Too Close So Far

45 5 0
                                    

PERSPEKTYWA SANA

Mój plan namawiania go do położenia się nie trwał długo. Nie protestował, ale spytał się co zamierzam zrobić. Wyjaśniłem mu, że słyszałem o masażu na siniaki, które sprzyjają szybszej rekonwalescencji. Nie byłem w stanie wyczytać niczego konkretnego z jego miny, ale ostatecznie pozwolił mi robić co tylko miałem w zamiarze. Bez słowa zdjął bluzkę, co mnie zaskoczyło, jednak dzięki temu miałem łatwiejszy dostęp, więc nie odezwałem się ani słowem. Nałożyłem maść na palce, rozsmarowałem i delikatnie dotknąłem już ledwo obolałego miejsca. Nie narzekał na ból, więc nie martwiłem się czy go dotknę za mocno. To była okazja do większego kontaktu fizycznego. Absolutnie nie uważałem, że ten który mieliśmy do tej pory mnie znudził, ale zwyczajnie pragnąłem więcej. Chłopak potrafił omamić każdego będąc po prostu sobą.
W jednej chwili chciałem go ochrzanić za ostrzejsze ćwiczenie. Czułem jak jego mięśnie są spięte i twardsze, dużo uwagi skupiał na mięśniach brzucha, co dało niesamowite efekty. Dużo schudł, nie miał wystarczająco masy, by zbudować na nich mięśnie. Wyglądał dobrze i wiedziałem, że za bardzo się poświęca dla lepszego wyglądu, co nie sprawiało, że się nie przejmowałem jego stanem zdrowia nawet jeśli zapewniał, że wszystko jest w porządku.
Syknął, kiedy nieuważnie przycisnąłem palce mocniej przez nieuwagę. Patrzyłem na jego twarz. Zamknął oczy, by czuć się bardziej rozluźniony i jak mi mówił wielokrotnie w niektórych sytuacjach - nie wiedział gdzie powinien patrzeć, przez co czuł się nie komfortowo, a przy okazji mógł bardziej wczuć się w atmosferę chwili. Dla mnie był to all win. Masowanie ograniczało się do robienia kółek wokół śladu, poinformowałem go jednak, że jeśli będzie chciał to mogę mu również rozmasować plecy, ramiona oraz uda, narzekał ostatnio na ból w tych okolicach. Jeśli będzie mieć pracę wymagającą nieustannego wysiłku powinien sobie sprawić dobrego fizjoterapeutę. Pokiwał głową i wiedziałem, że będę musiał się uzbroić w kilka sekund w silną wolę, bo mogę się złamać. Dotyk jego dłoni był kojący i byłem pewny, że on czuje to samo. Mógł wiele razy flirtować ze mną na żarty, jednak były momenty kiedy się zapeszał i czułem, że rozpływa się w środku pod wpływem mojego niewzruszonego wzroku. Jego oczy mówiły wszystko, jak i zachowanie, a jego chwilowe skupienie się na wypowiedzianych wcześniej słowach dawało mi dziwną satysfakcję. Wiedziałem, że powtarza je w głowie dopóki sam nie doprowadzi do gorączki własnego ciała, by móc się zatracić we wszystkim dookoła. Przy okazji odpływa we własnych myślach i często prosi o powtórzenie tego, co mówię sekundę po zamieszaniu w jego głowie. Cały ten widok jest bezcenny i pozostaje mi w pamięci na bardzo długo.
Oddychał spokojnie kiedy przewrócił się na brzuch i usiadłem wygodnie nad nim, by móc rozmasować mu plecy. Kiedy słyszałem jak wzdycha czy jęczy w poduszkę przytrzymywałem mięśnie w ucisku, by zmusić je do rozluźnienia. Był dobrze zbudowany w miejscach, które nigdy nie przyszłyby mi do głowy. Miał gładkie plecy, ale przy ich dotyku czułem każdy dobrze wypracowany mięsień. Zachwycało mnie to jeszcze bardziej niż poprzednio. Przyjął moje rady podczas wspólnych ćwiczeń na siłowni i ćwiczył regularnie. Od kiedy usłyszał od lekarza, że nic mu nie jest oprócz pamiątki w postaci siniaka wziął się do pracy, która widocznie odbierała mu siły. Chciałbym mu dać pisemny zakaz na ćwiczenia przez miesiąc, by mógł porządnie wypocząć. Kiedy powracałem do poprzednio rozmasowanych miejsc nie musiałem robić poprawek. Woo zdawał się teraz być istną plasteliną, zero napięcia w jego ciele. Już zdołałem rozprawić się z ramionami, które również mnie zaskoczyły. Słabe oświetlenie ciepłego światła z czarnego kinkietu na przeciwległej ścianie malowało jego mięśnie jak pociągnięcie pędzla. Surrealistyczny obraz na który patrzyłem był prawdziwy, częścią mojej duszy. Paraliż ogarnął mnie na kilka sekund, kiedy próbowałem powrócić myślami do chwili obecnej. By nie sprawiać mu jedynie bólu przeciągałem delikatnie palcami po jego skórze, by jeszcze bardziej go zrelaksować. Zdawało mi się, że chłopak przysypia, a zostało mi jeszcze jedno miejsce, by dotrzymać słowa. Zsunąłem się w dół i pochyliłem nad jego nogami, opierając się na jego udach. Usłyszałem jak wziął głęboki wdech, natomiast ja go wstrzymałem. Nie pytałem co było powodem, mogłem się domyślić. Przez większość czasu końcowego masażu oddychał nierówno i nie zmartwiło mnie to specjalnie, bo powodem nie była żadna choroba. Zamartwiał mnie jednak fakt, że czerpałem z tego satysfakcję - z jego reakcji na mój dotyk.
Dla mnie było to lekko krępujące. Ilekroć klepałem go po tyłku nie widzieliśmy w tym nic złego, jednak teraz jest to bardziej intymne i pomijając nawet fakt, że jest to masaż mający na celu czyste rozluźnienie mięśni to przez niego nie mogę pozbyć się myśli innego rodzaju w jego obecności, sam na sam. Kiedyś zrobię ten krok za daleko i pożałuję. Potrząsnąłem głową na boki i skupiłem się na rozluźnieniu mięśni ud. Były jak świeże ciasto, w którym można było zatopić palce, a jednocześnie umięśnione i twarde, by bez problemu rozwalić komuś czaszkę, gdyby ją umieścić między nimi. Żeby nieco rozluźnić atmosferę klepnąłem go w pośladek i ścisnąłem lekko. Nie przypuszczałem jednak, że tym sposobem odblokuję nowy dźwięk jaki z siebie wydał. Westchnienie połączone z cichym piskiem, który przeszył moje ciało przyjemnie chłodnym dreszczem. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, więc ponownie usiadłem jak przy masowaniu pleców. Tuż nad jego tyłkiem. Delikatnie zacząłem go klepać dla czystej zabawy, co jakiś czas przyciskałem mocniej specjalnie, by mu dokuczyć.
- Chcesz mnie udusić? - wystękał odwracając głowę w bok, że widziałem część jego twarzy. Włosy zasłaniały mu oczy.
- Czemu tak sądzisz? - położyłem się na nim, wsunąłem ręce pod jego klatkę i uścisnąłem mocno. - Przecież to moje okazywanie miłości.
- Jaaasne- Aaah! Jeśli to miłość to duszenie kogoś bez przerwy to zawieranie małżeństwa?
- Hmm, musiałbyś się spotkać spotkać z takim mordercą. - puściłem go i nachyliłem się do jego twarzy. - Ale masz mnie i nie dowiesz się tego, więc jesteś skazany na wieczne duszenie.
- O nie, co ja zrobię. - próbował się odwrócić, ale uniemożliwiałem mu to. Rozszerzyłem nieco nogi i oparłem na rękach tuż nad nim, a kiedy ułożył się wygodnie sam się wsparł, by trochę się podnieść. Miękkie łóżko nie pozwoliło mi na wieczór bez tak zwanych momentów. Straciłem równowagę i uderzyłem w niego, zdołałem jednak utrzymać się przed uduszeniem go swoim ciałem ponownie. Wooyoung znów leżał i oparł dłonie na moich ramionach. Nasze twarze dzieliło... Niewiele. Bardzo niewiele. Czułem jego oddech na swoich ustach, a ciepło mojego odbijało się od jego twarzy.
- Nie ruszaj się... - wyszeptałem. Chciałem się podnieść bez konsekwencji dyskomfortu. Patrzyłem mu w oczy, jednak wzrok uciekał mi na jego usta i jego również. Nie uciekło to uwadze żadnemu z nas.
- Czy ty...
- Wybacz, jeśli spowodowałem u ciebie niepokój. - odpowiedziałem szybko.
- Nie, nie... To nie tak. Nie czuję się źle , nic z tych rzeczy. - uśmiechnął się szeroko. I szczerze. - Jest dobrze nawet mimo... - zatrzymał wzrok na moich lekko uchylonych ustach. - Mimo tego. - w jednym momencie jego wyraz twarzy zelżał. Nie patrzył nigdzie indziej. Zakłuło mnie w sercu. Miałem wrażenie, że zaraz się podniesie i zrobi coś, z czego nie będzie już drogi powrotu. Ze wciąż lekko przymkniętymi powiekami spojrzał wprost na mnie.
- Masz zupełnie inne oczy. - wyszeptał.
- Co masz na myśli?
- Takie... Większe. Nie mrużysz ich już tak bardzo jak wcześniej. - poprawił się i i wsparł się na rękach. - Są takie jak... - przekrzywiłem głowę w jedną stronę. - Jak u ciekawskiego kota. Takiego, który patrzy na zabawkę i nie może się doczekać... - jego mina stała się połączeniem szoku, zawstydzenia i przerażenia. - Źle to zabrzmiało... Wybacz, ja... Nie to chciałem...
- Dokończ. Chcę to usłyszeć.
- Umm...
- Nie mogę się doczekać... Czego? Dostania zabawki?
Wypuścił ciężko wstrzymywane powietrze. Trafiłem w sedno.
- Nie powiedziałem, że nie możesz się doczekać, tylko że jak kot, który... Ah, nie bierz tego tak do siebie! To zawstydzające. - klepnął mnie w ramię, a ja się zaśmiałem.
- Zabawny jesteś jak tak się zachowujesz. Bądź pewny, że częściej będę ci tak dokuczał.
- Saaaaaaan, nie bądź taki.
- Ale Woooooooooo~, nie robię ci nic złego. - wydąłem lekko usta.
- Teraz nie, robisz coś słodkiego.
- Hm?
- Zrób tak jeszcze raz.
- Jak?
- No tak. - próbował naśladować moją minę poprzez wydęcie warg. Wyglądał uroczo. Spełniłem jego prośbę i ukazał mi szeroki uśmiech. - Wyglądasz jak taki kociak.
- Ty jak lisek.
- Co? Czemu lisek?
- Nie podoba Ci się?
- Podoba, ale... Czemu lisek?
- Jakoś pasuje. No i śmiejesz się tak jak lisek. - zademonstrowałem mu i jako nagrodę otrzymałem cios w ramię. - Uważaj, bo niedługo to ty będziesz musiał mi rozmasowywać siniaka.
- Nie będę mieć nic przeciwko. - zaczął mi szybko pocierać skórę, aż mnie zapiekło. Krzyknąłem krótko i powaliłem go z powrotem na pościel. Zacząłem go łaskotać i znów słyszałem ten cudowny dźwięk. Samo to mnie rozśmieszało, jakby moje endorfiny budziły się podczas gdy on uwalnia swoje. Cudem dorwał się do mojego boku i odwdzięczył się łaskotkami. Śmiałem się do rozpuku i opadłem obok niego. Nie darował mi i przykuł mnie swoim ciężarem jeszcze bardziej, jakby to dało mu kontrolę nade mną, co poniekąd działało, jednak zacząłem prosić by przestał. Oczywiście nie posłuchał, uwielbiał przekraczać granicę i zobaczyć co się wydarzy. Powtórzyłem drugi raz, by dał już spokój. Kiedy mnie zignorował bez problemu złapałem jego nadgarstki i przyciągnąłem do siebie. Był nieco niżej niż na poziomie mojego wzroku, więc jedynie popatrzyłem na niego bez podnoszenia głowy. Wiedziałem, że ten rodzaj wzroku serwowany komukolwiek sprawia, że albo się ktoś boi albo jest nim zahipnotyzowany. On prawdopodobnie dostał chwilowego zawału.
- Chyba nie zapomniałeś jak się oddycha, co?
Pokręcił szybko głową i szukał wzrokiem pomocy po całej mojej twarzy. Próbował wyczytać coś z moich oczu, jednak nie dawałem za wygraną.
- San...
- Nie masz już siły?
- Ja... Chciałbym... Chciałbym coś wiedzieć.
Zdziwiło mnie trochę, że w takim momencie ma w głowie pytania, które go męczą.
- Śmiało.
- Czy ty... Jak to ująć... Jakie masz do mnie... Ee... - spojrzał gdzieś w bok widocznie zawstydzony.
- Spytaj wprost, nie wyśmieję cię ani nic z tych rzeczy.
- Nie o to chodzi...
- A o co?
- Czy my... Naprawdę jesteśmy przyjaciółmi, którzy są sobie przeznaczeni?
- Masz na myśli bratnie dusze? - kiwnął głową. - Myślę, że tak. Dogadujemy się, udaje nam się czasem domyślić co ma w głowie drugi z nas, nie kłócimy się. I czujemy się ze sobą komfortowo. - puściłem jego dłonie, by się oprzeć na łokciach.
- Zastanawiałem się czy jest coś, co Twoim zdaniem mogłoby zniszczyć te relacje. - powiedział ciszej, ale w mojej głowie rozbrzmiały one na tyle głośno, by chwilowo mnie zamotać.
- Co masz przez to na myśli?
- Czy jest coś co gdybym zrobił, lub ty, co sprawiłoby, że nasza przyjaźń rozpadłaby się na kawałki?
- Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie. Wierzę ci, że nie okłamujesz mnie ani nie jesteś dwulicowy w najmniejszym stopniu. I przede wszystkim ci ufam.
- Nie to chciałem usłyszeć...
- Więc co takiego?
- To trudne do powiedzenia...
- Jeśli cię to dręczy to powiedz wprost.
- San...
- Nie obrażę się.
- Nie, ja po prostu... - westchnął ciężko. - Czy ty mnie naprawdę lubisz? - spojrzał mi prosto w oczy. - Ale... Nie jak dobrego kumpla czy przyjaciela. Pytam o takie lubienie... Bardziej.
- Chodzi ci o miłość?
Sam byłem w szoku, że zdołałem powiedzieć te słowa ze spokojem w głosie. Serce waliło mi niesamowicie, ale widać było po nim, że ciężko było mu zebrać myśli. Szczerze obawiałem się odpowiedzi.
- Nie do końca... To nie miłość, ale coś o wiele mocniejszego od przyjaźni. Nie wiem jak to określić.
Podniosłem się do siadu i ująłem Woo w talii. Wciąż siedział nade mną okrakiem.
- Chyba wiem o co ci chodzi i zapewniam cię, że gdybym cię nie lubił nie byłbyś w stanie otrzymywać ode mnie takiej ilości komplementów, wsparcia, przytulania czy nawet tego. - ująłem jedną dłonią jego twarz i złożyłem na policzku delikatnego całusa. - To nigdy nie powinno cię stawiać w miejscu, gdzie choć trochę wątpiłbyś w słowa, które tobie powtarzam. Uwielbiam Cię i nigdy nie mogłem sobie wyobrazić lepszego przyjaciela od Ciebie. Wierzę, że jesteś moją drugą duszą. Wiem to. Śmiem nawet powiedzieć, że to czuję. -poklepałem swoją klatkę piersiową, by bardziej mu nakreślić szczerość moich słów. Popukałem go delikatnie kilka razy w skroń opuszkiem. - Więc niech jakikolwiek Woo, który tam siedzi i gada ci te bzdury w końcu zostawi ten megafon i wynosi się z tej główki. - sprawiłem u niego tymi słowami uśmiech. - Jeszcze mi ukradnie kreatywne pomysły na wyjścia na jedzenie i co ja zrobię? - udałem obrażonego i poprawiłem mu humor, czego byłem pewny.
Czułem jednak, że coś jest na rzeczy, bo ostatnio potrzeby poprawiania jego chwilowego złego samopoczucia zdarzały się coraz częściej. Martwiłem się czy na pewno wszystko jest w porządku, jednak w kółko słyszałem 'wszystko jest w porządku, to tylko zmęczenie' i problemy na czas bycia razem stawały się przeszłością.

If without you [ATEEZ ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz