65 4 0
                                    

Zaczynało już powoli świtać, gdy dwie postacie w czarnych pelerynach przebiegały niezauważone między wysokimi drzewami, zostawiając za sobą tylko cień i ledwo słyszalne trzaski gałązek. Dobiegły do skraju lasu, gdzie chwilę potem rozległ się trzask aportacji i po postaciach nie zostało już nic, jak tylko złudne wrażenie, że one kiedyś tu były.

 ✵ ✷ ✵

Harry obudził się w świetnym nastroju. Nie dość, że Malfoy najwyraźniej poszedł wcześniej na śniadanie i nie było go obok, to jeszcze brunet obiecał sobie bawić się pomimo wszystko i naprawdę postarać się wypocząć od ratowania magicznego świata. W nocy nie miał żadnych koszmarów, ale mimo tego nękały go jakieś dziwne przeczucia. Postanowił je jednak zignorować i iść na śniadanie. Wykonał poranną toaletę i wyszedł na taras, by sprawdzić jaka jest pogoda. Słońce pięknie świeciło i grzało twarz. Wietrzyk lekko rozwiewał włosy i gałęzie choinek, a mrozu prawie się nie czuło. Pogoda była wręcz idealna, a w świetle dziennym widoki wcale nie były gorsze. O ile wczoraj zdołali zauważyć domki i polanę, o tyle dzisiaj na horyzoncie widać było malownicze góry, połacie lasów i czuby ogromnych, oblodzonych drzew. Akurat na widoki narzekać się nie dało.

- Hej, Harry! Też podziwiasz przyrodę? Bo ja tam szukam takich magicznych stworzeń. Może się przyłączysz? Zaraz ci o nich mogę opowiedzieć.

- Cześć, Luna. Ja akurat idę na śniadanie.

- Ale chyba nie w tym ubraniu?

Harry spojrzał na swoje odbicie w szybie i zauważył, że zagapił się na pejzaż i zapomniał o bożym świecie, a tym piżamie.

- Chyba muszę się przebrać. To do zobaczenia na śniadaniu?

- Do zobaczenia, Harry! – Luna podskakując i nucąc jakąś radosną piosenkę, oddaliła się w tylko jej znanym kierunku.

Wybraniec stwierdził, że chciałby być jak ta dziewczyna. Wiecznie radosny, nie przejmując się o nic ważnego, a już na pewno nie o ratowanie świata i życia ludzi. Przebrał się i poszedł do dużego domku na śniadanie.

Jego wnętrze było dosyć prosto umeblowane, ale w rozkładzie pomieszczeń można było się łatwo pogubić. Główny korytarz rozwidlał się na trzy kolejne, a każdy z nich prowadził albo do stołówki, skrzydła szpitalnego, a jeszcze kolejny dzielił się na kolejne dwa: jeden, przy którym były dormitoria opiekunów oraz ten drugi, gdzie urzędował dyrektor Dumbledore i gdzie utworzono mały pokój nauczycielski.

Harry poszedł za tłumem i już po chwili dotarł do stołówki. Tutaj, w przeciwieństwie do Hogwartu, nie zrobiono stołów dla domów, a ustawiono wiele małych stolików, przy których można było usiąść, zjeść i pogawędzić. Zapewne zrobiono to tak, by wyeliminować podział między uczniami, co nie do końca się udało. Uczniowie wyraźnie podzielili się na grupki i tylko w niewielu miejscach dało się zauważyć mieszanki Krukoni i Ślizgoni, czy już w ogóle Gryfoni i Ślizgoni. Aczkolwiek jedno z takich łączeń było przy stoliku, do którego dosiadł się Potter.

- Hej, Neville. Cześć, Zabini?

- Siemka, Potter. Jak tam pierwsza noc z Malfoyem?

- Powinieneś się domyślić, on jest okropny. Swoją drogą, dlaczego tutaj jesteś?

- Dzielę domek z Nevillem – czarnoskóry popatrzył dziwnym wzrokiem na wątłego chłopaka – Prawda, Nev?

- Tak...- popatrzył błagalnym wzrokiem na zielonookiego. 

- Blaise, wiesz, Neville chciał mi coś powiedzieć na osobności. Niestety, ale musisz stąd odejść.

- To do zobaczenia na zajęciach. O, Astoria-

It's just a dream || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz