51

549 45 4
                                    

Mercury

Bree była moja. 

Nareszcie należała tylko do mnie.

Rzuciłem żonę na łóżko. Bree jęknęła, ale zaraz potem się zaśmiała. Była podekscytowana, czego dowodem były jej czerwone policzki. Mimo, że chciałem dłużej na nią popatrzeć, aby nacieszyć się jej widokiem w oszałamiającej sukni, mój kutas rządził się swoimi prawami. 

Rozebrałem się w mgnieniu oka, korzystając z mojej magii. Wystarczyło, że pstryknąłem palcami i byłem już nagi. Wzrok mojej syrenki powędrował w stronę mojego kutasa. Bree leciutko otworzyła usta. Patrzyła na mojego fiuta tak, jakby był czymś dzikim. Czymś nieokiełznanym. Czymś, czego desperacko chciała posmakować. 

Ukucnąłem przy brzegu łóżka. Powędrowałem dłonią w stronę policzka Bree. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Mimo, że domyślałem się, iż nie będzie miała nic przeciwko mojej propozycji, którą chciałem jej za chwilę złożyć, to i tak wolałem się zapytać.

Bree przeszła wiele. Przez blisko sześć lat była niewolnicą syrena, który się nad nią znęcał. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Przeszła wiele. Jej życie przepełnione było bólem. Musiała żyć z mordercą własnych rodziców. Codziennie była zmuszona patrzeć w oczy istocie, która odebrała życie jej ojcu, matce i rodzeństwu. W dodatku tęskniła za Diluką, którą straciła lata temu. Wciąż obwiniałem się o śmierć tej pięknej dziewczynki, która była moją przyjaciółką, ale nie chciałem dłużej żyć nienawiścią do samego siebie. To mnie wyniszczało. Potrzebowałem przebaczenia. Chciałem żyć w szczęściu i spokoju. Miałem przed sobą wiele wspaniałych lat spędzonych z Bree i moimi braćmi. Nasza rodzinka była mała, ale pokręcona i przez to ją kochałem. 

Miałem sprecyzowany plan na naszą noc poślubną. Kreował się w moich myślach od dawna. Mimo, że wiedziałem, iż był to ostry plan, musiałem przedstawić go mojej żonie. Już nigdy nie chciałem okłamywać Bree. Była moją księżniczką. Cudowną władczynią Quandrum. Niebawem miała nosić pod sercem moje dzieci. Po latach rozłąki zasłużyliśmy na szczęśliwy koniec. 

Choć czy aby na pewno to był koniec? Byłem raczej przekonany, że był to dopiero nasz początek. Szalony i dziwaczny, ale najważniejsze, że był nasz. 

- Mercury, co się dzieje? Dlaczego tak milczysz? 

Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Uśmiechnąłem się do Bree i pocałowałem ją delikatnie w czubek nosa.

- Naprawdę chciałbym, aby ta noc była ognista, żono. 

- Wiem, skarbie. Mówiłeś mi o tym. 

- Mam na myśli bicze, Bree.

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Zastanawiałem się przez chwilę, czy może powinienem się wycofać, ale ostatecznie postanowiłem pójść za ciosem. 

- Chcę użyć na tobie lin. Kajdanek. Knebla. Wibratorów. Mojego ogona. Batów. Opaski na oczy. Klamerek na sutki i wszystkiego innego, co przyjdzie mi na myśl. Pragnę założyć ci obrożę na szyję i uczynić cię moją w ten prostacki sposób. Chcę zobaczyć cię przed sobą na kolanach. Ssącą mojego penisa i całującą moje stopy. To jest moje mokre, wyuzdane i brudne marzenie, Bree. Nie mogę jednak cię do tego zmusić, jeśli tego nie pragniesz. Obiecałem sobie, że nigdy nie wprawię cię w dyskomfort. Zależy mi na tym, abyś czuła się ze mną bezpiecznie. Kocham cię i jeśli nie zechcesz spełnić mojej fantazji, nic złego się nie stanie. Nie będę miał o to do ciebie pretensji. 

- Mercury...

Położyłem palec wskazujący na jej ustach prosząc w ten sposób, aby pozwoliła mi dokończyć. 

MercuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz