– A byłbym tu, gdybym nie miał? – Popatrzył na mnie z politowaniem – Pewnie, że mam. I to nie pomysł, ale plan i strategię.
– Och, nie mogłeś tak od razu? Tylko przychodzisz i mnie straszysz? Dawaj tę strategię!
– Ok. Trochę to ryzykowne, ale powinno się udać. Procedury są zawsze takie same. Będziesz musiała iść do łazienki dziewczyn na pierwszym piętrze i komisyjnie nasikać do kubeczka.
– Komisyjnie? Jak to komisyjnie? – Przeraził mnie. Wcześniej nikt nie stał nade mną i nie dopingował. Jakoś średnio bawiło mnie oddawanie moczu w czyjejś obecności.
– Jedna z nauczycielek będzie po prostu przebywać w łazience w tym samym czasie. Nie bój się, nikt nie będzie patrzył na ciebie podczas tej wiekopomnej chwili – zaśmiał się. – Do brzegu. Poprosiłem Olkę, żeby ci pomogła. Czeka na ciebie w nieczynnej kabinie, tej najbliżej okna więc musisz tak kombinować, żeby wejść do przedostatniej. Pomoże ci podmienić kubeczki. Albo to – powiedział, widząc moją niemrawą minę – albo... - urwał, patrząc na mnie złowrogo.
– Dobra, dobra – mruknęłam. – Już idę.
***
W łazience wszystko poszło gładko. Nie miałam pojęcia jak Olka weszła do ostatniej kabiny, która od zawsze podobno była nieczynna. Mimo iż z nerwów trzęsły mi się ręce, to kubeczki zdołałyśmy podmienić bez problemu, między innymi dzięki temu, że kabiny nie były szczelnie zabudowane aż do samej podłogi.
Wyszłam bardzo zadowolona z siebie i z uśmiechem oddałam kubeczek pani z komisji. Kiedy myłam ręce, kątem oka zauważyłam, że przemiła pani sprawdza dokładnie wnętrze kabiny oraz kosz na śmieci. Podniosła nawet worek, żeby zobaczyć, czy nic nie zostało pod nim ukryte. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że gdybym odruchowo nie podała mojego kubeczka Oli, od razu by wyszło, że oszukiwałam.
Uratował mnie ślepy traf. Miałam nadzieję, że poza stresującą szopką związaną z nieoczekiwanymi badaniami czekał mnie spokojny i przyjemny dzień.
CZYTASZ
Szyszka
Novela JuvenilZ powodu skomplikowanej sytuacji rodzinnej, Agata Szyszkowska przenosi się z Warszawy na Śląsk. Choć początki są trudne, na miejscu spotyka pierwszą miłość i zdobywa uznanie trenera drużyny pływackiej. Niestety niedługo dane jest jej cieszyć się sie...