Czułem, że jeszcze sekunda patrzenia się na niego sprawi, że wtopię się bez opamiętania. Nie wiem na co powinienem patrzeć. W jego oczy, na usta, widoczne kości policzkowe, zadbaną i nieskazitelną cerę, włosy z lekkim przedziałkiem po środku, szerokie ramiona czy dłonie, które ściskał na materiale swojej torby sportowej. Czy może na jego zęby i delikatne kiełki. I dołki...
Gdy podszedł bliżej poczułem jego perfumy. Drogie, na pewno, bo nigdy wcześniej nie czułem tak egzotycznego zapachu. Ostry i konkretny, ale ciepły i kojący. Idealnie do niego pasują.
- Sam do mnie napisał po tym jak usłyszał mój angielski na korytarzu.
- Chciałeś powiedzieć, że próbowałeś mówić po angielsku. - poprawił go San, spoglądając na niego. jego profil... Czy można wyglądać bardziej perfekcyjnie?
- Dlatego też chcieliśmy twojej pomocy.
- Nie ma sprawy. - bez słowa wcisnął się obok mnie.
- Ej, może tak coś zanim wsuniesz tu swój tyłek?
Spojrzał na mnie. Czy on zawsze ma lekko wydęte usta czy robi to specjalnie, by wyglądać uroczo?
- Przecież sami mnie zaprosiliście. - uśmiechnął się. - A my się już znamy.
Wooaaah... Co za bezczelny-
- Najważniejsze pytanie to ile bierzesz za godzinę. - rzucił od razu Yeosang. - Nie chcemy za dużo wydawać, jak wiesz nie wszyscy jesteśmy... No...
- Dostali się tu za dobre oceny, nie z powodu zamożności. - poprawił Yunho. Jego wzrok sugerował, że również mu zależało na dobru nas wszystkich. Sam się zarzekł, że jeśli nie damy rady z Sanem to wynajmie nam korepetytora i zapłaci za niego, więc lepiej, by ten lingwistka nie dawał zbyt wysokiej stawki.
Ku naszemu zdziwieniu pierwsze co zrobił to się zaśmiał.
- Za kogo wy mnie macie? - spojrzał po nas wszystkich. - Nie zależy mi na zarobku, więc nie musicie się o to martwić. Lepiej powiedzcie mi z czym sobie nie radzicie. - oparł łokcie na stoliku i czekał.
- Co chcesz w zamian? - nie dawałem za wygraną.
- Uparty jesteś.
- Po prostu nie lubię zagadek w kwestii odpłaty.
Uniósł kącik ust do góry. Dołeczek znów się ze mną przywitał.
- Możemy zrobić tak, że z każdym z was zrobię osobne spotkanie, później pouczymy się wspólnie rzeczy, które wszystkim sprawiają trudność i zdecydujecie sami czy wam odpowiada, później porozmawiamy o tym jak możecie się odpłacić.
- Czyli mamy taki okres próbny? - oczy Yeosanga zabłyszczały w nadziei.
- Można tak to nazwać.
Wszyscy jak na zawołanie się ucieszyli.
- Gdzie jest haczyk?
- Hm?
- To brzmi zbyt prosto. Jeśli masz zamiar zyskać coś więcej na oszustwie to lepiej powiedz to teraz. - sprostowałem. San widocznie był skonsternowany tym, co właśnie usłyszał.
- Nie jestem typem oszusta.
- On po prostu dba o nasze bezpieczeństwo i komfort. - nachylił się w bok Yunho, próbując załagodzić sytuację. Ale ja wcale nie byłem zdenerwowany, zadałem tylko pytanie. Będąc poważnym większość myśli, że nie mam humoru. Po Prostu mój ton głosu i wyraz twarzy nie współgrają z moimi emocjami.
- Ah, szczęściarze. Nie martw się - poklepał mnie p ramieniu. - Poznałeś mnie jako pierwszy, więc powinieneś się martwić najmniej.
Wyglądał na bardzo przyjacielskiego. Trzeba było mu to przyznać.
- Dobra, to powiedzcie po kolei z czym macie problemy, a ja sobie je zapiszę. Najpierw... Yy... Przepraszam, zapomniałem imion.
- Jestem Jeong Yunho.
Spojrzałem ukradkiem na notes Sana. Zapisał go sobie jako My ddaeng ddaeng.
- Song Mingi.
ManGi.
- Kang Yeosang.
Maltese. Pffffff! Tylko Doberman. Chłopak nie ma gustu.
- Jeong-
- Wooyoung. Tak, pamiętam.
Woo. Ale zapisał to w dość oryginalny sposób, który, muszę przyznać, rozpuścił moje serce do ostatniej kropli. W tym momencie jedyne co chciałem to się skryć, bo wiedziałem, że moje policzki miały gościa o nazwie rumieniec. Pomijając fakt, że nie napisał imienia poprawnie, bo to było 'o', a nie 'oo' - kreskę na górze zastąpiły dwie małe, pionowa również była krótsza, a dolną lekko zaokrąglił na kształt uśmiechu. Ten błąd w zapisie mogłem mu więc wybaczyć.Jeszcze tego samego spotkał się z Mingim, gdyż nie miał nic w planach. Dwa dni później przyszła kolej na Yeosanga i nie miał ode mnie spokoju, zamęczałem go pytaniami jaki jest jego styl nauki i czy naprawdę jest w porządku. Zapewnił mnie tylko, że mogę na nim polegać i nauka przy nim nie jest tak przygnębiająca. Skoro Yeosang pozwolił, żeby takie słowa wyszły z jego ust to robią mi one za kulę u nogi. Muszę mu uwierzyć. Yunho kolejnego dnia również sobie chwalił. Ponadto złapali dobry kontakt, ale Yunho to Yunho. On jest miły dla wszystkich i na odwrót. Nie ukrywałem, że stresowałem się tym spotkaniem i nie było to ze względu na to, że w końcu go zobaczę na dłużej niż chwilę, ale to jak wypadnę. Pomocą w czymś, czego nie umiem nie powinienem się stresować, ale nie chcę, by uważał mnie za gorszego od innych ze względu na mój brak talentu do języków obcych. Umówiliśmy się przed wejściem do kawiarni, gdzie ponoć podają jedne z lepszych ciast truskawkowych. Na pytanie dlaczego nie pouczymy się w szkole odpisał mi 'Bądź na czas, inaczej dwie porcje będą dla mnie'. Nie wiem jak można skupić się na nauce w takim szumie. Może mnie czymś zaskoczy.
Zjawił się kilka minut przed czasem. Ubrany w szary płaszcz, czarną koszulkę i dżinsowe ciemnoszare spodnie wyglądał jeszcze lepiej niż w zwykłym dresie. Chociaż założyłbym się, że nawet w pidżamie wyglądałby obłędnie.
- Jesteś wcześnie.
- Ty też.
- Wynagrodzę ci to ciepły-
- Nie trzeba, przecież sam przyszedłeś wcześniej.
Spojrzał na mnie i zamrugał.
- Długo czekałeś?
- Nie. - odparłem natychmiastowo.
- Mhm. - skierował się w stronę wejścia, wskazał miejsce i poszedł po karty menu.
Miejsce, które sobie upatrzył było przytulne. Niewielkie siedziska były wygodne, widok na ulicę oraz dekoracje ze sztucznego bluszczu robiły swoją robotę, tak samo jak niewielkie światełka zwisające z drewnianego sufitu. Kawiarnia w starym, jazzowym stylu z ciepłą tonacją kolorów. Wyciągnąłem zeszyt i podręcznik do angielskiego.
- Masz szczęście. - powiedział, kładąc mi przed nosem kartę. - Zmókłbyś, gdybyśmy przyszli później.
- Spojrzałem na okno. Lało.
- Nie przeszkadzałoby mi to.
- Czyli jesteś tym typem, który woli siedzieć na chorobowym zamiast pilnie się uczyć?
- Po prostu nie przeszkadza mi jak spadnie na mnie kilka kropel deszczu. Nie rozpłynę się od tego. - przez myśl przeszło mi, że nie jestem z cukru, ale zaraz by wypalił, że wątpi sądząc po tym jak podsumował moje przedstawienie się w sali. - Po co przyniosłeś karty, skoro bierzemy ciasto truskwkowe?
- Też je lubisz? - uśmiechnął się. - To była moja rekomendacja i jak widzę bardzo dobry argument, by przekonać cię do przyjścia tutaj.
- Nie pozostawiłeś mi wyboru, skoro odpisałeś, żebym przyszedł na czas.
- Ale zadziałało. - zachichotał słodko. - Czyli truskawkowe, ale wciąż zostaje kwestia picia.
- Herbata zrobi robotę.
- Jaka?
- Obojętnie, byle nie mięta.
Nachylił się do mnie i czekał, aż przeniosę wzrok znad zeszytu na niego. Jego intensywne spojrzenie przeszyło mnie na wylot.
- Ale lody mint-choco lubisz?
- Są dobre.
- Czyli możemy się przyjaźnić. - kolejne ukazane dołeczki przy akompaniamencie śmiechu. Szybciej tu mnie rozłoży na kawałki niż zdążą przynieść cokolwiek. Wrócił po chwili i patrzył na książkę.
- Po co ci to?
Popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Do nauki, po to tu przyszliśmy.
Zaśmiał się.
- Schowaj to, nie korzystam z tego typu rzeczy w czasie wolnym.
Zamurowało mnie. Wykonałem jego polecenie, nadal patrząc na niego w oczekiwaniu, że powie mi coś więcej. Wyjął laptop z torby i włączył filmik o instruktażu tańcu do jednej z choreografii, jaką znałem. Był po angielsku.
- Czemu to?
- Znasz ten taniec?
- Tak.
- To teraz sztuczka jest taka - wstał, usiadł obok mnie, ustawił laptop tak, byśmy obydwoje widzieli ekran - że ty pooglądasz sobie filmik i spróbujesz zrozumieć tyle ile zdołasz, a później powiem ci co dalej. - wcisnął spację i nie miałem wyboru jak tylko skupić się na przekazywanych informacjach. Pomyślał nawet o słuchawkach, jedną miałem ja, a drugą on.
W trakcie oglądania dostaliśmy zamówienie i podsunął mi je przed sprzęt. Nie tknąłem zbyt skupiony na zrozumieniu czegokolwiek, natomiast kiedy była część demonstracyjna miałem mniej problemów i domyślałem się znaczenia niektórych słów. Kiedy się skończył byłem wielce zdziwiony jak San zaczął mówić do mnie po angielsku, ale wyjaśnił, że to ma na celu mi pomóc i mam się nie przejmować, jeśli zrobię błąd, byleby tylko mówić. I była to całkiem dobra zabawa i naprawdę zapomniałem, że się uczę. Zrozumiałem większość z samego domysłu, część zapamiętałem i San mi je przetłumaczył, niektóre sobie zapisałem. Podzielił się nawet kilkoma skojarzeniami, które wymyślił podczas trudnych słów. Takie słowo jak coincidence podzielił sobie na słowa coin i cidence. Jeśli kiedykolwiek powiem, a powiem, że były to najlepsze trzy godziny nauki, jakie kiedykolwiek miałem to nikt nie uwierzy mi na słowo, a ja będę się szczerzył dopóki mięśnie mi się same nie zerwą od ich napinania.
- Ucząc się tak dobrze jesteś już lepszy niż połowa ludzi na uczelni.
- Została jeszcze połowa.
- Huhu, gnasz na szczyt. Podoba mi się to.
- Mam swój cel, a bez angielskiego trochę przypałowo jeździć po świecie, nie?
- Chcesz być znanym artystą?
- Choreografem, tancerzem lub gwiazdą, ale to ostatnie jeśli mi się poszczęści, nie jest to moje marzenie.
- Nadawałbyś się.
- Co ty tam wiesz, dużo mi brakuje.
- Może, ale twoja upartość to dowód na to, że ci się uda.
- Nie zapeszaj mnie. - uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Zrób to raz jeszcze. - poprosił ze wzrokiem tkwiącym na moich ustach, co wcale nie pomagało w czuciu się mniej speszonym.
- Ale co?
- Uśmiechnij się.
Zrobiłem to.
- Ale nie tak. - klepnął mnie w ramię. - Nie sztucznie. - wydął usta w geście obrażenia.
- Wiesz, że przy zmuszeniu nie da się naturalnie... Aa! - złapał mnie lekko za bok. Posiadanie łaskotek to nic przyjemnego, jeśli jesteś nimi atakowany. San już wiedział co robić, więc nie zwlekając zaczął mnie łaskotać dość delikatnie, a że nie chciałem być za głośno dusiłem śmiech sobie. W pewnym momencie przestał.
- Przy zmuszeniu, że co się nie da? Wybacz, chyba ci przerwałem, dokończysz? - i znów te dołeczki. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Może i dłuższą chwilę. Nie potrafiłem się nie uśmiechać, kiedy badał moją twarz wzrokiem.
- Masz uśmiech, który rozpromienia wszystko dookoła. Czemu wcześniej go nie widziałem?
- Może po prostu nie zasłużyłeś. - zbliżył się do mnie i byłem przekonany, ze znów zacznie mnie łaskotać. Nie myliłem się, bo znów mnie dotknął i wydałem z siebie cichy chichot.
- To znaczy, że powinienem częściej cię dotykać. - zaśmiał się wraz ze mną. - Lepiej, bym z czasem nie musiał używać takiej przemocy, by widzieć twoje zadowolenie.
Gdyby przemoc była używania do określania łaskotek już dawno siedziałby w więzieniu. Sam siebie bym okłamał, gdybym powiedział, że nie podobała mi się ta inicjatywa, którą podjął San. Dawał vibe pewnego siebie, co bardzo mi się podobało i jednocześnie niepokoiło. Mógł to w każdej chwili wykorzystać przeciwko mnie, ale nie zdawał się być tym typem osoby. I obym się nie mylił.
Gdy wyszliśmy nie było już tak paskudnej pogody. Lekko padało, a powietrze było świeże. Uwielbiałem tę porę po deszczu. Kolory zdawały się być żywsze, a niebo jak pomalowane świeżą farbą. Staliśmy jeszcze pod daszkiem, San szukał parasolki. Szturchnął mnie nagle w ramię i podał mi onigiri.
- Nie jestem głodny.
- To za tamte. - w głowie kotłowały mi się myśli. O czym on mówił? - Przed sklepem podałeś mi dwie kanapki. Wziąłem jedną, więc oddaję jedną.
Czyli to był on... Przed sklepem wpadłem na niego. No jasne! Ten miękki głos, który polubiłem. Woah, naprawdę mnie to zaślepiło.
- Nie musisz...
- Nie lubię być dłużny.
- Ja i tak już jestem za pomoc w nauce.
- Dowiesz się jutro jakie mam rozwiązanie tej sytuacji. Pewnie ci się spodoba. - wsadził mi kanapkę do plecaka, objął mnie ramieniem i szliśmy w stronę domu, dopóki nie przestało padać, a minęło to dość szybko, więc zawrócił i szedł w swoją stronę. Ten flirciarz specjalnie mnie odprowadził, bym nie zmókł, a sam zmarnował tyle czasu na powrót do siebie.
"Nie przejmuj się, to moja własna kara za to, że odpuściłem dzisiaj ćwiczenia i obiad"
Co za dziad.
"W takim razie ja stawiam obiad, ale powiem ci kiedy"
"Podoba mi się ten deal! Czekam na info, Woo~"
- Proszę państwa, właśnie wrócił po swojej wyczekiwanej nauce z przystojnym Choi Sanem wykończony i z pewnością zadowolony Jeong Wooyoung! - z końca korytarza słyszałem tego głuptasa jak bawi się w prezentera. - Rumieńce mogą się równać róży z ogrodu pod blokiem, a uśmiech... - złapał mój policzek i zaczął go ugniatać. - Oh! Chyba przyszyte na zawsze... Biedny... Jak będziesz teraz żyć...
Rozśmieszył mnie do tego stopnia, że sam zaczął się śmiać z mojego śmiechu, który przypominał bardziej pisk niż normalne dźwięki.
- Oo nie, kaczuszka... Stop, proszę... - wykrztusił.
- Jeszcze powiedz mi, że nic nie piłeś.
- Wooyoung! - roześmiał się na nowo. Uwielbiam, że nie musimy pić, by razem siedzieć w korytarzu i zbierać się po takim ataku.
CZYTASZ
If without you [ATEEZ ff]
FanficWooyoung przenosi się do innej uczelni, by móc w spokoju ukończyć studia, lecz plotki nadal żyją swoim życiem. Musi się przekonać, czy i tym razem nie poczuje się samotny, jeśli znów za bardzo się wychyli. Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy szk...