XVIII Kolejna maska

1.3K 116 1
                                    

Lana del Rey Summertime Sadness


– Dzień dobry, Vincencie.

– Słyszałem, że mnie szukałeś – mężczyzna przekrzywił głowę, jakby obserwował jego reakcje.

Will zaciskał i luzował pieści naprzemian. Miałam go na wyciągnięcie ręki, ale byłam zbyt sparaliżowana strachem, żeby się ruszyć.

– Wieści szybko się rozchodzą – zaśmiał się bez krzty emocji.

– Co zrobić? Wszędzie mam znajomych – Vincent wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste. – W Santa Barbarze nawet wielu. Jedni wciąż chodzą do szkoły, a inni pracują i jadają lunche w barach na molo.

William ruszył w stronę Vincenta, ale na szczęście mój zdrowy rozsądek wygrał i szarpnęłam go za bluzę. Nie wiem gdzie znalazłam w sobie tyle siły, żeby zatrzymać jego rozpędzone ciało. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ani kim jest ten człowiek, mimo to zdawałam sobie sprawę, że mężczyzna otwarcie grozi rodzinie Willa.

– Tylko je tkniesz, a obiecuje, że cię znajdę i zab...– nie chciałam, aby kończył, ponieważ ten człowiek mógł zareagować w każdy możliwy sposób. Spanikowana zacisnęłam dłonie na jego ciele, a on na szczęście posłuchał i nie dokończył zdania.

– Proszę proszę, ktoś tu się zrobił impulsywny – zaświergotał śpiewnie, jakby go to bawiło.

Will nie odpowiedział, a Vincent wykorzystał moment przeniósł spojrzenie na mnie, kurczowo zaciskającą palce na ramieniu chłopaka.

– A twoja mała koleżanka jak się nazywa? – uśmiechnął się, a ten nie był ani odrobinę przyjemny.

Jak ktoś tak piękny, może być zarazem tak paskudny?

– Daj jej spokój – warknął William.

Wyswobodził swoje ramię z mojego objęcia i zaplótł nasze palce, chcąc dodać mi otuchy i gdyby nie okoliczności; skakałabym z radości.

– Chce się tylko przywitać, spokojnie – fałszywość w jego głosie, aż kipiała.

– Nawet nie próbuj – rzucił ostrzegawczo Will, na co Vincent uśmiechnął się pod nosem.

Zaplótł dłonie, zrobił kilka kroków w naszą stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Im bliżej był, tym wyraźniej dostrzegałam jego piorunujące piękno. Jego twarz zdawała się być idealną, prócz jednej blizny przecinającej w połowie jego brew. Była zaróżowiona, co oznaczało, że była stosunkowo świeża.

Vincent był coraz bliżej, dlatego Will chwycił mnie mocniej, nie pozwalając mi na jakikolwiek ruch.

Miałam dwa wyjścia. Uciec stąd i narazić nas na zagrożenie albo udać, że wcale mnie nie przeraża i grać w jego grę. Przeszła mi przez głowę pierwsza opcja, jednak Vincent nie wyglądał na osobę, której się odmawia.

Wyplątałam się z uścisku Williama i podałam dłoń mężczyźnie.

– Miło mi poznać, Vincent – powiedział niskim głosem. – Ucałowałbym cię w dłoń, ale twój chłopak zaraz mnie rozszarpie, dlatego zatrzymam się na uścisku dłoni.

– Billie – powiedziałam z zaciśniętym gardłem, chociaż mężczyzna teraz wyglądał jak ktoś naprawdę niegroźny.

Will prychnął z niesmakiem.

– Wystarczy – warknął zza moich pleców.

Wyciągnęłam dłoń z uścisku i pod czujnym okiem mężczyzny, przysunęłam się z powrotem do Williama.

Wyszeptać prawdę // pierwsza część dylogii SzeptaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz