Bree
Siedziałam wśród rafy koralowej. Moje włosy unosiły się w wodzie. Skrzela działały tak, jak powinny mimo tego, że nie miałam już ogona.
Minęło pięć lat, od kiedy ludność Yord została wymordowana. Pięć lat, od kiedy zostałam zamknięta w mrocznej krainie syren. Pięć lat, odkąd nie mogłam używać swojego ogona, gdyż mój oprawca nałożył mi magiczną barierę, która uniemożliwiała mi pływanie.
W tej chwili oddałabym wszystko za choćby jednego żółwia morskiego, którego mogłabym pogłaskać po łebku. Dałabym wszystko za towarzystwo, którego niemiłosiernie mi brakowało. Od pięciu lat nie rozmawiałam bowiem z nikim innym, jak Eryx Fettus. Tylko z nim miałam prawo dyskutować i tylko z nim mogłam spędzać czas. Szybko dotarło do mnie, że mimo tego, iż lubiłam inne istoty, wolałam spędzać czas sama ze sobą niż z mrocznym syrenim władcą.
Moje życie w niczym nie przypominało tego, jakie wiodłam przedtem. Przez pierwszy rok niewoli Eryx trzymał mnie w podziemiach swojego pałacu. Mieszkałam w celi, w której nie brakowało mi jednak wygód. Najbardziej bolało to, że nie mogłam wychodzić na zewnątrz i pływać.
Po roku spędzonym w piwnicach pałacu, zostałam przeniesiona na górę. Dostałam własny pokój z widokiem na czarną, usychającą z życia rafę. Eryx dbał o to, abym miała książki i przybory do rysowania. Nudziłam się w niewoli, ale on starał się zapewniać mi rozrywkę.
Przez cztery lata mieszkałam w swoim pokoju, który nazywałam więzienną celą, ale dziś miało się to zmienić. Kończyłam bowiem dwadzieścia trzy lata, co oznaczało, że byłam w najlepszym wieku do rozpłodu. Eryx celowo wcześniej nie uprawiał ze mną seksu, choć nieraz brakowało minimalnej ilości bodźców, aby rzucił mnie na ścianę i wepchnął we mnie fiuta. Mężczyzna chciał, abym dała mu potomka w szczycie mojej płodności. Pech chciał, że dzisiaj miałam urodziny i wszystko wskazywało na to, że po raz pierwszy miałam uprawiać seks.
Bałam się tego. Nie chciałam kochać się z Eryxem. Był ode mnie o piętnaście lat starszy i niejednokrotnie widziałam, jak zabawiał się z kobietami z pałacowego haremu. Zakładał mi kajdany i kazał patrzeć na to, jak on pieprzy się z innymi dziewczynami. Powtarzał, że pewnego dnia będę należeć do niego i to samo zrobi ze mną. Pozostało mi się tylko modlić, że jednak nie dotrzyma słowa.
Nie wyobrażałam sobie dać dziecka komuś tak okrutnemu. Nie znałam drugiego takiego potwora jak Eryx. Syren był niebezpieczny i przebiegły. Nie znał granic. Kilka razy zaprosił mnie do lochów, gdzie na moich oczach torturował i zabijał niewinne ofiary. Płakałam i błagałam go, aby przestał, ale Eryx nigdy mnie nie słuchał. Napawał się moimi łzami. Uwielbiał, gdy płakałam, gdyż potem mógł mnie pocieszać. Nic nie sprawiało mu większej satysfakcji niż wylizywanie językiem łez z mojej twarzy i głaskanie mnie po plecach, gdy drżałam ze strachu przed nim.
Tutaj nie docierało słońce. Żyliśmy w mroku. Zapytacie, dlaczego nie mogłam stąd uciec, skoro była to podwodna kraina?
Tutaj także znajdowały się kraty. Całe królestwo Eryxa było nimi otoczone. Nie mogłam się przez nie przedostać, gdyż każdy, kto się do nich zbliżał, zostawał porażony prądem i tracił przytomność.
Raz podjęłam się próby ucieczki. To było po tym, jak po roku wyszłam z podziemnej celi. Podpłynęłam do krat, ale popieściły mnie prądem i straciłam kontakt z rzeczywistością. Kiedy się obudziłam, moje ręce były przywiązane do ramy łóżka, a zamiast ogona, miałam nogi.
Kiedyś kochałam ludzkie nogi. Tańczyłam na plaży i skakałam jak wariatka. Teraz jednak ich nienawidziłam. Oddałabym wszystko, aby mieć z powrotem swój ogon.
CZYTASZ
Mercury
ActionMercury, który jest zamkniętym w sobie księciem Quandrum, coraz częściej czuje się samotny. Nauka zaklęć zajmuje mu cały wolny czas, ale młody mężczyzna czuje, że potrzebuje czegoś więcej. Pewnego dnia do Quandrum docierają wieści o morskim wrogu, k...