25 lipca 2018r.
Była godzina piętnasta, byłam już w domu, a Blanka, Celina i tato pojechali do Brandona. Ja wróciłam do domu bo chciałam się umyć i przebrać Leon spał u mnie w łóżku bo jeszcze się nie wyspał w szpitalu choć przyjechaliśmy o trzynastej.
Po paru minutach poczułam gorącą ciecz która rozlała się po całym moim ciele. Wzięłam czekoladowe płyny do ciała jak i do głowy.
Gdy już spłukiwania płyn z ciała jak z głowy usłyszałam dzwonek do telefonu.
– Halo? Nie mam czasu kap... – nie dokończyłam bo Blanka mi przerwała.
– Clem! Błaga przyjedźcie on... On! – usłyszałam krzyki Blanki które dobrze wiedziałam co oznaczało.
Szybko założyłam bluzę i krótkie spodenki, pobiegłam do Leona i zaczełam go budzić, przez ten cały czas towarzyszyły mi łzy.
– Leon! – krzyknęłam.
– Co? Gdzie? – zaczął.
– Już... Bieg... Brandon! – krzyczałam dławiąc się łzami.
Leon wiedział o co chodzi od razu ze mną pobiegł do drzwi. W tamtym momencie z pokoju Blanki i ojca wybiegł kot. Ten sam kot który stał pod domem.
Czyżby to ta niespodzianka?
Założyłam buty, a kot wybiegł za mną i Leonem. Biegliśmy ile sił w nogach, Leon nawet chciał dzwonić po taksi, ale by tak szybko nie dojechała. Widzieliśmy po drodze Eryka z jego paczka i ludzi którzy patrzyli na nas jak na ludzi którzy wybiegli z psychiatryka.
– Clem! – krzyknął Eryk.
– Brandon! – krzyknęłam, a następnie przyspieszyłam tak samo jak Leon.
Nawet nie odwróciłam się do niego po prostu nie chciałam się teraz zatrzymać po prostu już chciałam być przy Brandonie.
Po kilku minutach już byliśmy na miejscu.
– Brandon. – krzyknęłam gdy wbiegłam do sali.
– Czekałem na ciebie. – powiedział na jednym wydechu. – chciałem ci coś powiedzieć. – wyszeptał.
– Słucham.
– Ja umieram i chce, abyś żyła dalej... Tak jak by mnie w ogóle nie było, tak jak byś w ogóle mnie nie poznała... Ale nie zapomnij o mnie po prostu pomysł, że ja żyję, ale nie na tej planecie. – powiedział z trudem.
– Nie potrafię... Mam po prostu zapomnieć o tych wszystkich wspaniałych chwilach z tobą? O naszym pierwszym spotkaniu? O naszych rozmowach? Nie da się... Umierasz i nigdy cię już nie zobaczę, nie usłyszę twojego głosu, nie będziemy razem jeść, pływać, jeździć, gadać, śmiać się. Te wszystkie wspomnienie zostaną przy mnie i nigdy nie odejdą. – szlochałam, a łzy robiły ogromną plamę na kołdrze.
Usłyszałam otwieranie drzwi, a w nich stał erk razem z Alvaro i Kacper.
– Wiem, że to ciężki bo mi ciężko jest rozstać się z tobą, ale dasz radę... No jak ty nie dasz rady to ja też... I... I chcę jeszcze raz zobaczy ten uśmiech na twarzy... Ten sam uśmiech co zawsze dawał mi nadziej na to że... Przeżyje... Że będę normalnie żyć... I wygram... Drzewo nie ma już liści... A ja umieram... Lekarz nie kłamie... – złapał mnie za rękę, a ja się tylko lekko uśmiechnęłam.
– Nie dam rady Brandon... To... To... Nie jest takie proste... To nie jest takie samo uczucie jak śmierć ulubionej zabawki... – wyszlochałam. – Brandon?! – krzyknęłam. Nie ruszał się... Nie oddychał... Nic...
![](https://img.wattpad.com/cover/334761016-288-k382152.jpg)
CZYTASZ
"Mój Przyrodni Braciszek"
Novela JuvenilClementine Wilson, zwykła 16-latka z samymi dwójkami i trójkami w szkole. Mieszka z okropną matką, kochaną babcia i z znienawidzona siostra. Zaczynają się wakacje Clem przez swoje oceny ma wybór albo jedzie na obóz do Malibu albo jedzie do ojca tyra...