Bree
- Książę!
- Mercury ma żonę?
- Kim jest ta dwójka syrenów?
Gdy wkroczyliśmy do Quandrum, w naszą stronę padały różne pytania. Saturn postanowił jednak na nie nie odpowiadać. Jako król Quandrum, chciał urządzić prawdziwy spektakl. Wszedł więc na scenę, która była raczej po prostu imponującym podestem i klasnął w dłonie. Tłum poddanych się uciszył. Stanęłam obok Mercury'ego, chwytając go za rękę.
Obserwowałam ludność królestwa. Stworzenia zamieszkujące ten teren bardzo się od siebie różniły. Niektóre były wysokie i miały złotą skórę, a inne były mniejsze i ich skóra była kolorowa. Faktycznie nigdzie nie widziałam istoty podobnej do Knighta, który był uważany za odmieńca. Na wspomnienie o tym, ile bólu musiał doznać od innych za to, że wyglądał jak ktoś obcy, czułam ból w sercu.
Czułam na sobie zainteresowany wzrok mieszkańców Quandrum. Jakiś mężczyzna z głową smoka puścił nozdrzami ogień, wpatrując się w moje oczy. Kobieta, która miała na plecach elfie skrzydła i posiadała spiczaste uszy, uśmiechnęła się lekko. Z kolei grupka syren, która na jakiś czas zamieniła swoje ogony na nogi, zarumieniła się i zaczęła chichotać, gdy Neptune pomachał w ich stronę.
Pocałowałam Blaine'a w główkę. Mój chłopiec mocno wtulał się w moje ramiona. Czułam, jak delikatnie się trząsł. Nie chciałam, aby się bał, gdyż nie było czego się bać. To my byliśmy tutaj władcami. To my rządziliśmy Quandrum. Zwykle nie znosiłam tego, że ktoś stał wyżej nad drugą istotą, ale czasami należało skupić się na tym, gdzie była nasza rola. Jako księżniczka Quandrum, obiecałam sobie, że będę robić wszystko dla dobra obywateli królestwa. Jako wdzięczność jednak, oczekiwałam tego, że nikt nie będzie wytykał palcami mojego syna, który nie wyglądał tak jak demoniczne, smocze czy wróżkowe dzieci.
- Moi kochani!
Tłum po raz kolejny ucichł, słysząc polecenie Saturna. Swojego wspaniałego króla.
- Jak widzicie, nie przybyłem tu dzisiaj tylko z moją piękną żoną, jak to mam w zwyczaju.
Grupa poddanych zaczęła się śmiać. Słyszałam różne komplementy skierowane w stronę Effie. Nie dziwiłam się temu. Była piękna i poddani ją kochali.
- Jest tu ze mną cała moja rodzina. Mimo faktu, że zawsze to ja przemawiam podczas zgromadzeń, dziś oddam głos swojemu bratu. Mercury, wyjdź, proszę, na środek.
Mój mąż pociągnął mnie za sobą. Uśmiechnęłam się pewnie do tłumu. Nie chciałam, aby uznawali mnie za wyniosłą kobietę, więc starałam się, aby mnie polubili. Zależało mi na tym, aby było między nami dobrze.
- Poddani królestwa Quandrum - zaczął Mercury, a ja trzęsłam się z podniecenia, gdy przemawiał tak władczym tonem. - Jak zapewne zauważyliście, od dłuższego czasu nie pokazywałem się w królestwie. Tak się jednak składa, że walczyłem z podwodnym władcą królestwa Ravaren, Eryxem Fettusem.
Usłyszałam w tłumie głosy świadczące o niedowierzaniu. Niektórzy zakrywali usta dłońmi, aby stłumić szloch strachu, a inni patrzyli na Mercury'ego jak na bohatera.
- Walczyłem z nim, gdyż trzymał w niewoli moją przyjaciółkę z dzieciństwa. Kobietę, która stoi przed wami i trzyma na rękach nasze dziecko.
Te słowa spowodowały kolejny szok poddanych. Czułam na sobie oceniający wzrok innych stworzeń. Zapewne myślały, że coś było ze mną nie tak, skoro wydałam na świat tak wyglądające dziecko, ale jeszcze nie wiedzieli, jaka była prawda.
CZYTASZ
Mercury
ActionMercury, który jest zamkniętym w sobie księciem Quandrum, coraz częściej czuje się samotny. Nauka zaklęć zajmuje mu cały wolny czas, ale młody mężczyzna czuje, że potrzebuje czegoś więcej. Pewnego dnia do Quandrum docierają wieści o morskim wrogu, k...