28

674 47 4
                                    

Mercury

- To chyba nigdy nie przestanie mnie stresować.

Stałem na plaży. Moje stopy zanurzone były nieznacznie w wodzie. Obok mnie stała natomiast Bree. Miała na sobie białą letnią sukienkę sięgającą kolan. Trzymała mnie za rękę i uśmiechała się tęsknie w stronę oceanu.

Zostawiliśmy Blaine'a pod opieką Romeo. Chłopiec przespał bezproblemowo całą noc. Rano wstałem i wziąłem go na ręce, po czym nakarmiłem razem z Neptune'm. Mój młodszy brat nie przepadał za dziećmi, jednak one go uwielbiały. Knight wprost uwielbiał towarzystwo Neptune'a i wszystko wskazywało na to, że Blaine również go pokocha. Miałem tylko nadzieję, że Neptune nie stanie się dla niego wzorem do naśladowania. Nie chciałem, aby moje dziecko wyrosło na zboczonego, perwersyjnego i nałogowego masturbatora. Nie wiedziałem, czy takie słowo istniało, ale gdyby istniało, Neptune'a z pewnością można byłoby w ten sposób określić. 

- Nie bój się. Ocean jest piękny. 

- Wciąż nie rozumiem, dlaczego tylko ja zostałem obdarzony możliwością przemieniania się z demona w syrena i na odwrót. Dlaczego Saturn i Neptune tego nie potrafią? 

Bree wzruszyła ramionami. Zaplotła różowe włosy w warkocz, który pięknie spływał jej po ramieniu. 

- Myślę, że ocean cię wybrał, Mercury. Wiem, że to wyjaśnienie pozbawione logiki, ale nie wymyślę nic innego. 

Uśmiechnąłem się, przyznając jej rację. 

- Możemy już wejść do środka? Czy na kogoś czekamy? 

- Mówisz i masz, kochanie. 

Z oceanu wyłoniły się dwie głowy. Theo i Jake pomachali do nas, a Bree zaśmiała się, jakby domyślała się, że nie byłbym w stanie wejść do wody bez nich.

- Witamy nasze ulubione gołąbeczki! Jak minęła noc? Było dużo seksu? 

Gdybym nie miał szacunku do Jake'a, uderzyłbym go kamieniem w głowę. Chłopak jednak wystarczająco oberwał w wojnie z Lennoxem. Nie miałem sumienia go znów krzywdzić. 

Zauważyłem, że Jake zaczął zasłaniać coraz dłuższymi włosami jedną stronę swojej twarzy. Nie chciał, aby inni widzieli, że stracił oko. Byłem na siebie wściekły, że przed kilkoma tygodniami podczas walki z Lennoxem na pałacowym wzgórzu, z taką łatwością pozwoliłem feniksowi wyrwać z moich dłoni magiczną księgę. Nieustannie odtwarzałem sobie w głowie ten moment i zastanawiałem się, co mogłem zrobić inaczej. Plułem sobie w brodę, że nie udało mi się uratować Jake'a i Theo. Obaj żyli i mieli się dobrze, jednak Jake stracił oko, a Theo miał na idealnym ciele mnóstwo blizn. Nie przeszkadzało mu to w podrywach, w których był mistrzem, jednak wiedziałem, że to była wina mojej nieudolności, że obaj zostali pokrzywdzeni. 

- Cześć, księciu. Dobrze wyglądasz. 

Theo wyszedł z wody jako pierwszy i zamienił swój syreni ogon w demoniczne nogi. Przytulił mnie i poklepał po plecach. Ponad jego ramieniem zauważyłem Jake'a, który podbiegł do Bree i uniósł ją w górę, po czym okręcił dziewczynę wokół własnej osi. Bree śmiała się radośnie w jego towarzystwie. Mimo, że dotychczas spotkali się tylko raz, dobrze się dogadywali. 

- Tak się składa, że musimy wam coś powiedzieć. 

Theo spojrzał na mnie, jakby doznał szoku. Gwizdnął na Jake'a, który chwycił bezwstydnie Bree za rękę i się z nią do nas zbliżył. 

- Co się dzieje? 

- Mercury powiedział, że musi czymś się z nami podzielić. Nie mówcie nam, że będziecie mieć dziecko. 

MercuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz