Malfoy Manor skąpane w dziennym, wiosennym świetle wyglądało niemalże normalnie. Wykluczając panującą tam atmosferę, wybite szyby czy zaniedbane patio, przypominało rodzinną willę, którą niegdyś było.
Zamaskowane postacie w czarnych pelerynach co i raz pojawiały się na gmachu i wstępowały do środka. Atmosferę, przepełnioną bólem i strachem, dało się kroić nożem.
Wśród Śmierciożerców znajdował się również Draco Malfoy, który śmiertelnie bał się spotkania z Voldemortem, jak i ze swoim ojcem. Milczenie, rozkazujący tryb oraz zdenerwowanie przekazane w liście nie wróżyły niczym dobrym.
Pod opieką swojego ojca chrzestnego podążył długim korytarzem o dawniej białych ścianach, pełnych obrazów. Pod ich butami chrupały odłamki szkła, a z daleka dobiegały stłumione odgłosy. Wkrótce znaleźli się w podłużnym pomieszczeniu, na którego środku znajdował się drewniany, lakierowany stół z poustawianymi wokół krzesłami i tronem u szczytu. Przez małe okienko wpadały do środka niewielkie ilości promieni słonecznych.
Draco z sercem na ramieniu zajął swoje miejsce obok Lucjusza, unikając kontaktu wzrokowego. Czuł napięcie rodziciela i dobrze wiedział, że prędzej czy później dostanie dość duży ochrzan.
Do środka wkroczył dumnie Voldemort, podpierając się rzeźbioną laską. Wraz z jego wstąpieniem ucichły wszelkie rozmowy, a zebrani pokłonili mu się nisko.
Przez najbliższą godzinę Riddle szczegółowo omawiał plany, mianował kilku dowódców, a także chełpił się swoją władzą i potęgą. Można było zauważyć, że umyślnie pomija wszelkie wątki związane z rodem Malfoyów, a na Draco nie raczył nawet spojrzeć, chociaż z tego faktu blondyn akurat się cieszył.
Po zebraniu Snape planował od razu pochwycić młodzieńca i zabrać z powrotem do obozu, jednak Lucjusz miał inne plany. W progu złapał syna za ramię i siłą pociągnął w kąt obok drzwi.
- Co ty sobie myślisz, Draco?! - twardo popatrzył młodszemu w oczy - Romans z Potterem?! Zdrajca?! Chyba widziałeś, jak Czarny Pan się do nas teraz odnosi! To wszystko twoja wina! Nie wiesz ile przez ciebie przecierpiałem!
- Ojcze, ja...
Rozległ się plask uderzenia, a szarooki spuścił wzrok.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co spowodowało u ciebie takie zachowanie, ale od dzisiaj masz zakaz zbliżania się do tego całego Pottera. Twoja matka prawie zeszła na zawał, gdy się o tym dowiedziała! Przyniesiesz zgubę i hańbę naszej rodzinie! Tego chcesz, Draco? Poniżenia?
- Nie...
- Skoro tak, to bądź posłusznym sługą i czyń to, co ci powierzono. Inaczej Czarny Pan nas zabije. Nie ufa nam tak, jak kiedyś.
Młody Malfoy miał tyle do powiedzenia. Chciał wrzasnąć, że przecież to jego życie i wybory. Chciał krzyczeć, że nie miał żadnego wyboru. Chciał pytać, czy Lucjuszowi kiedykolwiek przyszło do głowy, że może on już dłużej nie chce służyć, że może nie obchodzi go śmierć i rodzina, a tych kilka szczęśliwych momentów, gdy był dzieciakiem i wymagano od niego tylko nauki języków pod karą tortur. To były jego szczęśliwe chwile, nie zabawa na trzepaku czy gra w chowanego. Ale liczyły się one dla Malfoya, któremu ktoś teraz nakazywał żyć według jego rozkazów. Co jednak mógł zrobić? Zupełnie nic.
- Tak jest, ojcze.
Stojący niedaleko Snape podszedł do aferującej się dwójki, chwytając za ramię Draco i prowadząc ku wyjściu z posiadłości.
Blondyn znajdował się właśnie między przysłowiowym młotem, a kowadłem.
✵ ✷ ✵
CZYTASZ
It's just a dream || Drarry
FanficCzy to wszystko działo się w rzeczywistości, czy może było to zaledwie wyobrażenie? Co, jeżeli nawet bez zmieniacza czasu da się czegoś uniknąć? „Walczył za każde zło tego świata. Za rodziców, za kochającą matkę, za ojca równie oddanego. Za wszystk...