Rozdział czwarty

976 29 1
                                    

- Ale tak właściwie, dlaczego nie? 

- Dlaczego? 

- No dlaczego by nie?

- Bo nie. 

- "Bo nie" to żadna odpowiedź. 

- Peterze Dobson! Czy ty mnie w ogóle słuchałeś przez ostatnie pół godziny? 

Rzuciłam na blat ścierkę, którą czyściłam maszynę z nadmiaru skamieniałej już soli. Podparłam dłonie o biodra i spiorunowałam wzrokiem sylwetkę chłopaka, który poprawił okulary na nosie i wzruszył beztrosko ramieniem. Opowiadałam mu o rozmowie z Cynthią i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, przyjął wobec całej tej sytuacji zupełnie odmienne od mojego stanowisko.

- Owszem. I całkowicie cię rozumiem. Tyle, że próbuję spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. 

- Nie ma innej perspektywy. - przerwałam mu nim zdążył zagalopować się we własnych rozważaniach nieco dalej. Zaczęłam żałować, że w ogóle podjęłam z nim ten temat. Pete potrafił być naprawdę uparty, a przy tym zupełnie nieznośny, kiedy coś sobie ubzdurał. 

- Zawsze jest. Słuchaj, wiem że masz wiele obowiązków i naprawdę podziwiam, że dajesz radę godzić je wszystkie. Ale może taka zmiana dobrze by na ciebie wpłynęła? Sama mówiłaś, że budowanie portfolio idzie ci opornie. Taka odskocznia od rzeczywistości mogłaby pobudzić twoją kreatywność i pozwoliła poobserwować rzeczywistość z całkiem innej strony. 

Zamrugałam kilka razy szybciej i więcej niż było to konieczne. Byłam zaskoczona punktem widzenia, który przedstawił, bo ani przez moment nie przeszło mi przez myśl cokolwiek podobnego. Peter natomiast dalej niewzruszony polerował kufel od piwa, jakby to co powiedział było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. 

- No co? - skrzywił się, kiedy ja milcząco wpatrywałam się w jego sylwetkę. 

- Nic. - bąknęłam i odwróciłam się do niego plecami, powracając do przerwanej czynności. 

- Do kiedy masz udzielić im odpowiedzi? 

Wzruszyłam ramionami, bo nie miało to dla mnie znaczenia. Od początku zakładałam, że nie ma nad czym się zastanawiać i choć Peterowi udało się zasiać ziarno niepewności, było ono zbyt wątłe, żeby zdziałać cokolwiek. 

- Cynthia mówiła, że dwa dni, więc prawdopodobnie do dziś? Nie wiem. Nieszczególnie mnie to obchodzi.

- Uważam, że powinnaś to przemyśleć Felicio. Naprawdę. Jeśli nie przez wzgląd na Cynthię to może trochę przez wzgląd na siebie. 

- To byłoby okrutnie egoistyczne, nie sądzisz? 

- Czasami egoizm to najlepsze co może sobie człowiek w życiu sprezentować. - odparł, odkładając szklankę na blat. - Poza tym, w tym konkretnym przypadku, skorzystałybyście obie. Zarówno ty jak i Cynthia. Może to gra warta świeczki? 

***

Opierałam się o chłodny blat lady. Głowę ułożyłam na przedramieniu i co jakiś czas zdmuchiwałam z twarzy niesforne kosmyki włosów, które wyplątały się z warkoczy i łaskotały mnie w czoło. Przymknęłam powieki, by pozwolić oczom choć na chwilę odpocząć od ekranów i świateł ledowych. Mruczałam cicho jakąś piosenkę, która zapętliła się w mojej głowie kilka godzin temu, a której tytułu nie potrafiłam sobie przypomnieć. Była prawie dwudziesta pierwsza, a mnie dopadało coraz większe znużenie, z którym nie potrafiłam już walczyć. 

- Ostatni seans Felicio. 

Pete postawił przede mną kubek z cappuccino, a ja uśmiechnęłam się w geście podziękowania. 

Tylko jeden taniec, FelicioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz