Mercury
- Kurwa! Zabiję go! Zabiję tego skurwysyna!
Saturn rzucił na mnie czar, przez który nie mogłem się ruszyć. Mój brat zaniósł mnie z plaży do sypialni i położył na łóżku jak laleczkę. Nienawidziłem tego, że byłem bezbronny. Wyzywałem brata od chujów i pierdolniętych sukinsynów. Nie chciałem go obrażać. Saturn zdecydowanie na to nie zasłużył, ale po tym, co wydarzyło się na plaży, straciłem nad sobą kontrolę.
- Na bogów, uspokój się, Mercury. Jesteś bezpieczny. Blaine także.
- Kto z nim jest?! Gdzie jest mój syn?!
- Jest z nim Romeo. Na pewno nie pozwoli nikomu skrzywdzić Blaine'a. Błagam, uspokój się, braciszku. Ja także jestem roztrzęsiony, ale musimy być dobrej myśli.
Saturn usiadł na brzegu łóżka, na którym mnie położył. Schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko.
- Dobrej myśli?! Kurwa, moja kobieta została uprowadzona! Porwał ją jej pieprzony gwałciciel! Jak mam być dobrej myśli, Saturnie?! Kto ją uratuje?! Bree jest bezbronna! Ona się go boi! Ten gnój na pewno będzie ją szantażował! Co będzie, jak zdąży wziąć z nią ślub?! Musimy natychmiastowo wysłać nasze straże do oceanu!
- Mercury, do kurwy nędzy! Nasi strażnicy nie są pieprzonymi syrenami! Nigdzie nie popłyną, bo nie mają, kurwa, ogonów! Chcesz wysłać tam Jake'a i Theo?! Po to, aby umarli?! Rozumiem, że jesteś wkurwiony, ale nie masz prawa tak się zachowywać! Ochłoń, a dopiero potem pomyśl, co robić!
Saturn miał rację. Zachowywałem się żałośnie i lekkomyślnie. Nie mogłem jednak nic na to poradzić. Obrazy tego, co działo się podczas naszego ślubu na plaży, prześladowały mnie od chwili, w której Bree została porwana. Eryx wciągnął ją spętaną do oceanu i zabrał do Ravaren. Widziałem miny Theo i Jake'a, którzy nie mieli pojęcia, czy rzucić się do wody czy może zadbać o własne życia. Nie miałem im tego za złe, że postanowili skupić się na sobie. Strażnicy Eryxa Fettusa zapewne nie mieliby żadnego problemu z tym, aby zabić moich przyjaciół.
Chciało mi się, kurwa, płakać. Byłem zdruzgotany. Nie rozumiałem, dlaczego nie poczułem żadnego znaku. Byłem niemal pewien, że gdy przyjdzie co do czego i Eryx postanowi nas zaatakować, wszyscy to poczujemy. On jednak był bezlitosny. Atak był nagły i zniszczył całą plażę. Plaża była jednak dla mnie kompletnie nieistotna. Najbardziej bolało mnie to, że żywioł odebrał mi Bree.
Musiałem jej pomóc. Nie mogłem pozwolić, aby żyła w sidłach syrena, którego bardzo się bała. Bree była delikatną istotką i nie zasłużyła na żaden rodzaj cierpienia. Marzeniem Eryxa było to, aby wziąć z Bree ślub i ją zapłodnić.
Przeklinałem się w myślach za to, że nie daliśmy rady wymienić obrączek przed atakiem. Wówczas nasze małżeństwo byłoby ważne i Eryx nie mógłby wziąć Bree za żoną. Wciąż mógłby ją zgwałcić i zrobić jej dziecko, jednak dla tak terytorialnego mężczyzny jak on najważniejszym był ślub.
Do mojej sypialni wszedł Neptune. Był sam.
- Zostawiłem Fiodora z Effie. Poszli do Romeo i Blaine'a z Knightem. Pozostali goście weselni znajdują się w sali koronacyjnej. Są pilnowani przez strażników, ale nie zapowiada się na to, że mieliby zostać znów zaatakowani.
Chciałem rzucić jakimś przekleństwem, ale powstrzymała mnie przed tym magia mojego starszego braciszka.
Neptune przysunął sobie do łóżka fotel i na nim usiadł. Magia Saturna powoli przestawała na mnie działać, z czego się cieszyłem. Nie znosiłem, gdy ktoś inny przejmował nade mną kontrolę. Chyba, że była to Bree. Żałowałem, że nie zdążyła zabawić się ze mną tak w sypialni. Niecierpliwie czekałem na to, aż pewnego dnia zapnie mi obrożę na szyi i uczyni ze mnie swojego lojalnego niewolnika.
CZYTASZ
Mercury
ActionMercury, który jest zamkniętym w sobie księciem Quandrum, coraz częściej czuje się samotny. Nauka zaklęć zajmuje mu cały wolny czas, ale młody mężczyzna czuje, że potrzebuje czegoś więcej. Pewnego dnia do Quandrum docierają wieści o morskim wrogu, k...