ⅩⅣ

24 4 0
                                    

Malfoy Manor skąpane w dziennym, wiosennym świetle wyglądało niemalże normalnie. Wykluczając panującą tam atmosferę, wybite szyby czy zaniedbane patio, przypominało rodzinną willę, którą niegdyś było.

Zamaskowane postacie w czarnych pelerynach co i raz pojawiały się na gmachu i wstępowały do środka. Atmosferę, przepełnioną bólem i strachem, dało się kroić nożem.

Wśród Śmierciożerców znajdował się również Draco Malfoy, który śmiertelnie bał się spotkania z Voldemortem, jak i ze swoim ojcem. Milczenie, rozkazujący tryb oraz zdenerwowanie przekazane w liście nie wróżyły niczym dobrym.

Pod opieką swojego ojca chrzestnego podążył długim korytarzem o dawniej białych ścianach, pełnych obrazów. Pod ich butami chrupały odłamki szkła, a z daleka dobiegały stłumione odgłosy. Wkrótce znaleźli się w podłużnym pomieszczeniu, na którego środku znajdował się drewniany, lakierowany stół z poustawianymi wokół krzesłami i tronem u szczytu. Przez małe okienko wpadały do środka niewielkie ilości promieni słonecznych.

Draco z sercem na ramieniu zajął swoje miejsce obok Lucjusza, unikając kontaktu wzrokowego. Czuł napięcie rodziciela i dobrze wiedział, że prędzej czy później dostanie dość duży ochrzan.

Do środka wkroczył dumnie Voldemort, podpierając się rzeźbioną laską. Wraz z jego wstąpieniem ucichły wszelkie rozmowy, a zebrani pokłonili mu się nisko.

Przez najbliższą godzinę Riddle szczegółowo omawiał plany, mianował kilku dowódców, a także chełpił się swoją władzą i potęgą. Można było zauważyć, że umyślnie pomija wszelkie wątki związane z rodem Malfoyów, a na Draco nie raczył nawet spojrzeć, chociaż z tego faktu blondyn akurat się cieszył.

Po zebraniu Snape planował od razu pochwycić młodzieńca i zabrać z powrotem do obozu, jednak Lucjusz miał inne plany. W progu złapał syna za ramię i siłą pociągnął w kąt obok drzwi.

- Co ty sobie myślisz, Draco?! - twardo popatrzył młodszemu w oczy - Romans z Potterem?! Zdrajca?! Chyba widziałeś, jak Czarny Pan się do nas teraz odnosi! To wszystko twoja wina! Nie wiesz ile przez ciebie przecierpiałem!

- Ojcze, ja...

Rozległ się plask uderzenia, a szarooki spuścił wzrok.

- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co spowodowało u ciebie takie zachowanie, ale od dzisiaj masz zakaz zbliżania się do tego całego Pottera. Twoja matka prawie zeszła na zawał, gdy się o tym dowiedziała! Przyniesiesz zgubę i hańbę naszej rodzinie! Tego chcesz, Draco? Poniżenia?

- Nie...

- Skoro tak, to bądź posłusznym sługą i czyń to, co ci powierzono. Inaczej Czarny Pan nas zabije. Nie ufa nam tak, jak kiedyś.

Młody Malfoy miał tyle do powiedzenia. Chciał wrzasnąć, że przecież to jego życie i wybory. Chciał krzyczeć, że nie miał żadnego wyboru. Chciał pytać, czy Lucjuszowi kiedykolwiek przyszło do głowy, że może on już dłużej nie chce służyć, że może nie obchodzi go śmierć i rodzina, a tych kilka szczęśliwych momentów, gdy był dzieciakiem i wymagano od niego tylko nauki języków pod karą tortur. To były jego szczęśliwe chwile, nie zabawa na trzepaku czy gra w chowanego. Ale liczyły się one dla Malfoya, któremu ktoś teraz nakazywał żyć według jego rozkazów. Co jednak mógł zrobić? Zupełnie nic.

- Tak jest, ojcze.

Stojący niedaleko Snape podszedł do aferującej się dwójki, chwytając za ramię Draco i prowadząc ku wyjściu z posiadłości.

Blondyn znajdował się właśnie między przysłowiowym młotem, a kowadłem.

✵ ✷ ✵

It's just a dream || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz