Rozdział 19

96 1 0
                                    

20 lipca 2018r.

Minęły dwa dni od urodzin Brandona oraz wygranej rozprawy.

Eryk do mnie pisał. Chciał się spotkać i pogadać lecz nie wiem czy ja jestem gotowa. Bałam się tego spotkania, bardziej stresowałam.

– Clem jedziesz z nami do sklepów ? –zapytał Brandon wchodząc do mojego pokoju.

– Nie, idę pobiegać. –powiedziałam wstając z łózka i kierując się do szafy aby, wsiąść legginsy do biegania, tom i rozpinaną bluzę.

Gdy już znalazłam ciuchy poszłam do łazienki aby, się ubrać i uczesać.

Włosy uczesałam w wysokiego kitka. Oczu nie malowałam bo i tak po bieganiu się umyję.

Po kilku minutach zakładałam swoje buty do biegania. Telefon schowałam do kieszeni która była po lewej stronie uda która, była zapinana.

Moim celem było molo oraz bar który, stał niedaleko. Tak jak ostatnim razem.

Tym razem dobiegłam szybciej niż ostatnio.

– To będzie jeden dolar. –powiedziała barmanka wręczając mi mojego, niechcianego szejka.

Nic nie mówiłam tylko od niechcenia wręczyłam jej dolara. Gdyż była dziesiąta rano i jeszcze nie mieli wszystkich smaków, szejków w tym czekoladowego...

Od razu skierowałam się na koniec mostu aby, popatrzeć na piękne fale odbijające się o brzeg oraz dalekie skały wyłaniające znad  ocena.

– Eryk przepraszam oddam ci tą kasę.  –usłyszałam za plecami znajomy głos ale, tym razem nie był poważny tylko przestraszony.

Gdy się odwróciłam nie dowierzałam za mną stał lekarz Brandona który gadał z Erykiem.

Nie zauważyli mnie. Może to i dobrze, odwróciłam się i dalej piłam swojego szejka i słuchałam ich rozmowę.

– Eryk oddam ci wszystko tylko nie idź z tym na policję albo... –mówił a, w jego głosie pojawiła się od nadzieja.

– Albo? –zapytał cwaniackim Eryk.

– Wsypie się i powiem że, twój ojciec to szef mafii. –wyszeptał.

– Idioto, ja mam dowody a, ty nie. –powiedział.
– Myślisz że, ci uwierzą na słowo? –prychnał.
– Jeśli tak uważasz to zal mi ciebie. – pogardził nim. – Wiem co dosypałeś Clem. –dodał. – Masz czas do piątku. –powiedział a, następnie go zostawił.

– To cztery dni, nie dam rady. –wyszeptał sam do siebie.

Domyśliłam się o co może chodzić i nawet wiedziałam o co chodzi ale, nie rozumiałam sprawy z pieniędzmi.

Czyżby Eryk chciał od niego pieniądze za to że, dosypał mi coś do herbaty w szpitalu?!

Gdy już skończyłam swojego szejka przeszłam obojętnie obok lekarza który, stał jak słup i patrzysz przed siebie z niedowierzaniem.

– Witam panno Clementine Wilson. –powiedział gdy, mnie zobaczył jak wyrzucam kubek do śmietnika który stał obok niego.

– Dzień dobry. Doktorze. –podkreśliłam mocno ostatnie zdanie.

– jak się Brandon czuje? –zapytał.

– Dobrze jak na razie. –ucichłam. – Nie mam zbytnio czasu muszę lecie  do domu. –powiedziałam szybko a, następnie się odwróciłam i pobiegłam w stronę domu.

Nie miałam zamiaru z nim gadać, musiałam się dowiedzieć o co chodziło ale, wiedziałam że, on mi nic nie powiem dlatego postanowiłam napisać do Eryka i się go spytać o co mu chodziło z tym lekarzem. I czemu lekarz wisi mu kasę?

"Mój Przyrodni Braciszek"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz