VII Team Iron Man czy Kapitan Ameryka?

1.5K 129 3
                                    

Creep Radiohead


środa, 02.02.2022, 6:26 p.m.

Droga, mimo spokojnego tempa, minęła nam dość szybko. Will zaparkował na podjeździe, przy podanym przeze mnie wcześniej adresie, a ja niemal od razu zeskoczyłam z maszyny. Jeśli zrobiłabym to szybko, istniała większa szansa na to, że ani mama ani tata mnie nie zauważą.

Jeślibym nie zginęła w trakcie jazdy, pewnie sami by mnie zabili.

Szamotałam się z zapięciem od kasku, dopóki brunet nie podszedł do mnie i mi nie pomógł. Posłałam mu wdzięczny i zawstydzony uśmiech; ponieważ to było za dużo kontaktu fizycznego jak na jedno popołudnie. 

William Evans pobudzał we mnie stado motyli, czego nie dokonał wcześniej żaden mężczyzna. Moje dotychczasowe relacje damsko–męskie opierały się na mało znaczących spotkaniach i dotyku. Oczywiście, pierwsze spotkania po kryjomu z chłopakami w moim pokoju w internacie nie należały do niewinnych, ale wszystko działo się raczej z czystej ciekawości. Przechodziły mnie przyjemne ciarki, kiedy dochodziło do czegoś więcej, ale w tych relacjach nigdy nie było...tego czegoś.

William był pierwszym chłopakiem, który wzbudzał we mnie, aż tak spore pożądanie.

Czułam rumienieć oblewający moje policzki. Nie znałam go długo, ale z mojej głowy nie mógł wyjść obraz chłopaka w dość dwuznacznej sytuacji, w jakiej chciałabym, żeby się znalazł.

– Załatwisz ten numer ubezpieczenia? – wyrwał mnie z letargu.

– Tak, oczywiście – bąknęłam z rumieńcem.

Zanim zdążyłby go zauważyć, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam podjazdem w stronę domu. W międzyczasie zaczęłam szukać kluczy i zaklnełam w myślach, kiedy ich nie znalazłam.

– Cholera, zapomniałam torby z bagażnika – jęknęłam.

Zaśmiał się cicho, na co spiorunowałam go wzrokiem i modliłam się w duchu, aby ktoś był w domu.

Rodzice zostawiali samochody w garażu, dlatego nie byłam w stanie ocenić, czy są w środku, czy też nie. Jeśli nie, czekała mnie droga do kancelarii matki lub na komendę do taty. Wolałam tego uniknąć, mój pusty żołądek wydawał świetny koncert oznajmiając wszystkim dookoła, że jestem głodna.

Zadzwoniłam dzwonkiem, a brunet stanął trzy kroki ode mnie, obserwując idealnie skoszony trawnik.

Brzdęk przekręcanego klucza dał o sobie znać, a wtedy naszym oczom ukazał się młodszy z braci, Jerry.

– Billie – krzyknął szczęśliwy i wpadł na mnie całym swoim małym ciałkiem, oplatając mnie ramionami.

– Są rodzice? – zagadnęłam, a wtedy zza jego pleców wyłonił się wysoki, ogolony na łyso, postawny mężczyzna z najmilszym uśmiechem na świecie.

Wciąż nie potrafiłam zrozumieć tego, jak David, który jest wspaniałą, ciepłą, rodzinną osobą, mógł spotykać się z moją wredną matką.

Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, ale żeby aż tak?

– Zapomniałaś kluczy? – było pierwszym, co mu przyniosła ślina na język.

Uniósł głowę i dostrzegł wysokiego bruneta za mną. Nie krył swojego zdziwienia. Widziałam go nieraz w pracy i nigdy nie okazywał emocji, starając się zachować powagę. W domu jednak ściągał maskę i widok jego wspaniałej przybranej córki z chłopakiem nie był czymś, do czego szybko chciał przywykać.

Wyszeptać prawdę // pierwsza część dylogii SzeptaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz