Gryson szybkim krokiem ruszył w kierunku domu, ja czym prędzej za nim pobiegłam. Jeszcze do końca nie byłam na siłach aby to robić, ale nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam aby wszyscy dowiedzieli się w ten sposób. Nie teraz. Jeszcze nie. Obawiałam się tylko tego, że nie zdążę już powstrzymać chłopaka.
W szybkim tempie przekroczyłam próg domu do którego chwilę wcześniej wszedł chłopak. Domyśliłam się, że poszedł do salonu gdzie znajdowała się reszta ekipy. Zobaczyłam jak chłopak tłumaczy coś znajomym. Bałam się ich reakcji. Wiedziałam jakie mają zdanie o Aresie.
- O proszę jest i nasza Pani oszustka. - powiedziała Lily kiedy weszłam do pomieszczenia.
- Słucham?
- Powiedziałaś nam, że nic was nie łączy, a tu proszę niespodzianka. - dodał Max.
- Po pierwsze nic takiego nie powiedziałam. A po drugie to nie wasza sprawa. Nie muszę się wam tłumaczyć. - powiedziałam pociągając nosem. Nie byłam w stanie powstrzymać łez, które same cisnęły mi się do oczu.
- W takim razie nie licz na naszą pomoc, dopóki będziesz z nim mieszkać. - powiedziała Lily, która po chwili wyszła a za nią poszli również Gryson i Max.
- Na nas możesz liczyć zawsze. - powiedział Blase, a Miriam się uśmiechnęła.
- Właśnie, nigdy cię nie zostawimy. A nimi się nie przejmuj. - podeszła do mnie i szczerze mnie przytuliła.
Rozmawiałam jeszcze chwilę z pozostałą dwójką przyjaciół, po krótkim czasie musieli już iść, ponieważ Miriam miała wizytę u lekarza. Wiedziałam, że na nich mogę liczyć zawsze. To oni tak naprawdę zawsze byli obok mnie kiedy potrzebowałam pomocy.
Do domu wszedł Ares z nieciekawym wyrazem twarzy. Wyglądał na zdenerwowanego. Nie chciałam dopytywać jaki jest tego powód. Postanowiłam, że poczekam aż sam mi o tym powie.
- Oli, mam pytanie. - powiedział wchodząc do salonu.
- Jakie ? - odparłam.
- Co powiesz na mały odpoczynek w Hiszpanii? - spytał siadając tuż obok mnie na kanapie.
- Mówisz poważnie?
- Całkowicie poważnie. - teraz na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Nie widziałam już w nim chłopaka, który pragnie zniszczyć mi życie, a osobę, z którą mogę spędzić najlepsze lata mojego życia.
Po chwili dokładniejszego ustalenia naszego wyjazdu, dowiedziałam się, że lot mamy już za dwie godziny. Więc nie miałam za dużo czasu. Chłopak kciukiem otarł z łzę z mojego policzka. Po czym oboje udaliśmy się na górę aby zabrać jakieś najpotrzebniejsze rzeczy.
Weszłam do swojego pokoju po czym otworzyłam ogromną szafę, w której ujrzałam sporych rozmiarów białą walizkę. Wyjęłam ją na zewnątrz i otworzyłam. Zaczęłam pakować do niej ubrania. Spakowałam najwięcej sukienek i topów, ponieważ w miejscu, w które lecimy miało być bardzo ciepło. Zabrałam też kilka par butów. Znalazły się tam szpilki jak i zwyczajne trampki.
Ledwo zamknęłam wypchaną po brzegi walizkę. Do bagażu podręcznego wrzuciłam kosmetyczkę i biżuterię. Kiedy byłam już gotowa do wyjazdu zawołałam Aresa, który zabrał moje bagaże do auta. Schodząc po schodach nadal nie dowierzałam, że to się dzieje. Właśnie lecę na wakacje, o których marzyłam od dziecka. To było jak piękny sen.
Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę samochodu. Wsiadłam do środka i czekałam na chłopaka, aż zamknie dom i w końcu pojedziemy na lotnisko. Nie powiem mieliśmy już bardzo mało czasu. Zostało nam jakieś pół godziny aby tam dojechać i przejść odprawę. Miałam nadzieję, że zdążymy.
Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Podszedł do nas młody chłopak, który zabrał nasze bagaże. My zaś udaliśmy się do strefy odpraw. Byliśmy już ostatni w kolejce kiedy nagle ujrzałam widok, którego na pewno nie spodziewałam się widzieć tego dnia.
Moja mama wraz z Samuelem i facetem, który tamtego dnia otworzył mi drzwi i poinformował, że to już nie jest mój dom przemierzali właśnie samym środkiem lotniska. Mój idealny humor w mgnieniu oka zamienił się w koszmarny.
Starałam się aby nikt z nich mnie nie zobaczył. nie chciałam z nimi rozmawiać. A zwłaszcza z matką, która nie miała nawet odwagi spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że wyrzuciła mnie z domu tylko dlatego aby móc sobie do niego sprowadzić kochanka wraz z jego synem.
- Callen za chwilę wrócę muszę coś załatwić. - powiedział Ares.
- Jasne, poczekam.
Nagle podeszła do mnie moja rodzicielka. Nie miałam pojęcia czego chciała. Może postanowiła mi to wszystko wyjaśnić. Tylko po co miałaby to robić skoro miała już na nowo ułożone życie. A ja dla niej nie istniałam. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
- Cześć córeczko. - powiedziała.
- Chyba się przesłyszałam. Nie masz prawa tak do mnie mówić. Nie po tym co mi zrobiłaś. - niemal krzyknęłam jej prosto w twarz.
- O czym ty mówisz przecież jesteś moim dzieckiem. - powiedziała widocznie zdziwiona moim zachowaniem.
- Nie, przestałam nim być w dniu, w którym postanowiłaś zostawić mnie bez słowa. Nigdy ci tego nie wybaczę. Rozumiesz? Nigdy.
W tym samym momencie wrócił do mnie Ares. Przyszedł w samą porę. Dodawał mi odwagi. Dzięki niemu nie czułam się słaba. Wiedziałam, że w razie potrzeby mi pomoże. Mogłam na nim polegać.
- A więc to jest powód twojego zachowania tak? Zadajesz się z osobą przez, którą miesiącami płakałaś w moje ramię ? - powiedziała.
- Nie, to jest powód, dla którego żyję.
Chwyciłam chłopaka za rękę i podeszłam do bramek, przy których stała wysoka, miło wyglądająca kobieta, która sprawdzała bilety. Po sprawdzeniu naszych mogliśmy ruszyć już prosto do samolotu aby zająć swoje miejsca.
- A więc jestem powodem, dla którego żyjesz? - zapytał nagle chłopak kiedy zajmowaliśmy miejsca w samolocie.
- A nie? Przecież gdyby nie ty, to już dawno by mnie tutaj nie było.
- Gdyby nie ja, nie miałabyś tyle problemów. - powiedział.
- Miałabym ich jeszcze więcej uwierz. - odparłam
- Wiesz co ty też jesteś powodem, dla którego żyję. - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Po czym złożył na moich ustach szybki pocałunek.
Obok nas miejsca zajęła para staruszków. Byli bardzo podobni do moich dziadków, których już tak dawno nie widziałam. Postanowiłam, że po powrocie z wakacji poproszę Aresa abyśmy ich odwiedzili.
- Chłopcze nie boisz się tak latać samolotem? - zapytał starszy pan.
- Nie, bo mam anioła przy mym boku. - odpowiedział i puścił do mnie oczko.
- Za to ja troszkę się stresuje. - powiedziałam.
- Skarbie obiecuję, że przy mnie nie musisz się już bać. - odpowiedział chłopak.
Po tym słowach chłopaka na moje policzki wkradł się mocny rumieniec, który nie uszedł jego uwadze. Po raz pierwszy nazwał mnie swoim skarbem. Podobało mi się to.
- Callen znasz taką jedną parę amerykańskich przestępców z lat trzydziestych?
- Bonnie i Clyde? - zapytałam.
- Tak, właśnie o nich chodzi. - powiedział. - Jesteśmy jak oni. - dodał.
- Ale przecież my nie jesteśmy przestępcami. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Jesteśmy. tylko ty jeszcze o tym nie wiesz.
Roześmiałam się na słowa chłopaka. Przed nami była jeszcze kilkugodzinna podróż. Ale potem miało wydarzyć się coś na co czekałam dziewiętnaście lat. Dopiero teraz zaczynały się najlepsze wakacje w mojego życia.
—---------------------
A więc witamy w słonecznej Hiszpanii.

CZYTASZ
My evil angel
Storie d'amoreOlivia Callen wraz z rodzicami wraca do rodzinnego miasta. Marzy aby zostać prawnikiem, tego zadania nie ułatwia jej Ares Corner. Chłopak od najmłodszych lat utrudniał życie młodej Olivii. Po spokojnych latach spędzonych zdala od miasta, w życiu dzi...