Rozdział 21

66 2 0
                                    

21 lipca 2018r.

Jest godzina dziesiąta rano. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Piję już piątego monster. Tato i Blanka pojechali do szpitala bo Blanka musiała zrobić jeszcze jakieś badania z Celiną i przy okazji poszli do Brandona.

Nie chciałam go widzieć jak jest cały blady i nie ma siły na co kolwiek.

Wiedziałam że musieli wcześniej wiedzieć, że Brandon jest chory, no bo nawet gdyby to tak szybko by nie było z nim źle.

Leon, Eryk nawet Alvaro do mnie dzwonili i się pytali jak się czuje, ale nie chciał a z nimi o tym gadać dlatego zlewałam ich odpowiedziami, że wszystko gra i, że się dobrze trzymam co oczywiście było ogromnym kłamstwem.

Leon nawet znalazł jakąś imprezę i próbował mnie zachęcić na nią, ale ja nie chciałam. Eryk do mnie dzwonił o pierwszej i gadałam z nim do czwartej w nocy i przez całą rozmowę próbował mnie rozśmieszać.

Matka choć wiedziała co się dzieje nawet nie zadzwoniła.

Miałam ochotę wsiąść deskę i pojechać na cmentarz rzucić się na grub cioci i ryczeć jak mała, niewinna dziewczynka.

Same myśli o tym, że Brandon umiera zaczynały coraz mocniej boleć.

Zeszłam na dół do kuchni, aby zjeść śniadanie która Blanka dla mnie przygotowała godzinę temu.

Wyglądałam jak menel. Byłam ubrana w piżamę i na to bluzę Brandona. Włosy były uczesane w niechlujnego koka i był strasznie rozwalony.  Miałam wory pod oczami, a twarz całą spuchnięta.

Wzięłam swoje tosty i poszłam do salonu, włączyłam jakieś romanse i wysłałem do Eryka wiadomość, aby kupił mi dwa monstery lub red bula.

Odpisałam mi od razu, że zaraz będzie tylko zajedzie do sklepu.

Po paru minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Od razu pobiegłam do drzwi, aby zabrać od Eryka monstera i zamknąć drzwi.

– Dzięki. – powiedziałam wyrywając mu reklamówkę z monsterami,a następnie zamknęłam drzwi, ale on był szybszy i zatrzymał je noga.

– Słońce co się dzieje? – spojrzał na mnie z politowanie i wszedł do środka.

– Nie chce go stracić. – zacisnęłam mocno oczy, aby zniknęła ta szara zeczywistość.

– Uspokój się... Nie wiem co teraz czujesz bo w mojej rodzinie nikt nie choruje na raka, ale jestem twoim chłopakiem i nie możesz ode mnie uciekać kiedy jest źle... Rozumiesz? – spojrzał mi prosto w moje niebieskie oczy przy czym wytarł moje policzki po których lały się łzy.

– Eryk... Będzie mi go brakować... Już mi go brakuje... – wyszlochałam.

– Dlatego nie pij tyle tylko idź się ubierz i ogarnij... A ja poczekam i pojedziemy do niego... – lekko się zaśmiał z mojego wyglądu.

Nic nie mówiąc kiwnęłam głową i pobiegłam do pokoju, aby się ubrać i ogarnąć.

Brandon miał rację nie mogę od niego uciekać to mpj chłopak i on mi pomoże, i nie mogę uciekać od Brandona muszę z nim spędzać więcej czasu. Może i to błąd bo będę za nim tęsknić jeszcze bardziej, ale za to będę go dobrze wspominać.

Z szafy wyjęłam czarne długie dresy i do tego biały top. Włosy tylko rozczesałam i je rozpusciłam. Twarz jedynie pokremowalam kremem, a rzęsy pomalowałam tuszem do rzęs.

Gdy już się w miarę ogarnęłam zeszłam na dół do Eryka.

Gdy mnie zobaczył od razu wstał z kanapy i poszedł do drzwi po czym je otworzył i czekał na mnie.

"Mój Przyrodni Braciszek"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz