XXIV Mam coś na twarzy?

1.4K 110 7
                                    

Eminem Mockingbird oraz Lose Yourself

WILLIAM POV'S:

czwartek, 31.03.2022,5:15 p.m.

Kolejną godzinę siedziałem w niewygodnym fotelu na miejscu pasażera, odczuwając głód. Marzyłem o prawdziwym obiedzie, a zapachy z baru po drugiej stronie ulicy nie pomagały. Od trzech dni nie jadłem nic innego, jak burgery oraz kubełki ze skrzydełkami i frytki, chowając się w motelowym pokoju albo kabinie furgonetki, która mieściła trzy fotele, trochę miejsca na nogi i deskę rozdzielczą.

A połowę miejsca zajmował Vincent, który nie przestawał mnie irytować, samą swoją obecnością.

– Masz kasy jak lodu, nie mogliśmy wynająć wygodniejszego samochodu? – przerwałem ciszę.

– Myślisz, że z własnej woli ubrałem te obskurne ubrania? Nie. Jesteśmy tu incognito, więc nie marudź – burknął z obrzydzeniem, przez co mimowolnie spojrzałem na nasze sprane polary oraz dziurawe spodnie.

Vincent, który nie rozstawał się na co dzień ze swoimi koszulami oraz lakierkami, wyglądał dość nietypowo w takim wydaniu. Naciągnąłem niżej swoją niezniszczalną czapkę z logiem Yankessów, tonąc w fotelu i przymykając powieki. Vince nie spuszczał z oczu wejścia do baru, dlatego byłem pewny, że niczego nie przeoczy. Ciężko było mi się zdrzemnąć, ponieważ furgonetka śmierdziała stęchlizną i nawet otwarte okna nie pomagały w pozbyciu się nieprzyjemnego zapachu.

– Czemu nie ma z nami twojej ochrony? Nigdy się bez nich nie ruszasz.

– Ktoś nas wydał ostatnim razem i Michael zwiał. Wolę nie ryzykować.

– Myślisz, że ja cię nie wydam? – zapytałem, chociaż wcale nie przeszło mi to przez myśl. Zależało mu na całej sprawie tak samo jak mi, moje pytanie miało na celu jedynie zdenerwowanie mężczyzn, co stało się przez kilka wspólnych dni moim ulubionym zajęciem. Nie otwierałem oczu, mimo to, poczułem, jak Vincent porusza się niespokojnie w fotelu kierowcy – udało mi się.

– Może i mnie nienawidzisz, ale jego nienawidzisz bardziej. Nie zrobiłbyś tego. Za bardzo zależy Ci na Naomi i Billie, poza tym tak samo jak ja, chcesz znaleźć tego skurwiela – zacisnąłem szczękę, kiedy wspomniał imiona dziewczyn

– Nie ufasz swoim ludziom? – Udawałem, że nie usłyszałem jego dalszej wypowiedzi.

– Jedyną osobą, której ufam, jesteś ty.

Spojrzałem na mojego dawnego przyjaciela i zastanawiałem się, jakim cudem złamałem złożoną sobie kiedyś obietnice? Lata temu, Vincent wziął mnie pod swoje skrzydła, kiedy moi rodzice umarli, a ja byłem w najgorszym dołku swojego życia. Zaopiekował się mną, dał pracę, poświęcał czas i uwagę, której mi brakowało. Stał się moim starszym bratem, nie oczekując niczego w zamian. Nasze pierwsze spotkanie pamiętam jak przez mgłę.

Pijany, niepełnoletni nastolatek śpiący na ladzie w barze, tydzień po pogrzebie rodziców. Nao od tygodnia była z babcią, a ja nie pokazałem się w domu od czasu telefonu ze szpitala. Wybiegłem w koszulce i starych dresach, nie zwracając uwagi na krzyki babci, ani cioci. Nie pojawiłem się na pogrzebie, ponieważ przespałem go naćpany w jakiejś spelunie na obskurnym materacu, wśród największego marginesu społeczeństwa, które chętnie częstowało mnie wtedy swoimi używkami.

Nie mam pojęcia jak, ale trafiłem do baru w jednym z najlepszych hoteli w Kalifornii. Podobno spałem na barze, nie kontaktując. Vincent właśnie kończył spotkanie ze swoim klientem, którym okazał się być właściciel hotelu. Wyszli z loży, a wtedy ujrzeli moje ciało, otoczone dwoma ochroniarzami oraz barmanem, który ich wezwał. Szarpany przez mężczyzn, zacząłem odzyskiwać świadomość. Barman wylał na mnie szklankę wody, dlatego w końcu się podniosłem, natrafiając na ciemne tęczówki Vincenta.

Wyszeptać prawdę // pierwsza część dylogii SzeptaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz