Rano większość uczniów była niezwykle rozemocjonowana. Zamiast lekcji z profesorem Snapem zapowiedziano nieobowiązkowe zajęcia z quidditcha prowadzone przez Remusa i Syriusza. Po obiedzie chętni nastolatkowie zebrali się na tej samej polance, na której prowadzone były OPCM'y. Dla osób, które postanowiły przyjść, odbyły się małe nabory do drużyn, a mecz miał kończyć pobyt w obozowisku. Oczywistym faktem jest, że szukającymi Ślizgonów i Gryfonów zostali Harry i Draco, Puchonów Zachariasz Smith, a Krukonów na nieszczęście Pottera, Cho. Co prawda wybaczył już dziewczynie, ale przykre wspomnienia nadal się go trzymały.
Każdy ćwiczył na swojej pozycji. W powietrzu latały tłuczki i kafle, a niektórzy gracze ćwiczyli Zwód Wrońskiego.
Złota, pędząca kuleczka o małych skrzydełkach unosiła się to tu, to tam pod sklepieniem niebios, wodząc za sobą Dracona i jego towarzysza. Peleryny łopotały na chłodnym wietrze, a włosy rozwiewały we wszystkich kierunkach.
Harry szczerzył się od ucha do ucha. Dawno nie latał na miotle, toteż przyniosło mu to wiele ekstazy i szczęścia. Ostatnie rażące promienie kryły się za horyzontem, gdy dwóch szukających rzuciło się w pościg za Złotym Zniczem.
Chłopcy poruszali się z wprawą, zwinnie i szybko. Wybraniec puścił się jedną ręką, wyciągając ją w kierunku błyszczącej kuleczki. Przypomniały mu się jego pierwsze zawody, na których praktycznie połknął piłkę.
- Już widzę porażkę malującą się na twojej twarzy, gdy przegrasz ze mną, Księciem Slytherinu - krzyknął z kpiną Malfoy, przyspieszając.
W domku może i mogli się godzić, ale w powietrzu nadal pozostawali rywalami. Każdy z nich chciał wygrać.
- Chyba śnisz, Malfoy! - Harry kucnął na miotle, trzymając się już tylko jedną dłonią trzonka. Wyglądał jak przyczajona w cieniu pantera, gotowa w każdej chwili skoczyć na swoją ofiarę.
Znicz nagle zmienił kierunek, a chłopak poczuł muśnięcie pod opuszkami palców. I wtedy to się stało. W ustach poczuł smak krwi, a przed oczami pojawił się obraz wyszczerzonego Voldemorta.
- Harry!
Barbarzyński rechot i sykliwa rozmowa.
Malfoy próbował pochwycić bruneta, lecz ten jakby zahipnotyzowany się nie poruszał.
Chrzęst kości. Krople krwi.
Nagle Harry stracił panowanie i osunął się z miotły. Otoczony oporem powietrza i krzykami z prowizorycznych trybun spadał coraz szybciej.
Dwadzieścia metrów.
Siedemnaście.
Trzynaście.
Draco z najgorszym scenariuszem z tyłu głowy pędził w dół, nieskutecznie zapobiegając wypadkowi.
Dziewięć.
Pięć.
Harry jako ostatnie zobaczył zieleniejącą trawę i blond czuprynę.
Dwa.
Następnie nastąpiła nieprzenikniona ciemność, nieprzerwana nawet wrzaskami nauczycieli i płaczem niektórych uczniów. Na miejscu zaraz po wydarzeniu pojawiła się pani Pomfrey i zabrała go do skrzydła szpitalnego.
Słychać już było tylko rytmiczne tykanie zegara.
✵ ✷ ✵
Harry obudził się w środku nocy. Pierwszym, co ujrzał zaraz po otwarciu oczu był szary sufit i łóżko szpitalne, odgrodzone od dalszej części pomieszczenia parawanami. Z okna wpadało do środka księżycowe światło, odbijając się od złotego pucharu stojącego na szafce nocnej.
CZYTASZ
It's just a dream || Drarry
FanfictionCzy to wszystko działo się w rzeczywistości, czy może było to zaledwie wyobrażenie? Co, jeżeli nawet bez zmieniacza czasu da się czegoś uniknąć? „Walczył za każde zło tego świata. Za rodziców, za kochającą matkę, za ojca równie oddanego. Za wszystk...