CEL NA HORYZONCIE

399 79 281
                                    

POV: Elena (Następny dzień w siedzibie DIC, sekcja biurowa) 

Spacerując po korytarzach najwyższego piętra siedziby, nadal próbowałam zebrać myśli po poprzedniej intensywnej nocy.

Impreza trwała do rana a wszyscy bawiliśmy się znakomicie, nieświadomi, jak szybko mija czas. Musieliśmy jednak pożegnać się z przyjaciółmi, świadomi, że za kilka godzin wyruszamy do pierwszego kraju z naszej listy.

Mimo wszystko jeszcze do mnie nie dociera, jakim cudem udało mu się to wszystko tak genialnie zorganizować.

A co najbardziej zadziwiające, że zrobił to wszystko właśnie dla mnie.

Mimo że moje urodziny jeszcze przede mną, było oczywiste, że nie będę mogła ich świętować z każdym—jednak dzięki tej niesamowitej niespodziance miałam okazję raz jeszcze bawić się z wszystkimi, zanim całkowicie zagłębię się w nową przygodę.

Urocze.

Elena: Proszę, proszę...

Mój głos rozbrzmiał w biurze Jake'a, do którego właśnie weszłam, skrzyżowawszy ręce na progu.

Elena: Hemoroidy kiedyś cię dopadną od tego nieustannego siedzenia przy biureczku - Parsknęłam śmiechem - Cholerstwo jest ponoć upierdliwe.

Jake: Ciebie też miło widzieć, Eleno - Lekki uśmiech przemknął przez jego usta, gdy podpisywał dokument - Widzę, że humor dopisuje.

Elena: Jeśli jestem w drodze, aby nieco potruć Ci życie, zawsze będę miała dobry humor - Zaśmiałam się, siadając na krześle przed jego biurkiem - A u ciebie? Spałeś dobrze?

Jake: Tak, dziękuję że pytasz. Potrzebujesz w czymś pomocy?

Elena: A czy zawsze od razu musisz skakać do wniosku, że przychodzę do ciebie tylko wtedy, gdy czegoś chcę?

Jake: Cóż, to nic dziwnego, że pracownica zwraca się do swojego przełożonego o pomoc, gdy jej potrzebuje - Zerknął na mnie, kierując w moją stronę swój perfidny uśmieszek - W innym przypadku, takie wizyty mogłyby być niestosowne, czyż nie?

Elena: W takim razie już nigdy więcej nie zawitam do twojego biura, Panie Danford.

Jake: Powiedziałem, że to mogłoby być niestosowne, ale nigdy nie powiedziałem, że tego nie lubię, Panno McClain - Posłał mi swoje flirciarskie mrugnięcie.

Elena: Dobra, ale jeśli chodzi o pomoc... - Sięgnęłam dłonią do tylniej kieszeni i wyciągnęłam telefon.

Jake: Pani Dyskrecja - Niekontrolowanie parsknął śmiechem, lekko kręcąc głową.

Elena: Aj tam, zaraz już narzekanie - Powiedziałam, lekko klepnąwszy jego dłoń, kładąc telefon na biurku - Chciałeś rozmówkę biznesową? To zakasuj rękawy, Szefuńciu.

Jake: Więc? - Spojrzał na mnie, gdy jego dłonie delikatnie splatły się, oparte na biurku - Czego potrzebuje moja podopieczna?

Elena: No więc, zaczynając od tego, że ktoś tutaj w środku nocy zabrał mi telefon, dopiero rano zobaczyłam wiadomość od Joe...

Z głową pochyloną nad ekranem telefonu, uniosłam wzrok, przeszywając go osadzającym spojrzeniem.

Jake: Hej, nie patrz tak na mnie - Rozłożył ręce - Ostrzegałem cię, że jeżeli jeszcze raz złapię cię na zaglądaniu w telefon zamiast zabawie z przyjaciółmi, to w końcu ci go zabiorę. To nie moja wina, że nie traktujesz mnie poważnie.

POKOCHAĆ CIĘ ZNÓWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz