// 53 - The Final Clash (1) \\

246 19 15
                                    

  Długowłosemu w końcu udało się udźwignąć ciążący na plecach okropny balast i wykopać spod gruzów nowoczesnej konstrukcji. Prostując się ogarnął wzrokiem przestrzeń wokół siebie jeszcze przed chwilą wypełnioną nieskazitelnymi szeregówkami, gdy teraz na jego oczach rozciągało się przysłowiowe rżysko. Wszystko zostało jakby zdmuchnięte z planszy. Z całej posiadłości państwa Kim pozostała jedna, jedyna ściana w dodatku niecała. Zresztą wszędzie wokół sytuacja wyglądała podobnie.

  Ogarnęła go panika, gdy w szczątkach sufitu nie mógł odnaleźć Felix'a ani niesfornych bliźniaków. Niedaleko dostrzegł jednak poruszającą się kupkę gruzów. Rzucił się prosto w jej stronę następnie wygrzebując spod żwiru oszołomionego szatyna razem z dwójką jeszcze bardziej przestraszonych dzieciaków.

— Wszystko w porządku? — Blondyn strzepał brud z głowy młodszego.

— Co to było? — Piegus zapytał całkiem ignorując pytanie.

— Yi-jin — chłopak wycedził przez zaciśnięte zęby. Brodząc w gruzach ruszył przed okazałą niegdyś rezydencję, gdy w tym czasie Felix sprawdzał stan swoich młodych podopiecznych.

— Nic wam nie jest? — zapytał oglądając ich z każdej strony.

— Lix...bo mnie boli kostka — załkał jeden z bliźniaków wskazując dosyć mocno opuchnięty staw.

— Niedobrze...trzeba to jakoś usztywnić i obłożyć lodem. — Yongbok rozejrzał się po otoczeniu. Skrzywił się nie znajdując jednak nic, co było mu w tej chwili potrzebne.

— Hyunjin! — krzyknął, a starszy w mgnieniu oka znalazł się obok niego. — Trzeba go zabrać do szpitala. On nie da rady.

  Wtedy niebo tuż nad ich głowami rozerwała potężna błyskawica ponaglając ich tym samym do działania.

  Jasnowłosy pod presją czasu nie zawsze miał dobre, czy choćby bezpieczne pomysły. Ten okazał się być równie niebezpieczny, jak inne.

  Chłopak rzucił się prosto do jednej, jedynej pozostałej ściany domu, o którą oparta była nieduża szafka. Wszczął poszukiwania co chwilę jednak wystawiając głowę i sprawdzając odległość dzielącą ich od kolejnej zbliżającej się fali fioletowego pyłu. W jednej z szuflad znalazł mały koszyk. Zdmuchnął z niego wierzchnią warstę kurzu, która już po chwili dryfowała w wilgotnym powietrzu. Przeszukał jego zawartość niemalże na wylot, kiedy w końcu udało mu się znaleźć to, czego szukał.

— Jaewoon, pomóż Felix'owi. Trzeba zabrać twojego brata do auta — Po twarzy dżina przebiegł chytry uśmiech, gdy w rękach podrzucał kluczyki do seata ibizy IV.

— Hyunjin! Nie masz prawa jazdy, co ty wyprawiasz?! — Felix krzyknął dźwigając bliźniaka na nogi.

— Jeszcze. To najważniejsze. Po prostu za pierwszym razem nie zdałem. Nic wielkiego. — Hwang wyszedł przed dom i za pomocą pilota otworzył zaparkowany na podjeździe biały samochód.

— No chyba nie bez powodu..egzaminator miał traumę. — Zrezygnowany Lee z pomocą Jaewoon'a doprowadził podopiecznego pod samochód.

— Spokojnie, wiem co robię. Nauczyłem się teorii, gorzej z praktyką, ale damy radę. Wsiadajcie!

  Hyunjin zasiadł za kierownicą. Oczywiście podchodziło to po prostu pod kradzież, ale przy takim zagrożeniu, jak apokalipsa czy koniec świata, nie miało to żadnego znaczenia. Poza tym obiecał sobie, że odstawi wóz na miejsce. To znaczy, jeśli będzie co odstawiać..

— Pamiętaj, żeby odstawić to auto na miejsce. — Felix wpakował się na fotel obok chwilę wcześniej usadawiając dwójkę braci na tylnich siedzeniach. Podenerwowany od razu sięgnął za pas. Nie miał zamiaru wylecieć za okno już przy pierwszym ostrym zakręcie, co to, to nie.

My Genie // Hyunlix Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz