32

577 44 7
                                    

Bree

- Kochanie, jesteśmy!

Wzięłam Blaine'a na ręce. Chłopiec, gdy tylko mnie zobaczył, zapiszczał radośnie i wyciągnął do mnie rączki. Mogłabym przysiąc, że gdyby umiał posługiwać się naszą mową, nazwałby mnie swoją mamą. Bardzo chciałam to od niego usłyszeć, jednak z drugiej strony nie czułam się jeszcze gotowa, aby usłyszeć tak poważne słowo. 

Poderwałam chłopca z podłogi i wzięłam go na ręce. Ten zaczął mnie lizać po twarzy jak szalony. Śmiałam się nieprzerwanie. Bolał mnie już od tego brzuch. 

- Cześć, dzieciaku. Dobrze bawiłeś się z wujkiem Romeo? 

Mercury do nas podszedł i pogłaskał chłopca po główce. Po tym skierował się do Romeo i puścił mi oczko. Podziękowałam skinieniem głowy Romeo za opiekę nad naszym dzieckiem i poszłam w stronę sypialni. Chciałam tam chwilę pobawić się z naszym synkiem przed tym, jak po raz pierwszy miałam w pełni oddać się mojemu ukochanemu księciu. Nagle jednak ktoś zastąpił mi drogę. 

- Witaj, Bree. Czy mogę z tobą porozmawiać?

Saturn wyglądał absolutnie oszałamiająco. Miał na sobie pomarańczową szatę i składał dłonie w piramidkę. Wszystko w nim aż krzyczało, że był królem. Roztaczał wokół siebie aurę dominacji i wyższości. Mimo, że był kimś, kto znajdował się na o wiele wyższej pozycji niż ja, nie czułam się od niego gorsza. 

- Oczywiście. Gdzie pójdziemy? 

- Może do mojego gabinetu? Jest tam cicho i spokojnie. 

- Co z Blaine'm? Mam go z kimś zostawić? 

- Może podrzucisz go Effie? Akurat jest z Knightem w bawialni. Chłopcy spędzili dzisiaj ze sobą trochę czasu i dobrze się dogadują. 

- Dobrze. W takim razie pójdę do Effie i zaraz do ciebie przybędę, Saturnie. 

Król Quandrum skinął twierdząco głową. 

Domyślałam się, że coś dręczyło Saturna. Nie chciałby rozmawiać ze mną bez powodu. Nie wyglądał na takiego typa, który sączyłby ze mną wieczorną herbatkę i dyskutował o zdrowiu albo pięknie oceanu. Saturn był doskonałym strategiem. Dobro królestwa było dla niego najważniejsze. 

W końcu udało mi się trafić do bawialni dla dzieci. Pałac braci był tak duży, że trochę się w nim pogubiłam. Na pomoc przyszedł mi jednak Gerald, jeden ze strażników króla. Mężczyzna wskazał mi drogę do bawialni, a nawet mnie tam zaprowadził. 

Z żalem pożegnałam się z Blaine'm. Wiedziałam, że miałam zobaczyć się z nim niebawem, ale gdy wyciągał do mnie ręce, kiedy ja się oddalałam, łamało mi się serce. Effie jednak szybko zajęła mojego synka zabawą. Knight był dla niego bardzo miły. Cieszyłam się, że znaleźliśmy Blaine'a akurat w takim momencie. Wystarczyłoby trafić do wulkanu kilka godzin później, a chłopiec prawdopodobnie by już nie żył. 

Gerald zaprowadził mnie do gabinetu Saturna, który znajdował się na najwyższym piętrze pałacu. Mogłabym przysiąc, że godzinny spacer nie wystarczyłby mi, aby obejść wszystkie pomieszczenia w tym budynku. 

- Czy życzy sobie panienka jeszcze czegoś? 

- Dziękuję, Geraldzie. Bardzo mi pomogłeś. 

Mężczyzna, który miał głowę smoka, ale którego reszta ciała wyglądała jak demona, ukłonił mi się. Poczułam się dziwnie, gdy traktował mnie z takim szacunkiem, ale skoro takie panowały zasady w pałacu, nie miałam zamiaru ich zmieniać. 

Dołączyłam do Saturna. Król siedział w swoim fotelu, który wyglądem przypominał tron. Wskazał mi miejsce na kanapie. Gdy na niej usiadłam, mogłam z łatwością zobaczyć oświetlone nocą Quandrum. Napiłam się herbaty i spojrzałam wyczekująco na Saturna. 

MercuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz