rozdział II -,,chciałam hotel a nie apartament''

1.3K 22 4
                                    

Zapraszam pasażerów, który lecą do Londynu do bramek, czas do odlotu 30 minut.

-Chyba musimy iść - powiedzieliśmy w tym samym czasie, zaśmialiśmy się i zabierając swoje bagaże razem ruszyliśmy do bramek.

***

Gdy już znalazłam swoje miejsce okazało się, że Jude ma miejsce na drugim końcu pokładu, a obok mnie nie było nikogo, idealnie, nikt mi nie zabroni wyciągnąć sobie nóg i będę mogła czuć się swobodnie, ale nie wcześniej wspomniana osoba, zawsze pojawi się tam kiedy i gdzie chce. Tym razem nawet nie pytał czy może, po prostu wziął swoje rzeczy i usiadł obok mnie. Obrzucił mnie swoim czarującym uśmiechem i skupił się na stiuardesie, która pokazywała dokładnie rzeczy, które musiała zrobić.

Podczas lotu trochę rozmawiałam z Judem, ale nie przesadnie to raczej on zawsze początkował rozmowę, ja natomiast chciałam w dalszym ciągu znaleźć hotel godny miliarderki, więc wyciągnęłam swojego laptopa i zaczęłam przeglądać oferty.

-Szukasz hotelu? - zapytał chłopak, a ja nie odrywając wzroku od ekranu skinęłam głową. - No to świetnie się składa, znam taki jeden super hotel mogę załatwić Ci kilka nocy - od razu na niego spojrzałam z niedowierzania, aż musiałam ze swojej pozycji pół leżącej, wyprostować się. - Oczywiście na mój koszt - i puścił mi oczko, dziwne uczucie.

-Nie Jude, ja nie mogę, sama za siebie zapłacę - powiedziałam jak dorosła, chodź w środku skakałam ze szczęścia, że nie musze za nic płacić, lubię być pasożytem.

-Dobra zróbmy tak, ja tam napisze, żeby zarezerwowali, a ty mi przelejesz, zgoda? - zapytał z bananem na twarzy, wiem, że za tym będzie podstęp. - Ale daj mi swój numer - popatrzyłam na niego podejrzliwie. - No wiesz za starania - uśmiechnęłam się uroczo i prychnęłam.

-Na numer sobie musisz poczekać, nie dam ci od tak - powiedziałam, a jak widziałam jego zrezygnowanie ujęłam jego twarz w dłonie. - Żartowałam, daj telefon - powiedziałam puszczając jego twarz. Widziałam zdezoriętowanie na po jego rysach, ale dla mnie nie było w tym nic dziwnego, traktowałam tak każdego. Chłopak podał mi telefon z ogromnym uśmiechem, a ja speszona wpisałam cyferki.

***

Po ciężkim locie, mogłam w końcu poodychać londyńskim powietrzem. Czułam się jak nowo narodzona stojąc w nowym miejscu i przede wszystkim nieznanym. Nie chciałam się narzucać światu, by od razu pokazywać, że zmieniłam coś w swoim życiu. O tym wyjeździe wiedziała praktycznie tylko rodzina z grupy, nikt więcej chyba, że już coś powiedzieli, mam nadzieję, że to będzie najlepsza decyzja w moim życiu, bo chyba już do Stanów wrócę tylko kiedy będzie to konieczne. Tam jest moje stare życie, a ja chcę żyć na nowo, chcę żyć jak na prawdziwą dwudziestolatkę: wolna samodzielna i przede wszystkim szczęśliwa. Jednak mojego banana, którego miałam ma twarzy w łatwy sposób Jude go ściągnął.

-Czemu przestałaś się uśmiechać, wyglądałaś słodko -aha. I co z tego, ale miło z jego strony.

-Nie ma się z czego cieszyć tak naprawdę - powiedziałam spoglądając mu głęboko w oczy.

-Na pewno nie chcesz się wygadać? - zapytał z troską w głosie i złapał mnie za ramię. Skinęłam głową na zgodę. - No to idziemy na kawę - powiedział z uśmiechem i mnie popędził.

-Co teraz - pokiwał energicznie głową na zgodę. - Nie jesteś zmęczony? Nie chcesz odpocząć

-Chce, ale i tak nie odpocznę puki nie dowiem się co się stało, więc chodź, samochód już czeka - powiedział łapiąc mnie za reke i zaczął ciągnąć mnie w stronę samochodu.

what will happen to me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz