Mountain can be hot

38 4 0
                                    

 Próbowałem zdobyć numer do korepetytora z naszej uczelni, jednak uparła się, że da listę chętnych swojemu bratu. Zdziwiło mnie, że przyjechała tutaj tylko po złożenie za niego jakiś dokumentów, z tego co mówili znajomi jego brata. Nie uczyła się w naszej szkole, ale wyglądała na osobę w naszym wieku, więc wraz z Yeosangiem dość mocno się zdziwiliśmy obrotem spraw. Na szczęście nie martwiło mnie to za bardzo, bo prędzej czy później dowidziałbym się kim jest i sam poprosiłbym o pomoc. Rozpisałem w czym mam problemy, schowałem kartkę do zeszytu i wróciłem do zajęć, jednak długo to nie trwało. Yunho pisał coś w zeszyciu tuż obok mnie, a patrzenie na niego gdy jest skupiony było niesamowicie relaksujące. Szybko zasnąłem i miałem wrażenie, że minęła chwila i ktoś szturchnął mnie w ramię.
- Wooyoung, obudź się. - usłyszałem szept przy moim uchu. Otworzyłem lekko oczy i poprawiłem się w miejscu. - Chcesz kofeiny? Mogę skoczyć, zaraz koniec...
- Dziękuję, nie trzeba. - uśmiechnąłem się lekko i na nowo próbowałem się skupić, jednak zamiast na zajęciach to na utrzymaniu się w pionie.

Zostały jeszcze 4 zajęcia i zacząłem żałować, że nie zgodziłem się na propozycję Yunho, gdy pytał o kawę. Automat był zepsuty, nie wydał mi puszki z kawą i zablokował się tuż przy wylocie. Oparłem się o maszynę i westchnąłem. Jedzenie sprawi, że tylko bardziej będzie mi się chciało spać, a musiałem przeżyć resztę dnia na chodzie, inaczej będę mieć zaległości, a tego wolałbym uniknąć. Usiadłem na krześle nieopodal wyciągając telefon i sprawdzając rzeczy do zrobienia.
- Notatki z przedsiębiorstwa, algebra... Telefon od angielskiego... Historia tańca z Yeo... - mamrotałem do siebie, próbując w głowie ułożyć według kolejności co powinienem zrobić. Usłyszałem stukot o stolik, podniosłem głowę i spojrzałem w stronę źródła. Puszka z kawą. Ta, która mi się zablokowała. Trzymał ją chłopak. Starszy? Widziałem go pierwszy raz.
- Nie blokuj maszyny, też potrzebuję energii. - postawił mi napój, uśmiechnął się i odszedł.
A mnie przeszył szok.
Dałbym sobie głowę obciąć, że słyszałem już ten głos. Miękki, ale konkretny. I to niedawno. Na dodatek miał ładne rysy twarzy. Ostre. Nie jak zwykły Koreańczyk, ale na niego wyglądał. Określenie atrakcyjny byłoby tu naprawdę na miejscu. Do listy dopisałem 'meet the hotteok'.

- Hotteok? - wybuchł śmiechem - Bo wygląda jak placek?
- Dlatego, że wygląda hot. A pasuje, bo lubię kluski ryżowe.
- Już myślałem, że straciłeś gust. - westchnął Yeosang, a reszta zaniosła się śmiechem.
- Muszę przyznać, że dobrej gry słów użyłeś. - pokiwał głową Yunho. - Skoro uważasz, że wygląda jak nie z tej ziemi to koniecznie musimy zamienić z nim parę słów.
- Porównałbym go do wampira.
- Jest śniady?
- Właśnie nie, ale gdyby był to naprawdę bym pomyślał, że przyszedł zza światów.
- Wooyoung, uważaj, bo jeszcze Yunho ci go zabierze. - po słowach Mingiego został zaatakowany łaskotkami od wspomnianego kumpla.
- Tak czy siak skoro chodzi do naszej szkoły to nie musisz się przejmować czy go jeszcze spotkasz. A zmieniając temat, bo chyba za dużo uwagi już poświęciliśmy na osobę, której imienia nawet nie znamy, czy ktoś z was idzie ze mną do biblioteki się pouczyć?
- Umówiłem się z Seongjoongiem na wspólne ćwiczenia, więc odpadam. - Kang podniósł ręce w obronnym geście.
- Ja chciałem iść na salę. - dodałem szybko.
- Czyli znowu randka. - zaśmiał się Mingi i znów otrzymał atak.
Fajnie się patrzy na Yunho jak się z kimś drażni. Z Mingim wygląda na zupełnie szczęśliwego nieważne gdzie by się znajdowali i co by robili.
- Zadzwoń w razie gdyby coś się działo, dobrze? - dłoń wylądowała na moim barku.
- Jasne, Sangie, wrócę przed dwudziestą.
Po czym zostałem sam. Skończyłem swoją porcję i dopiłem sok. Zrobiłem obchód ze słuchawkami wokół szkoły, by nie ćwiczyć od razu. Czasu do planowanego wynajęcia sali miałem jeszcze sporo, więc zasiadłem na ławce szkolnego dziedzińca i wyciągnąłem zeszyt. Zacząłem robić notatki, ale dłużej niż kilkanaście minut to nie potrwało. Popołudnie było ciepłe, ale słońce było za chmurami. Co jakiś czas wiał delikatny wiatr i poruszał koronami drzew. Zdjąłem słuchawki i schowałem je, by móc słuchać tego dźwięku. W oddali słyszałem rozmowy innych, które brzmiały jak mamrotanie. Akompaniament ptaków dopełniał to wszystko w sposób, który sprawił, że poczułem się sielankowo. Położyłem się na ławce i wpatrywałem w drzewo nad sobą. Nie wiem ile tak wytrzymałem, ale nie przejmowałem się tym, dopóki moje myśli miały zajęcie. Patrząc na pojedyncze gałęzie mogłem je przypisać do piosenki, którą odtwarzałem sobie w głowie i taniec, który raz zobaczyłem w jakiejś reklamie słodyczy. Wydawało się to współgrać idealnie. W rytm muzyki w głowie kiwałem nią, zacząłem ruszać rękoma dopóki nie natchnęło mnie do tego stopnia, że nie mogłem być  jednym miejscu. Zgarnąłem rzeczy i popędziłem na salę. Było ich kilka i spytałem pracownika czy jest już wolne.
- Jeszcze jest zajęta, ale jeśli chcesz to możesz iść do innej. Szóstka i jedynka są wolne.
- Są duże. I mają małe okna. Wysoko.
- W takim razie musisz czekać.
Nie pozostawało mi nic innego. Ponownie podłączyłem słuchawki i skupiłem się na układzie, którego obecnie się uczyłem. Starałem się odtworzyć każdy ruch w głowie, każdy szczegół, dopóki nie byłem usatysfakcjonowany. To połowa sukcesu, natomiast nie było nim stracenie cierpliwości po 10 minutach czekania. Ruszyłem w stronę sali, którą miałem na liście i otworzyłem drzwi.
- Po to są zegarki, by na nie patrzeć. Jesteś dziesięć minut po czasie.
Powiedziałem tak spokojnie jak tylko mogłem. W jednej chwili byłem z siebie dumny, że podziałało, ale dosłownie sekundę po tym jak zobaczyłem kto zajmował mi miejsce poczułem ucisk w brzuchu.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Bez słowa. Nie wiedziałem na czym się skupić. Na jego twarzy, którą miałem cały dzień w myślach czy na ciele i sylwetce, którą teraz widziałem o wiele dokładniej. Szerokie ramiona, absurdalnie wąska talia i szczupłe, długie nogi. Ludzki avatar, tylko tysiąc razy przystojniejszy. I czarna czapka, która zasłaniała mu częściowo oczy, jednak po linii szczęki i ustach bez problemu rozpoznałem z kim mam do czynienia.
- Przepraszam, trochę mi się zasiedziało.
Kiedy odwrócił się bokiem myślałem, że wyzionę ducha. Tak jak szeroka była jego klatka z przodu czy z boku, tak brzuch miał plaski... Z odległości w jakiej stałem powiedziałbym, że może z dwadzieścia centymetrów. Miałem wrażenie, że mógłbym ją objąć i jeszcze byłoby sporo przestrzeni.
- Ja cię chyba już widziałem. - stanął naprzeciwko mnie i patrzył na mnie, Zdjął czapkę i przeczesał włosy mokre od potu. Czy to odpowiedni moment, by zapaść się pod ziemię?
- Tak, dałeś mi kawę.
- Nie, oddałem ci ją. Była twoja, a przeszkadzała mi. - uśmiechnął się.
Jeśli jeszcze raz się uśmiechnie to będę musiał bardzo szybko wybrać numer alarmowy. Koleś potrafi zabić tymi dołeczkami. A do tego sam jego uśmiech jest niesamowity. Otrząśnij się Wooyoung... Wygoń go.
- Nie będę ci już przeszkadzał. Na razie.
- Do widzenia.
Odwrócił się.
- Do widzenia?
Mój mózg właśnie został postrzelony.
- A jak powinienem powiedzieć?
- Jesteśmy na tym samym roku, nie?
Wzruszyłem ramionami.
- Jesteś dobrze wychowany, ale dajmy sobie z tym spokój. - znów do mnie podszedł kilka kroków. Bliżej niż poprzednio. Był mojego wzrostu. - Choi San.
- Jung Wooyoung.
- Woo. - powtórzył. Wymówił to tak miękko, że czułem jak mięknę w środku. - Uroczo.
Kiedy puścił moją rękę i pożegnał się raz jeszcze myślałem, że właśnie coś opuszcza moją duszę. Widziałem tego człowieka trzeci raz w swoim życiu i to przez chwilę, a już myślę o kolejnej okazji, by z nim porozmawiać.
- Przynajmniej teraz znam twoje imię. - wymruczałem, pisząc do chłopaków.
Woow: "Hot San"
Cute doll: "Myślę, że samo jego imię wystarczy na określenie bycia hot. Tak brzmi."
Princess: "Góra? Jest serio wysoki?"
Yuyu: "Nikt nie może być wyższy od ciebie"
Ciężko mi było skupić się na tańcu, ale skoro usłyszałem od niego słowa, które świadczą o tym, że jeszcze się zobaczymy to kamień z serca odczuwalnie spadł. Pełny focus na ćwiczeniach to było coś, czego trudno było mi dokonać, ale po dwóch godzinach byłem niesamowicie wykończony i szczęśliwy. Wróciłem w dobrym humorze i z dziwnie nową energią, by działać dalej, ale kosztem zarwanej nocki i robienia zadań, których nie zdążyłem skończyć za dnia. Wory pod oczami następnego dnia były widoczne, a ja znów walczyłem by nie zasnąć na lekcjach. Tym razem nikomu nie blokowałem maszyny, a Yu bez pytania przyniósł mi pyszne americano na dzień dobry.

If without you [ATEEZ ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz