ⅩⅥ

25 3 0
                                    

Blondwłosa kobieta o bladoniebieskich oczach, odziana w długą, aksamitną suknię patrzyła strwożona na swojego męża.

- Lucjuszu...Wiesz dobrze, że nie jestem w stanie podnieść na niego ręki - jej głos drżał, gdy przemawiała - To niemożliwe...Odwołaj ten rozkaz, proszę... - podeszła do postawnego mężczyzny z chłodem w oczach i ujęła za rękę - Nie skrzywdzę Draco, nie mogę z nim walczyć - łzy zamajaczyły w kącikach jej oczu.

- Tak nakazał Czarny Pan i tak ma być. Dracon przyniósł nam hańbę, a teraz przyszedł czas, by za to zapłacił. Musisz to zrobić, Narcyzo - odtrącił jej dłoń, odwrócił i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając za sobą echo ciężkich kroków i stukot laski.

Czarownica opadła na kolana i zaniosła się głośnym szlochem.

Teraz nie było już odwrotu, musiała wybierać między mężem, a synem, życiem i śmiercią.

Zza jej pleców dobiegł szyderczy i skrzekliwy śmiech Bellatriks.

- Upadłaś, Cyziu, upadłaś tak bardzo... - minęła ją, wołając przez ramię, że już czas.

✵ ✷ ✵

Harry biegł błotnistą ścieżką, rozbryzgując błoto we wszystkich kierunkach. Postanowił narobić rabanu, krzycząc i wrzeszcząc, że Voldemort atakuje. Oczywiście zbudził tym co najmniej połowę uczniów, którzy zaspani w piżamach powychodzili do ogródków.

Dobiegłszy do domku głównego, przemierzył żwawo korytarze i głośno zapukał do pokoju Syriusza i Lupina, którzy o dziwo mieszkali razem.

W drzwiach pojawił się wilkołak, wpatrując tępo w rozczochranego chłopaka.

- Harry? Wiesz, która jest godzina? Co cię do nas przywiodło?

- Voldemort... - wydyszał, opierając ręce na kolanach - Voldemort zaatakuje za jakiś kwadrans...Taki był plan...trzeba ratować obóz...

Zza Remusa wynurzył się Syriusz, wybudzony zamieszaniem.

- Co się tu..?

- Szybko! Nie ma czasu! - Potter przebiegł się po korytarzu, dudniąc w drzwi każdego z pokojów profesorów.

Zanim powiadomił drugą część ośrodka, przyszło mu wykłócać się z niedowierzającym Dumbledorem, z którym kłótnię zakończyła dopiero McGonagall, obierając wyjątkowo stronę Wybrańca. Kobieta zaczynała wierzyć, a strach wręcz ją paraliżował, lecz dom Godryka jednocześnie dodawał otuchy.

Kadra nauczycielska rozbiegła się po domkach, przyprowadzając uczniów na polankę, gdzie tego dnia miał odbyć się mecz quidditcha. Rozdano im różdżki, lecz Harry przez pośpiech i rozgardiasz zapomniał o swojej. Był całkiem bezbronny.

Gdy ludzie zrozumieli, iż w tłumie brakuje Dracona Malfoya oraz nauczyciela eliksirów, potoczyły się w ich kierunku liczne obelgi. Obwiniano ich o współpracę z wrogiem, a nawet niektórzy Ślizgoni krytykowali takie zachowanie - byli to ci, którzy po bitwie o Hogwart wycofali się z szeregów Czarnego Pana.

Bruneta wyhaczyła Hermiona, przytrzymując chłopaka w miejscu.

- Harry! Co się dzieje?! Dlaczego nas tu zebrano?

- Voldemort nadchodzi! Sam-Wiesz-Kto powrócił ze zdwojoną mocą. 

- Czemu o niczym mi nie powiedziałeś?! Tylko o tej wizji! Wszystko wiedziałeś! - zdzieliła Gryfona po głowie - Czasem cię podziwiam za twoje bohaterstwo, ale teraz zrobiłeś chyba największą głupotę w historii!

Niebo zachmurzyło się burzowo, a ranne promienie słońca zostały przysłonięte czarnymi, dymnymi kłębami. Las zaszumiał groźnie, a wiatr pochłostał zebranych po twarzach. Nagle Harry i Hermiona spojrzeli się na siebie.

- Co z Ronem?!

Niespodziewanie obok nich wyrosła nienaturalnie spokojna Luna.

- Ja do niego pójdę. Harry, ja ci wierzę, ale uważaj na siebie mimo wszystko. No i mam nadzieję, że ty i twój wróg już się pogodziliście - uśmiechnęła się pogodnie.

- Skąd ty-

- Od początku to było widać. Do zobaczenia!

W podskokach zmierzyła do bocznego wyjścia ze skrzydła szpitalnego.

Potter spojrzał na szatynkę i wymalowane na jej twarzy zdziwienie.

- To długa historia...Znasz jej część.

Nagle wichura gwałtownie zawyła, a w oddali pojawiły się złowieszcze, pędzące kule niby ognia. Czarne jak atrament, przebiły barierę ochronną i najwyraźniej nie miały w planach oszczędzić niczego na swojej drodze, zahaczając o pojedyncze wierzchołki masywnych choin. Posępnie pruły jutrzenkowe niebiosa, kierując się wprost na uczniów i nauczycieli na czele. Po tłumie przebiegł okrzyk wstrząśnięcia.

- Przygotujcie się! - zawołał dyrektor, przejrzawszy na oczy - Jak was uczono, Scutum Revelare!

Błękitna wiązka światła potoczyła się w kierunku postaci, a za nią kolejne, tworzone przez zebranych.

Raptem przed blokadą zmaterializowały się postaci, a kruczoczarne smugi zniknęły. 

It's just a dream || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz