Epilog

1.8K 122 30
                                    

 Taylor Swift Illicit affairs oraz Shawn Mendes It'll be okay

Czułam palące uczucie w udach od ciągłego biegu, mimo to, nie zatrzymywałam się. Wschód słońca był dzisiaj wyjątkowo piękny nad spokojną taflą oceanu, a po rozdaniu dyplomów, nie musiałam się nigdzie śpieszyć. Mogłam w spokoju biegać nad brzegiem oceanu, chłonąc widok pomarańczowo-złotego wschodzącego słońca.

Dzisiejszy dzień, był dopiero piątym dniem wakacji, a ja już myślałam o tym, że dni mi się dłużą. Od dwóch tygodni, wychodziłam z domu jeszcze przed wschodem, a wracałam późno w nocy lub pod nieobecność rodziców. Unikałam ich jak ognia. Mamy, ponieważ ukrywała prawdę i jak zwykle, wybrała za mnie. Davida, ponieważ nie chciałam wiedzieć o niczym, co związane było ze sprawą Oliviera Santosa.

Obydwoje wiedzieli, gdzie jestem i wszystko ze mną w porządku, ponieważ z uwagi na niebezpieczeństwo oraz zagrożenie, jakim był Michael Onells, zabójca Oliviera Santosa, patrol policji stał pod naszym domem dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Tym razem jednak, była to prawdziwa policja. Dlatego, że co chwilę się wymykałam, jeden z policjantów zawsze szedł za mną, a ja nie robiłam nic, oprócz biegania i siedzenia w bibliotece całymi dniami. Nie mieli wiec na co narzekać.

Wibracje telefonu zmusiły mnie do tego, abym się zatrzymała i wyciągnęła urządzenie zza paska spodenek. Odrzuciłam połączenie od Briana, który dobijał się do mnie o każdej porze dnia i nocy od dwóch tygodni.

Od nocy, w której odbył się bal oraz Chuck trafił do szpitala.

Nie chciałam z nim rozmawiać, ponieważ przyjaciel za bardzo przejmował się moim stanem zdrowia i niestety, ale był w zmowie z moimi rodzicami. Ja z nimi nie rozmawiałam, lecz on przekazywał im wszystko, jak posłuszny kundelek. Dlatego musiał mu wystarczyć sms z informacją, że nic mi nie jest.

Schowałam telefon za gumkę od spodenek i usiadłam na chłodnym piasku, obserwując rozpływającą się wodę po brzegu oceanu. Słońce było coraz wyżej, a z ulicy z każdą kolejną minutą, dochodził coraz to głośniejszy hałas pracujących silników. Cisza, jaka wcześniej panowała, była idealna. Potrzebowałam jej, aby móc w spokoju poradzić sobie ze swoimi uczuciami, które we mnie buzowały od długiego czasu.

Nie będę nikogo okłamywać, nie potrafiłam normalnie funkcjonować, spać, jeść, ani nawet rozmawiać. Wystarczyło, żeby ktoś rozpoczął temat bruneta o zielonych oczach, ja już czułam, jak łzy nabierają się pod moimi powiekami.

Tak jak teraz.

Ściągnęłam buty wraz ze skarpetkami, wyciągnęłam telefon, który razem z koszulką wylądował na piasku i wbiegłam do wody po kolana. Ponieważ jeszcze nawet nie było piątej, woda była lodowata, przez co wciągnęłam powietrze, o mało nie piszcząc. Oprócz mnie i policjanta kilkadziesiąt metrów za mną, na plaży nie było nikogo, dlatego nie oglądając się za siebie, zrobiłam kolejny krok i kolejny, nagle orientując się, że jestem po pierś w wodzie.

Pokonałam kolejne dwa kroki, a woda przykryła mnie całkowicie.

Oddychałam spokojnie, czując jak ocean otula całe moje ciało. Łzy odeszły w zapomnienie, a bolesny ucisk na sercu, zelżał. Nie odpuścił całkowicie, nie. On po prostu doznał chwili ukojenia. Odbiłam się od dna, a woda wybiła mnie na jej powierzchnie. Rozluźniłam mięśnie, pozwalając ciału dryfować.

Możecie powiedzieć, że jestem słaba, ponieważ płaczę po chłopaku, którego znałam cztery miesiące. Możecie to powiedzieć i będziecie mieli stuprocentową rację. Prawdziwa miłość sprawia, że czujemy się niezniszczalni i możemy wszystko. Dodaje nam skrzydeł, sprawia, że chcemy więcej i więcej, staje się uzależniająca. Bo szczęście jest uzależniające.

Wyszeptać prawdę // pierwsza część dylogii SzeptaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz