Minęło kilka tygodni od tego feralnego porwania. Na całe szczęście nasza ucieczka z klubu zakończyła się sukcesem. Razem z Aresem postanowiliśmy, że dla naszego dobra wrócimy na jakiś czas do San Diego. Od wczoraj mój telefon zawalony był wiadomościami od matki. Zaskakujące, że odnalazła w końcu mój numer w komórce. Oczywiście nie odpowiedziałam na żadną z nich. Nie miałam ochoty na kolejne kłótnie, zwłaszcza, że nie powinnam się teraz jeszcze bardziej denerwować. A wiedziałam, że każda nasza rozmowa nie kończy się dobrze, ale musiałam w końcu z nią szczerze porozmawiać. Chciałam to zrobić już w Mission Beach. Bałam się jej reakcji na to co wydarzyło się niedawno w moim życiu. Wbrew pozorom nie chodziło mi o porwanie czy też inne przykre rzeczy, ponieważ wiedziałam, że nawet się tym nie przejmie. Chodziło mi o powiększenie się mojej rodziny w dodatku z chłopakiem, którego ona szczerze nienawidzi.
-Jesteś gotowa? - zapytał. - Taksówka już podjechała.
-Tak, zabiorę tylko torebkę i możemy lecieć. - odparłam z lekkim uśmiechem na ustach.
Wychodząc spojrzałam na wnętrze domu, w którym miałam spędzić najlepsze chwile swojego życia, niestety mój plan życia był zupełnie inny. Trzymając dłoń chłopaka kierowałam się w stronę samochodu. Mimo tego co się ostatnio wydarzyło, byłam szczęśliwa. Miałam obok siebie chłopaka, którego kochałam i tą malutką kruszynkę pod sercem. Nigdy nie pomyślałabym, że pogodzę się z Aresem, a co dopiero założę rodzinę.
Chłopak otworzył przede mną drzwi taksówki i pilnował abym nie uderzyła się w głowę. Od ostatniej sytuacji nie odstąpił mnie na krok. Cała jego uwaga została skupiona całkowicie na mnie, a mi zaczęło się to podobać. Miałam nadzieję, że teraz już naprawdę wszystko będzie dobrze.
Oparta o nagrzaną szybę pojazdu przemierzałam ulice słonecznej Hiszpanii z nadzieją, że jeszcze kiedyś tutaj wrócę i będzie tak jak na samym początku. Z radia zaczęła lecieć piosenka, którą po krótkim czasie zaczęłam nucić pod nosem.
Take me back to the city that I call, where everybody knows my name... Take me back to the people, that I call my people yeah...
-Przepraszam, że tak się to wszystko skończyło. - powiedział przyciszonym głosem Ares.
-Nie masz za co przepraszać, to nie twoja wina. - położyłam prawą dłoń na ramieniu chłopaka.
-Po części to jest moja wina, gdybym Ci o wszystkim od razu powiedział - zrobił krótką przerwę. - naprawdę nic by się nie stało.
-Nie mów tak.
-Wiedzieliby z kim mają do czynienia i, że nie jesteś zwykłą dziewczyną. - powiedział opierając głowę o siedzenie.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Po kilkunastu tygodniach moja stopa znów stanęła na płycie lotniska, które z początkiem miało zwiastować cudowne chwile. I rzeczywiście było tutaj kilka dobrych chwil, ale niestety zdecydowanie przeważały tutaj te gorsze. Pomimo tego co się wydarzyło, postanowiłam zapamiętać tylko tę jedną, w której dowiedziałam się, że tuż pod moim sercem znajduje się sens mojego życia.
Ponownie chwyciłam rękę chłopaka, który poprowadził mnie w kierunku odprawy. Obiecałam sobie, że tego nie zrobię, ale po moim policzku zaczęła spływać słona łza. Jedna po drugiej.
-Co się dzieje? - zapytał, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Nic takiego, coś mi wpadło do oka. - odparłam odwracając głowę w przeciwnym kierunku.
-Może nie coś, a ktoś. - powiedział, a na moich ustach natychmiast zawitał uśmiech.
-Masz rację, chyba tamten chłopak w czerwonej bluzie. - próbowałam się nie roześmiać kiedy widziałam Aresa, który patrzył na mnie z jeszcze większym zaskoczeniem jak przed chwilą.
CZYTASZ
My evil angel
RomanceOlivia Callen wraz z rodzicami wraca do rodzinnego miasta. Marzy aby zostać prawnikiem, tego zadania nie ułatwia jej Ares Corner. Chłopak od najmłodszych lat utrudniał życie młodej Olivii. Po spokojnych latach spędzonych zdala od miasta, w życiu dzi...