Bree
Nadszedł wieczór. Mercury rozmawiał z Saturnem i Neptune'm, a ja leżałam w łóżku z moim synkiem. Wcześniej był tu także Romeo, z którym porozmawiałam i o którym dużo się dowiedziałam, ale w końcu stwór zostawił mnie samą.
Blaine leżał na plecach i radośnie machał nogami. Śmiał się, wyciągając do mnie ręce. Łaskotałam go po brzuszku i śmiałam się razem z nim.
- Odwróciłeś nasze życie do góry nogami.
Chłopiec przekręcił głowę na bok. Robił tak za każdym razem, gdy słyszał mój głos, ale nie rozumiał, co do niego mówiłam.
- Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzimy. Nie sądziłam, że zostanę mamą w tak młodym wieku. Wiem, że wiele kobiet, które mają tyle samo lat co ja, zakłada już rodziny, ale to dla mnie nowość. Wierzę, że wybaczysz mi, jeśli zrobię coś nie tak.
W odpowiedzi Blaine wdrapał się na mój brzuch. Przytulił głowę do mojej piersi i połaskotał mnie swoim czarnym futerkiem.
- Przykro mi z powodu twoich rodziców, kochanie - wyszeptałam, choć wiedziałam, że i tak mnie nie zrozumie. - Wiem, że jest ci ciężko. Na pewno rozumiesz, co się stało. Obiecuję, że od dzisiaj będziemy się tobą opiekować. Nic ci się nie stanie, wiesz? Zajmę się tobą i będę cię kochać. Choć wciąż trudno mi przyzwyczaić się do twojego wyglądu. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego stworzenia.
Blaine podniósł głowę. Jego żółte oczy zamigotały. Gdybym nie wiedziała, że był niegroźny, bałabym się go. Wystraszyłabym się takiej istoty, gdybym zobaczyła ją w ciemnościach.
Chłopiec polizał mnie językiem po policzku, co zapewne dla niego było odpowiednikiem pocałunku. Zaśmiałam się, gdyż to mnie połaskotało. Blaine znowu się zaśmiał, a gdy do pokoju wkroczył Mercury, zbiegł z łóżka i na krótkich nóżkach podbiegł do mojego ukochanego. Przytulił się do jego nóg i dźwięcznie się zaśmiał.
Mercury uśmiechnął się i poklepał Blaine'a po głowie, po czym wziął go na ręce. Posadził go sobie na biodrze, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mój chłopak świetnie sprawdziłby się w roli ojca. Byłam ciekawa, co miała przynieść nam przyszłość, ale na razie nie chciałam intensywnie się nad tym zastanawiać, bojąc się, że zwariuję. Mimo, że polubiłam chłopca, którego wzięliśmy pod swoje skrzydła, to jego obecność wciąż była dla mnie nowością. Nie zdążyłam przyzwyczaić się do życia w królewskim pałacu w Quandrum, a nagle dostałam syna. To było śmieszne i tragiczne jednocześnie, jednak starałam się być dobrej myśli.
- Dogadałem się z Romeo, że Blaine może spać w jego pokoju. Romeo natychmiastowo się obudzi, jeśli Blaine wyda z siebie jakiś dźwięk. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie.
Spojrzałam z niezrozumieniem na księcia. Mercury chyba nie rozumiał, dlaczego tak na niego spoglądałam.
- Jesteś zła? Myślałem, że się ucieszysz.
Westchnęłam. Wstałam z łóżka i podeszłam do mojego ukochanego demona. Ogon Mercury'ego uderzył o podłogę, przez co wywnioskowałam, że był podenerwowany. On również nie był gotowy na posiadanie syna, ale los postanowił inaczej.
Położyłam dłoń na jego piersi. Tuż nad miejscem, gdzie biło jego serce.
Uniosłam wzrok. Spojrzałam w jego piękne demoniczne oczy. Nie mogłam znieść tego, że rozpaczliwie chciałam paść przed nim na kolana aby possać mu kutasa, jednak nie mogłam tego zrobić z powodu obecności dziecka. Bałam się, że nasze życie będzie od teraz skomplikowane. To nie był odpowiedni czas, abyśmy stali się rodzicami.
CZYTASZ
Mercury
ActionMercury, który jest zamkniętym w sobie księciem Quandrum, coraz częściej czuje się samotny. Nauka zaklęć zajmuje mu cały wolny czas, ale młody mężczyzna czuje, że potrzebuje czegoś więcej. Pewnego dnia do Quandrum docierają wieści o morskim wrogu, k...