14. Sobota, 6 grudnia

27.8K 1K 1K
                                        

Dość wczesnym rankiem postanowiłam zbadać jak bardzo w czarnej dupie jestem i zagadać do Łukasza o wczorajszą aferę Szymański & Szyszkowska - Gate. Weszłam po cichu do mieszkania cioci i od razu skierowałam się do pokoju kuzyna. Spodziewałam się zastać go zakopanego po uszy w pościeli, z poduszką narzuconą na głowę, dlatego puknęłam cicho dwa razy i weszłam nie czekając na „proszę". I to był błąd. Zamiast mojego rozmemłanego Łukasza, zastałam całkiem jak na tę porę dnia, pozbieranego do kupy Roberta. Jak tylko go zobaczyłam, cofnęłam się i odruchowo zatrzasnęłam za sobą drzwi.

– Za późno! – zawołał w moją stronę. – Zauważyłem cię!

Zaklęłam w myślach, wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam za klamkę. Weszłam do pokoju, starając się nie patrzeć nawet w jego stronę.

– Powiedz mi, bo jestem ciekawy – mruknął Robert. Siedział teraz z zamkniętymi oczami, nie odwracając nawet głowy w moim kierunku. – Czym ci ten biedny Szymański Krzyś zawinił, że go na długiej przerwie zaciągnęłaś w krzaki, a potem napadłaś na środku klasy i bezczelnie, na oczach wszystkich, obcałowałaś?

– Ale ja wcale tego nie chciałam! – jęknęłam zrozpaczona.

– Może i nie chciałaś, ale efekt tego niechcenia był dość marny, można powiedzieć. – Pastwił się nade mną z czysta premedytacją. – Naprawdę musiałaś?

– Robert... ale... – jąkałam się. Stałam na środku pokoju sztywno, jak przy tablicy na matematyce. Nie potrafiłam wymyślić żadnego sensownego usprawiedliwienia, mimo iż idąc tu, miałam ich w głowie tysiące.

– Dobra, wyluzuj. – Zaśmiał się i dał mi wyraźnie do zrozumienia, że chciał, żebym koło niego usiadła. – Żartuję. Wiem, jak to naprawdę wyglądało.

– Kto ci powiedział? – Odetchnęłam z ulgą, ale w dalszym ciągu czułam się nieco skołowana. Przycupnęłam ostrożnie na rogu łóżka, uważając, żeby się nie znaleźć w zbyt bliskiej odległości od rozmówcy.

– Molestant. We własnej osobie – poinformował mnie uprzejmie.

– Ale, że jak to? Szymański? – Drgnęłam zaskoczona. Co prawda byłam przygotowana na kablującą, z dziką radością, Judytę, ale kajający się Krzysztof przerósł moje najśmielsze wyobrażenia.

– A był ktoś jeszcze? – Łypnął na mnie groźnie spode łba, a potem chyba stwierdził, że już dość się nade mną znęcał, bo uśmiechnął się rozbrajająco. – Tak, Szymański. Na szczęście ma skubany dar przekonywania, więc obiecałem, że pozwolę mu dalej żyć, o ile ładnie cię przeprosi. – Puścił do mnie oczko.

W tym samym momencie, w którym poczułam szczupłe palce prześlizgujące się po moim karku, w drzwiach pojawił się właściciel przybytku. Wszedł do pokoju ze szczoteczką w ręce i ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Zamarł na chwilę, po czym zlustrował nas potępiająco.

– Czy wy nie macie własnych łóżek? I czy ja koniecznie muszę na to patrzeć? – Zmarszczył brwi, zupełnie, jakby przyłapał nas na dzikiej orgii z krasnalami. – Agata! Ogarnij się! Popraw wianek i sio z mojego wyra!

– Jak tak dalej pójdzie, to już za niedługo nie będę miała czego poprawiać – pochwaliłam się dumnie, ani myśląc ruszać się z miejsca.

– No, co ty nie powiesz? – Łukasz łypnął na mnie badawczo. – Umówiłaś się z Krzysiem na kolejną randkę w krzakach? Tym razem sobie koc pod kolana podłóż!

– Z doświadczenia wiesz, że wygodniej? Mniej cię kolanka bolały? – odbiłam piłeczkę, a Robert zarechotał.

Łukasz nie znalazł w danej chwili żadnej godnej riposty, więc popukał się tylko energicznie w czoło, opadł na krzesło, po czym westchnął ciężko.

SzyszkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz